Choć PlayStation 5 odpalam raczej rzadko, są takie gry, dla których cieszę się, że to zrobiłam. Selfloss już ze zwiastunów wyglądało jak indyk dla mnie.
Jeśli podchodzicie do tej gry widząc jedynie zwiastun, to wiecie tylko tyle, że jest to przygodówka, w której czeka nas eksploracja świata zarówno na piechotę, jak i w łodzi. Mamy też elementy walki, gdzie naszą bronią jest emitująca światło „różdżka”. A wszystko to opakowane w lekko plastelinową grafikę, przypominającą mi najbardziej chyba Ashen. Gotowi na przygodę?
Fabuła
Selfloss brzmi ciut jak łzawy tytuł. Tak wiecie, po samym tytule, w którym już wspominana jest strata. Na szczęście szybko się okazuje, że jest tu znacznie więcej rozgrywki, niż tylko wysłuchiwanie smutnych opowieści. Choć faktycznie, będziemy krążyć wokół tej straty.
Wcielając się w postać Kazimira trafiamy do świata opanowanego przez Miazmę, zarazę atakującą okoliczne stworzenia. Naszym zadaniem będzie pomoc im, a także odprawianie rytuału, który pomoże niektórym zapłakanym postaciom poradzić sobie ze stratą ukochanych.
W każdym rozdziale gry szukać będziemy składników do rytuału, bazujących na esencji z ryby Loss.
Rozgrywka
Mamy tu do czynienia z przygodówką, której pzyglądamy się z całkiem sporego dystansu. Kazimir i jego świecąca laska są jedynie malutkimi elementami na środku ekranu. Co ciekawe, Selfloss nie jest tytułem liniowym i w obrębie rozdziałów mamy sporą dozę wolności. Zazwyczaj będziemy mieć po prostu kilka rzeczy do zrobienia i ich kolejność nie ma zbyt wielkiego znaczenia, choć zdażą się też momenty, gdy potrzebować będziemy nowej umiejętności, której zdobycie odblokuje nam kolejne części mapy. Jednak, nawet wtedy przygotujcie się na to, że by zdobyć tę umiejętność, zeknąć będziemy musieli w większość dostępnych dla nas miejsc.
Mapy są jednak atrakcyjne, choć przytłumione kolory wywołują uczucie smutku, ale… wiecie o co mi chodzi. Dużo się dzieje, wszystko jest ładne na swój szarobuy sposób i faktycznie chcemy eksplorować.
Zaglądanie we wszystkie zakamarki bardzo umila jeszcze fakt, że mamy tu kilka różnych „rzeczy” do znalezienia. Od zwojów, po portale, które łatwo przegapić, a przejścia między rozdziałami zamkną je dla nas kompletnie. Postarajcie się więc czasem zerknąć w jakieś dziwne miejsce, bo może to tam czai się kolejna karta, która opowie Wam o świecie?
Oprócz eksploracji świata będziemy też wykorzystywać poznane mechaniki z ratowaniu stworzeń, gdzie naszą główną bronią będzie światło! W ten sposób wyczyścimy Miazmę, a także aktywujemy specjalne kamienne portale. Z czasem jednak pojawią się też inne umiejętności. Wszystko jednak podawane w spokojnym tempie, pozwalającym nam na naturalne opanowanie wszystkich klawiszy.
Oprawa audiowizualna Selfloss
Powiem Wam, że jestem bardzo miło zaskoczona. Graficznie jest świetnie i unikatowo. Na myśl przychodzi mi faktycznie tylko Ashen, choć modele postaci są wystarczająco inne, by mało kto miał w ogóle takie skojarzenie. Pomijając już fakt, że kto w ogóle pamięta o Ashen. Ale, wracając. Światy są bogate, na planszach dużo się dzieje i nawet tło, choć rozmyte, wygląda intrygująco.
Klimat czerpie z mitologii celtyckiej i słowiańskiej. A może z tymi celtami to tylko moje własne skojarzenia, bo te formacje skał na pierwszym zdjęciu wyglądają jak Giant’s Causeway na wybrzeżu Irlandii Północnej? W każdym razie, spotkamy się tu z runami i fantastycznymi stworzeniami wzbogacającymi świat przedstawiony.
Muzyka? O kurczę. Ścieżka dźwiękowa jest genialna. „Haunting” byłoby tu idealnym angielskim przymiotnikiem. Muzyka żyje tu sama sobą i przyznam szczerze, były momenty, gdy siedziałam w danej scenie tylko po to, by dać muzyce wybrzmieć do końca.
Sporadyczne dialogi nie zakłócą nam muzyki za mocno, szczególnie że nie będą to słowa w żadnym znanym nam języku. Przygotujcie się więc na czytanie (nie ma polskiej wersji językowej), chociaż dialogów nie będzie zbyt dużo i nie będą zbyt wymagające.
PS. Zrzuty ekranu w żaden sposób nie oddają jakości grafiki, jest o wiele lepiej!
Sterowanie
Moje przygody z PlayStation 5 to jest w ogóle inny świat, po kilkunastu latach z konsolami Microsoftu. Ale, przynajmniej mam kontroler, w którym mogłam miejscami zamienić analogi, więc nie łamię sobie kciuków. Wciąż gubię się jednak w tym gdzie jest L2 a gdzie L1, nie mówiąc już o przyciskach z prawej strony kontrolera.
Na szczęście, sterowanie jest dość intuicyjne i wprowadzane stopniowo, więc jesteśmy w stanie opanować dostępne interakcje przed dodaniem kolejnych. Największą trudność sprawią pewnie te łamigłówki, w których musimy jednocześnie trzymać przyciski, sterować postacią i światłem. Pamiętajcie jednak, że nagroda za te łamanie palców jest warta waszego cierpienia!
Wrażenia
Powiem Wam, że Selfloss naprawdę mi się podobał. Był ciut łzawy, ale jest tam znacznie więcej. Klimatyczna ścieżka dźwiękowa, świetna oprawa graficzna sprawiają, że do świata gry naprawdę chce się wracać. Napotkamy też sporo intuicyjnych łamigłówe, które jednocześnie łatwo pominąć, dając nam przy tym sporą dozę satysfakcji! Bo wiecie, nie dość, że nie przegapiliśmy, to jeszcze udało nam się wymyślić, co trzeba było zrobić.
Więc tak, te latające „cosie” trzeba podprowadzić światłem do zamkniętych skrzyń, tak.
Jest coś fascynującego w tej grze. W jej różnych biomach, które uświadomiły mi, że bagna w grach lubię najbardziej. W tej cichej eksploracji z niewielką ilością walk. Jest spokojnie, a jednocześnie angażująco. Nie mamy wrażenia, że błądzimy po mapie bez celu, bo wszystko jest ciekawe i większość jest po coś.
Napotykani giganci i inne stworzenia opowiedzą nam o świecie albo o sobie, a my będziemy mieli szansę im pomóc. Przy okazji też odkrywając historię Kazimira i jego stratę, z którą wciąż nie umie się pogodzić. Bo o to tu tak naprawdę w tym wszystkim chodzi. O Kazimira i jego stratę.
Selfloss dostępny jest na konsolach Xbox Series, PlayStation 5 i Nintendo Switch, a także na PC 12 października.
Dodaj komentarz