Cyberpunk 2077 bez wątpienia jest szeroko eksploatowany. W tym miesiącu ukazała się książka Rafała Kosika. Sprawdźmy więc, czy warto zainteresować się Bez przypadku.
Cyberpunk 2077 zdecydowanie jest jedną z moich ulubionych gier. Mogliście się o tym oczywiście przekonać, czytając moją recenzję. Na portalu nie brakuje tez moich opinii na temat komiksów, których akcja rozgrywa się w Night City. Świat wymyślony przez Mike’a Pondsmitha – i rozwinięty przez studio CD Projekt RED – wciągnął mnie tak bardzo, że mam w domu wiele gadżetów odwołujących się do tego uniwersum. Mimo że mam grę na PlayStation 4 (ulepszoną bezpłatnie do wersji na PS5), kupiłem też edycję komputerową (na GOG-a). Po pewnym czasie kupiłem również wersję na Steama, a w przyszłości na pewno dodam do swojej kolekcji edycję na konsole Xbox. Z niemałą przyjemnością dwa razy wbiłem platynę i czekam oczywiście na wrześniowe rozszerzenie – Widmo Wolności. Obejrzałem także – mimo mojej niechęci do anime – serial Cyberpunk 2077: Edgeruners na Netfliksie.
Ku mojemu ogromnemu zdziwieniu, momentalnie mnie wciągnął i liczę na kolejne sezony. Można więc powiedzieć, że futurystyczny świat pochłonął mnie bez reszty. Z tego powodu, kiedy tylko dowiedziałem się o powstawaniu książki 2077-ce, wiedziałem, że po prostu będę musiał ją przeczytać! Wydawnictwo Powergraph przesłało mi przedpremierowo gruby tom i nie ukrywam, że bardzo chętnie się za niego zabrałem. Czy było warto? Tego dowiecie się z niniejszej recenzji. Nie pozostaje mi nic innego jak zostawić ten dość długi wstęp i skupić się na analizie Bez przypadku. Zacznijmy od pierwszego wrażenia.
Cyberpunk 2077: Bez przypadku – wielka książka
Już na pierwszy rzut oka widać, że mamy do czynienia z dość sporym tomem. Liczy on bowiem aż 460 stron! Z tego powodu bardzo podoba mi się wydanie go w twardej oprawie (choć są dostępne także audiobook oraz e-book, a na stronie wydawnictwa można przeczytać fragment książki). Ja jednak zawsze byłem zwolennikiem fizycznych kopii i nadal nie mogę się przekonać do elektronicznych wariantów. Odłóżmy jednak tę dywagację na boku i wróćmy do książki Cyberpunk 2077: Bez przypadku. Nie powinna nikogo zaskoczyć dobrana kolorystyka – widzimy standardowe żółte tło, a z niego spoglądają na nas dwie kobiety obejmujące prześwietloną sylwetkę człowieka. Każdy, kto grał w hit Redów na pewno skojarzy to z widokiem, jaki wita nas w jednym z ekranów rozwoju naszego/naszej V. Od razu jednak zaznaczę, że nie wcielamy się tu we wspomnianego najemnika.
Nie znaczy to bynajmniej, że nie występują postaci z gry, ale o tym dowiecie się więcej z następnego akapitu. Kończąc jeszcze opisywanie pierwszego wrażenia, muszę wspomnieć, że na przedniej i tylnej wewnętrznych stronach okładki zobaczymy panoramę Night City. Z tyłu znajdziemy również spis wszystkich 15 rozdziałów. Miłym dodatkiem jest też dwustronna zakładka do książki. Jako fanowi Cyberpunka 2077, bardzo mi się ona spodobała i z przyjemnością zaznaczałem nią miejsce, w którym zakończyłem lekturę.
Fabuła i bohaterowie
Od razu Was uspokoję – choć na pewno o tym wiecie, jeśli czytacie moje recenzje. W tym artykule nie znajdziecie żadnych spoilerów odnośnie historii opisywanej w książce. Nie chcę nikomu psuć przyjemności z samodzielnego poznawania tego, co wymyślił autor, Rafał Kosik. Nie znaczy to jednak, że nie mogę ani słowem wspomnieć o ogólnych założeniach i postaciach. Mianowicie, w Cyberpunk 2077: Bez przypadku nie ma jednego głównego bohatera. Jest ich kilkoro – między innymi ripperdoc Ron, negocjatorka korporacyjna, tancerka erotyczna Anya czy domorosły netrunner Albert. Żadnej z tych postaci nie poznajemy od samych narodzin – każda z nich ma pewną początkową historię. Nie mogę się tu w związku z tym obyć bez nawiązania do gry CD Projektu RED.
