Po dużych konsolach poprzedniej i nowej generacji przyszła pora na zdecydowanie najmniejszą z nich – Nintendo Switch. Czy Biomutant daje radę i ma sens na tym sprzęcie? Dowiecie się po lekturze niniejszej recenzji.
Biomutant to gra, z którą już przed jej pierwotną premierą wiązałem niemałe oczekiwania. Tytuł ten powstawał przez wiele lat i co poniektórzy mogli nawet twierdzić, że ostatecznie się nie ukaże. Na szczęście jednak produkcja trafiła na konsole PlayStation 4 i Xbox One, a później dostała ulepszone edycje dedykowane konsolom nowej generacji. W mojej recenzji wersji na Xbox One dzieło studia Experiment 101 zdobyło wysoką ocenę. Z przyjemnością sięgnąłem też po ulepszoną pod kątem PlayStation 5 wersję, a co na jej temat sądziłem opisałem oczywiście w odpowiednim artykule. Zabierze Was do niego poniższy odnośnik.
Nie ukrywam, że Biomutant bardzo mi się spodobał i chętnie zabierałbym go także w podróż. Kiedy więc dowiedziałem się, że powstaje port na Nintendo Switch, śledziłem wszystkie doniesienia na ten temat. Gdy polski wydawca, Plaion, zaoferował mi możliwość zrecenzowania tej edycji gry, ochoczo z niej skorzystałem. Już jutro swoją premierę będzie miała recenzowana produkcja. Jak sprawuje się ona na Nintendo Switch? Zapraszam do mojej recenzji portu.
Biomutant – podsumowanie najważniejszych informacji
Jako że jest to już moja trzecia analiza Biomutanta, to nie widzę większego sensu w wymyślaniu koła na nowo. Fabuła i rozgrywka nie zmieniają się przecież niezależnie od platformy, toteż pozwolę sobie na wykorzystanie już kiedyś napisanych przeze mnie fragmentów recenzji. Zacznijmy oczywiście od wydarzeń, jakich będziemy świadkami.
Nasz bohater jest doświadczony przez życie. Brakuje mu naturalnych jednego oka i ręki, które stracił w wyniku starcia z Lupa-Lupinem, głównym czarnym charakterem gry. Jak z pewnością kojarzycie z plakatów Biomutant, nasza postać nosi przepaskę na oku, natomiast prawa ręka jest mechaniczna. Jest to uzasadnione fabularnie i muszę przyznać, że argumenty są dość sensowne. Jak łatwo się domyślić, jednym z celów rozgrywki będzie odnalezienie Lupa-Lupina i pokonanie go raz na zawsze. Oprócz tego w tle toczy się gra o ocalenie całego świata. Drzewo Życia umiera i będziemy musieli uporać się z czwórką Pożeraczy Świata. Zadecydujemy także o tym, jakie cztery postaci dołączą do nas na Arce, która będzie mogła nas zabrać z zagrożonego świata w obliczu katastrofy. Jak widać, stawka jest wysoka i na naszych barkach spoczywa ogromna odpowiedzialność.
Biomutant jest, jak przystało na grę w otwartym świecie, wypełniony różnego rodzaju aktywnościami pobocznymi. Realia, w których przyszło żyć naszej postaci noszą ślady dawnej ludzkiej, zapomnianej już teraz, cywilizacji. Ludzie nie istnieją już na świecie. Ich nadmierna ekspansja w połączeniu z brakiem poszanowania dla środowiska naturalnego sprawiły, że ściągnęli na siebie zagładę. Post-apokaliptyczny świat wpłynął również na faunę, czyniąc z niej tytułowe Biomutanty. To, jakim podejściem będzie się kierować nasz bohater zależy tylko od nas. W recenzowanej grze znajdziemy bowiem masę misji pobocznych. Bardzo podoba mi się to, że niesłychanie rzadko opcjonalne zadania wylądują automatycznie w naszym dzienniku. Zdecydowana większość nich wymaga od nas porozmawiania z postaciami zamieszkującymi świat. Dopiero wtedy dowiemy się, że coś ich trapi i potrzebują naszej pomocy. Podejście to korzystnie wpływa na immersję i przyznaję, że uważam je za jeden z bardziej istotnych plusów tej produkcji.
Biomutant na Nintendo Switch – jakość portu
Niestety w przypadku strony technicznej, a więc najważniejszej części portu, nie jest dobrze. Jest to dość delikatne określenie sytuacji i już tłumaczę, co dokładnie mam na myśli. Jak zapewne wiecie z moich poprzednich recenzji Biomutanta, bardzo ciepło wspominam tę grę. Miałem więc nadzieję na podobnie pozytywne wrażenia, sięgając po przenośne wydanie tytułu. Jak bardzo się myliłem…
Nie ma co owijać w bawełnę – port gry Biomutant na Nintendo Switch wygląda po prostu paskudnie. Jest to stwierdzenie brutalne, ale w swojej brutalności niezwykle zgodne z prawdą. Nie miałem bynajmniej nadziei na tekstury w 4K czy zaawansowane efekty świetlne lub wygładzanie krawędzi. Zdaję sobie sprawę z ograniczeń tego sprzętu. Miałem jednak w pamięci również to, jak wyglądają i działają zdecydowanie większe, bardziej rozbudowanego gry. Za przykłady niech posłużą Kingdom Come: Deliverance – Royal Edition oraz Wiedźmin 3: Dziki Gon – Edycja Kompletna. Nie chcąc być gołosłownym, zachęcam do zapoznania się z moją recenzją przygód Białego Wilka na Switchu. Odnośnik do odpowiedniego artykułu znajduje się niżej.
