Cal Kestis znów w akcji. Electronic Arts i Respawn Entertainment powracają w sequelu udanego Star Wars Jedi: Upadły Zakon. Czy moc nadal jest z tym tytule?
Fabuła
W grze znów wcielamy się w Cala Kestisa. Od wydarzeń z poprzedniczki minęło kilka lat, podczas których nasz bohater zdążył wydorośleć. To już nie jest ten sam smarkacz, co wcześniej. Cal dojrzał, siejąc postrach wśród jednostek Imperium. Przez minione lata ekipa Modliszki zdążyła się rozpaść, ale Kestis poznał nowych towarzyszy.
Do świata Star Wars Jedi powracamy na planecie Coruscant, gdzie Cal udając więźnia, chce dotrzeć do jednego ze skorumpowanych senatorów służących Imperium. Cały plan niestety nie do końca się udaje i Calowi w ostatniej chwili udaje się uciec. Szybko przekonuje się, że trzeba odszukać starych znajomych.
Fabuła pierwszej części była zdecydowanie jednym z lepszych aspektów. Sequel jest pod tym względem równie dobrze. Fani Gwiezdnej Sagi powinni być zadowoleni, gdyż znajdą tutaj sporo smaczków i emocji. Fajnie też, że konflikt wykracza poza sztampowe Rebelia kontra Imperium. Historia jest dużo bardziej osobista i intrygująca.
Akcja gry dalej toczy się pomiędzy epizodem III i IV, ale tym razem twórcy przygotowali atrakcje dla wielbicieli oryginalnej trylogii, jak i prequeli. Z jednej strony walczyć będziemy z siłami Imperium. Z drugiej z tajemniczą organizacją, która używa reaktywowanych droidów po separatystach. Jest to więc niepowtarzalna okazja, by zobaczyć walczących Szturmowców z Droidami Bojowymi B1.



Czuć pieniądz
Upadły Zakon, mimo był grą wydaną przez EA, był jednak grą niskobudżetową. Szefostwo Elektroników nie pokładało wiary w ten tytuł, więc wsparli go minimalną liczbą gotówki. Przekonani o tym, że gry single player to ślepa uliczka nie pozwolili Respawn Entertainment całkowicie rozwinąć skrzydeł.
Mimo takich ograniczeń twórcom udało się przygotować imponujący tytuł, ale braki w budżecie widać było gołym okiem. Na szczęście gra sprzedała się na tyle dobrze, że nie tylko otrzymaliśmy recenzowany dziś sequel, ale i EA sypnęło trochę więcej grosza.
Star Wars Jedi: Ocalały jest pod każdym względem większe i bardziej dopieszczone niż poprzedniczka. Widać tutaj wyższy budżet, który poszedł w grafików, animatorów, aktorów czy nawet sam marketing gry. To nareszcie jest wysokobudżetowa produkcja na miarę marki Star Wars.



Trening Jedi?
Z nieukrywaną radością odkryłem, że od początku gry Cal posiada pełen wahlarz umiejętności i zdolności, jakie zdobył podczas pierwszej gry. Ile to razy zaczynaliśmy jakiś sequel z pustą kartą. Postać dostawała amnezji, zapominała swojego treningu czy po prostu startowała z zera.
Oczywiście w toku zabawy zdobędziemy zupełnie nowe umiejętności i ekwipunek. Część z nich przyda się do eksploracji, inne przydatne będą w walce.
Powracają 3 różnorodne postawy walki z mieczem świetlnym. Możemy walczyć z pojedynczym ostrzem, podwójnym, lub dwoma osobnymi mieczami. Do tego twórcy przygotowali 2 dodatkowe. Jeden z nich, to walka z mieczem w jednej ręce oraz blasterem w drugiej. Ten, jakby to określił Obi-Wan Kenobi, niecywilizowany sposób walki przypadł mi najbardziej do gustu. Strzały z blastera potrafią zdjąć część przeciwników jednym trafieniem. Nie możemy natomiast stać sobie z boku i naparzać przeciwników w nieskończoność. Ograniczona amunicja odnawia się poprzez walkę w zwarciu. Umiejętne korzystanie z tej postawy sprawia, że gracz tańczy między przeciwnikami co chwila, przybliżając i oddalając się od nich.
Ostatnią nową postawę zachowam w tajemnicy i pozwolę wam odkryć ją samodzielnie. Jedyne, do czego mogę się przyczepić, to fakt, że z 5 postaw możemy mieć wybrane dwie. Zmian możemy dokonać jedynie w punktach medytacji. W poprzedniej części mogliśmy się swobodnie przełączać między wszystkimi.