Tam również nasz V miał pewną wstępną opowieść, którą wybieraliśmy w początkowych minutach naszej przygody. Odnoszę wrażenie, że – na szczęście – poświęcono im odpowiednio dużo miejsca, abyśmy dowiedzieli się o ich marzeniach i aspiracjach oraz sposobie myślenia, czy priorytetach. Każdy bohater i bohaterka jest wiarygodny i można uwierzyć, że są oni prawdziwymi mieszkańcami Night City. Zaznaczam również, że Kosik postanowił oszczędnie korzystać z postaci działających w futurystycznej metropolii, które znamy z gry. Występują tu wzmianki o najważniejszych bohaterach z tego miasta, czasem nawet przymusowy gang wchodzi w interakcje z tymi postaciami. Na ogół są to jednak osoby drugoplanowe, dzięki czemu nie trzeba znać gry, chcąc rozumieć wydarzenia z książki.
Zdecydowanie większe znaczenie ma jednak Dum Dum, jeden z członków gangu Maelstrom. Nasza grupa teoretycznie niepowiązanych ze sobą osób musi się nauczyć wykonywać wspólnie powierzone im zadanie, by ostatecznie móc osiągnąć swoje odmienne cele. Mimo tego, że postaci są kompletnie różne, kibicowałem każdej z nich i nie mogłem się oderwać od lektury. Niech za rekomendację służy fakt, że odkładałem książkę, kiedy byłem już za bardzo zmęczony fizycznie i czułem, że głowa zaczyna mi opadać. Gdyby nie to, nie wypuściłbym jej z rąk – świetnie się ją czyta! Są w niej jednak pewne mankamenty.
Drobne uwagi
Cyberpunk 2077: Bez przypadku to książka, w której nie brakuje świetnie napisanych scen i dialogów. Nierzadko śmiałem się w głos, czytając pewne dialogi. Bynajmniej nie jest to komedia, aczkolwiek znajdują się tu dość humorystyczne elementy, które tylko dodatkowo urealniają ten świat i bohaterów. Muszę jednak wspomnieć o czymś, czego nie jestem fanem. Mianowicie bardzo często przeskakujemy od jednej postaci do drugiej, zostawiając poznanych bohaterów nawet w środku akcji. Domyślam się, że ma to służyć zwiększeniu dynamiki wydarzeń i pozostawianiu nas w osłupieniu, czekających na rozwój sytuacji. W praktyce jednak w moim przekonaniu wdawał się przez to niepotrzebny chaos. Jest to problematyczne zwłaszcza na początku, kiedy dopiero poznajemy bohaterów i staramy się ich zapamiętać.
Nie podoba mi się także wplatanie angielskich nazw własnych w polską książkę. Przeszkadzało mi to już, kiedy zobaczyłem Fuck – mimo że nie brakuje polskich wulgaryzmów. Największy zgrzyt to dla mnie jednak mantis blade’y. W grze jest przecież polski odpowiednik – ostrza modliszkowe. Skoro książka korzysta ze świata i postaci z Night City z gry, to oczekiwałem wykorzystania również nazw występujących w tym dziele. Nie są to jedyne przypadki korzystania z angielskich spolszczonych słów i uważam, że należałoby to poprawić w kolejnych wydaniach recenzowanej książki.
Podsumowanie
Mimo kilku powyżej wymienionych wad Cyberpunk 2077: Bez przypadku jest w mojej ocenie bardzo dobrą książką. Rafał Kosik bardzo umiejętnie wykorzystał w swojej opowieści postaci z gry. Nie występują one nachalnie, przez co za tę książkę można według mnie zabrać się nawet nie znając wydarzeń z Cyberpunka 2077. Warto jednak orientować się w Cyberpunku 2020 – w innym przypadku specjalistyczna terminologia będzie Was mogła przytłoczyć. Z wielką przyjemnością przeczytałem Bez przypadku i bez wątpienia będę często wracał do tej historii. Jeżeli czekacie na Widmo Wolności – albo po prostu chcecie znów zanurzyć się w warstwach Night City – to nie macie nad czym się zastanawiać. Koniecznie dodajcie tę książkę do swojej biblioteki! To świetna pozycja zarówno dla fanów gry, jak i miłośników science-fiction. Postaci nie są jednowymiarowe i często kierują się prywatnymi, skrywanymi, pobudkami. Idealnie pasuje to do realiów świata i sprawia, że nasze zainteresowanie wzrasta z każdą kolejną stroną. Szczerze polecam!
Książkę do zrecenzowania dostarczył jej wydawca, Powergraph.
Dodaj komentarz