Wizualny potworek
Niestety, Biomutant wygląda jak gra z konsol PlayStation 2. Rozmazane tekstury, wyglądające jak zlepione ze sobą kawałki plasteliny są okropne. Nie można nimi usprawiedliwiać nawet chęci utrzymania wysokich wartości liczbowych klatek na sekundę. Spadki poniżej 30 FPS są tu bowiem na porządku dziennym. Skrzynkom i szafkom nie tylko brakuje nierzadko poświat informujących o rzadkości. Pojawiają się tuż przed naszymi oczami jeśli jeździliśmy wcześniej na wierzchowcu lub byliśmy w mechu! Zapomnijcie też o dostrzeżeniu deszczu – informują nas o nim tylko dźwięk otoczenia i narrator. Kpina. Nie brakuje też bardzo długich czasów ładowania. O ile zapisywanie gry występuje bardzo często, o tyle nie ma to niestety żadnego wpływu na czas wczytywania. Plusem jest oczywiście możliwość zapisania gry w dowolnym momencie.
Wróćmy jednak do wczytywania gry. Nawet jeśli dosłownie przed chwilą zginęliśmy i chcemy kontynuować rozgrywkę, to musimy liczyć się z ładowaniem rzędu 40 sekund! O dziwo szybka podróż wymaga od nas czekania około 20 sekund. Nie mam pojęcia, czym jest to spowodowane, ale jest do dla mnie kuriozalna sytuacja. Nie chciałbym też kopać leżącego, ale nie mogę nie zamieścić zrzutów ekranu i zestawić ich z wersjami gry na konsole Xbox One oraz PlayStation 5. Odpowiednią galerię znajdziecie niżej.
Na prawo – Nintendo Switch
Z prawej strony – Nintendo Switch
Na prawo – Nintendo Switch
Z prawej strony – Nintendo Switch
Na plus z pewnością muszę poczytać udźwiękowienie gry Biomutant. Została ona wydana w pełnej polskiej wersji językowej, co bardzo spodobało mi się już kilka lat temu, kiedy recenzowałem tę grę. Mimo że nie jestem zwolennikiem polskich dubbingów, to w recenzowanym tytule jest on tak dobry, że nie wyobrażam sobie grania z angielskimi głosami. W tym miejscu dobrze jest na chwilę przystanąć. Nie szukajcie polskiej paczki głosowej w dziale DLC w eShopie Nintendo. Wygodniej będzie zamiast tego wejść po prostu do ustawień gry i języka. Tam znajdziecie „język mowy”, wybierzecie „polski”, po czym pobierzecie odpowiedni pakiet.
Sterowanie
Nie ma co owijać w bawełnę – musiało minąć trochę czasu, żebym mógł przyzwyczaić się do sterowania na Nintendo Switch. Y do wyprowadzania ataków wręcz, B do uników i A do skoków niezbyt mi pasowały. Wolałem wykorzystywać Y do ataków wręcz (a więc bez zmian), ale już B przypisać do skoków, natomiast A do uników. Rozwiązanie takie znacząco poprawiło moją wygodę grania. Doceniam wobec tego możliwość przypisania przycisków do funkcji zgodnie z własnymi preferencjami i uważam, że powinno to być obecne w absolutnie każdej grze. Podoba mi się też możliwość wykorzystywania żyroskopu do sterowania w locie i do przycelowania podczas wymian ognia. Szkoda natomiast, że nie pokuszono się o dodanie obsługi ekranu dotykowego.
Podsumowanie – jak wypada Biomutant na Switchu?
Niestety bardzo trudno jest mi polecić komukolwiek Biomutant na Nintendo Switch. To idealny przykład tego, jak nie należy portować gier. W moim przekonaniu ta gra na Switchu, jak się okazało, nie ma sensu. Zamiast tego zdecydowanie lepiej sięgnąć po nią na XONE, PS4, XSX|S lub PS5. Uważam, że przechodzenie tego tytułu na Nintendo Switch niewiele ma wspólnego z przyjemnie spędzonym czasem. Świat jest oczywiście interesujący, a pełna polska wersja językowa skutecznie współtworzy humorystyczny klimat. Niemniej jednak bardzo zła strona techniczna skutecznie zniechęca do dłuższych sesji z tą wersją gry. Szkoda, bo poprzednie edycje, na duże konsole, skradły moje serce.
Nie mogę tego niestety powiedzieć o dziś opisywanym porcie. Najlepiej będzie zapomnieć, że on w ogóle wyszedł. Jego jakość jest w mojej ocenie porównywalna z tragicznym portem Batman: Arkham Knight, który mocno zaniżył ocenę Batman: Arkham Trilogy. Do mojej recenzji tego zbiorczego wydania przygód Mrocznego Rycerza możecie oczywiście przejść z poniższej strony.
Kod recenzencki zapewnił polski wydawca, firma Plaion.
Dodaj komentarz