Kilka dni temu przebywałem w Kolonii, gdzie zagrałem między innymi w Vampire: The Masquerade – Justice. Oto moje wrażenia z rozgrywki.
Nie ukrywam, że bardzo czekam na Vampire: The Masquerade – Justice. Nie tylko dlatego, że lubię Maskaradę. Głównym powodem jest to, że jest to pierwsza znana mi gra, w której wcielamy się w wampira w wirtualnej rzeczywistości. Niżej możecie oczywiście zapoznać się z moimi wrażeniami, ale najpierw zachęcam do obejrzenia mojego filmu z rozgrywki. Oto on:
Na początku gry wybieramy oczywiście budowę naszego wampira – kobiecą lub męską – oraz głos. Nie znajdziemy tu pełnego rozbudowanego edytora postaci, ale nie sądzę, żeby było to wada. Ba, materiały promocyjne w ogóle nie sprawiały wcześniej, żebym myślał, że da się wybierać wygląd i brzmienie naszego bohatera. Sterowanie jest dość proste, aczkolwiek nie mogę go Wam konkretnie opisać. Powód jest bardzo prosty – grałem na Oculusie, z którego nie korzystałem nigdy wcześniej. Na ogół gram w PS VR2 i w tym przypadku znam przyciski. Wróćmy jednak do samej rozgrywki.

Przypomina mi ona serię Dishonored, co jest dla mnie niewątpliwą zaletą. Bynajmniej nie wspomniałem o cyklu od Arkane bez kozery. Podobna jest bowiem nawet grafika. Nie jest ona najmocniejszą stroną gry, aczkolwiek, jak powiedziało mi Fast Travel Games, wyciąga ona maksimum możliwości z Oculusa. Vampire: The Masquerade – Justice pozwoli nam wracać do już ukończonych etapów, nawet zachowując wykupione i ulepszone ulepszenia, aby raz jeszcze spróbować wykonać wszystkie zadania i zebrać wszystkie znajdźki. Od razi zaznaczam, że dowiedziałem się o wpływ naszego podejścia – przekradania się lub walki – na opowieść. Okazało się, że nie ma to żadnego znaczenia dla opowieści.
Jak podoba się Wam ta gra? Czekacie na Vampire: The Masquerade – Justice? Dajcie nam znać w komentarzach. Ukaże się on na PlayStation VR2 już 2 listopada i wykorzysta funkcje kontrolerów Sense oraz gogli. Na przykład dzięki haptyce mamy czuć przepływ krwi ofiary podczas picia jej.
Dodaj komentarz