Star Souls
Główny trzon rozgrywki pozostał bez zmian. To dalej jest klon Dark Souls w świecie Gwiezdnych Wojen, oczywiście w wersji Light. Walka może być wymagająca i zmusza gracza do obrania odpowiedniej taktyki. Uniki i bloki są na porządku dziennym.
Niestety znowu cierpi na tym odrobinę poczucie bycia przepotężnym Jedi. Oto bowiem byle szeregowy szturmowiec jest w stanie nas zabić. Nie czuć tu wcale mocy miecza świetlnego, który nagle okazuje się być odbijany przez standardową pałkę czy tarczę. Całe szczęście, że chociaż tym razem kończyny potrafią odpaść.
Zdobyte doświadczenie wydajemy na nowe umiejętności w punktach medytacji. Jeśli umrzemy, to też się w nim odradzamy i tracimy cały niezapisany postęp. Aby go odzyskać musimy odszukać przeciwnika, który nas zabił i pokonać go.
Problematyczne mogą być potyczki z większymi grupami przeciwników. Gra nie informuje nas o atakach zza pleców, więc często nieświadomi jesteśmy tego, że ktoś się do nas zakrada. Dla urozmaicenia w niektórych momentach towarzyszą nam inne postaci, którym możemy wydawać proste polecenia.



Tomb Jedi: Metroid
Przy projekcie poziomów twórcy poszli w rozmach. Odwiedzane przez nas lokacje są dużo większe i rozległe. Pełne są różnego rodzaju odnóg, skrótów i dodatkowych sekcji. Jak w klasycznej metroidvanii większość miejsc jest dla nas początkowo niedostępna. Dopiero później zdobędziemy umiejętności czy narzędzie, które pozwala nam dojść do wcześniej niedostępnych fragmentów mapy.
Co chwila znajdziemy jakąś ukrytą jaskinię czy zaułek, w którym czekają kolejne znajdźki do odszukania. Szkoda tylko, że niewielka ich część faktycznie wpływa na zabawę. Większość to kosmetyczne bajerki, które dla większości graczy będą zbędne. Fajnie, że możemy sobie dowolnie pomalować miecz, BD-1 czy nawet samego Cala, ale nie wszyscy będą tym zainteresowani.
Modły graczy zostały wysłuchane i do gry dodano system szybkiej podróży. Do tego Cal będzie mógł dosiąść kilka rodzajów wierzchowców i na ich grzbiecie pokonywać spore odległości.
Same planety, które odwiedzamy, też są bardzo różnorodne. To nie są już jednorodne ekosystemy. Największą mapą jest planeta Koboh. Tutaj znajdziemy też naszą kantynę, do której rekrutować możemy nowych przybyszy. Jeden zapewni lepszą oprawę muzyczną, inny uruchomi sklep czy zajmie się ogródkiem na dachu. To taka miła odskocznia, które odrobinę przywodzi na myśl rekrutowanie towarzyszy w Mass Effect.



Technikalia — problemy z płynnością
Gra wygląda bardzo ładnie. Nie raz zatrzymacie się na chwilę, aby podziwiać widoczki. Niestety w ruchu nie wszystko działa równie dobrze. Jak przystało na każdy nowoczesny tytuł, znajdziemy tutaj dwa tryby graficzne. Pierwszy pozwala grać w rozdzielczości 4K i 30 klatkach na sekundę. Drugi celuje w 60 klatek, stawiając na dynamiczną rozdzielczość.
Sam grałem głównie w tym pierwszym i choć gra generalnie działała płynnie, to zdarzały jej się przycięcia. Nie było to nic, co znacząco obniżało komfort rozgrywki, ale wiem, że niektórym może się nie podobać. Drugi tryb niestety nie jest dużym wybawieniem. Częściej z nim zobaczymy okolice 45 klatek niż 60.
Na szczęście stan gry, przynajmniej na PS5 znacząco odstaje od tego, co udało mi się usłyszeć o wersji PC. Gra mimo drobnych przycięć w płynności jest w pełni sprawna i da się ją przejść w całości bez problemów.
Gra dostępna jest w pełnej polskiej wersji językowej. Jeśli jednak nie jesteście zwolennikami dubbingu, to bez problemów zmienicie język w menu gry. To o tyle istotne, że pierwsza część miała język gry skorelowany z językiem konsoli i nie pozwalała na jego zmianę. Na szczęście ktoś w EA poszedł po rozum do głowy.
Twórcy przygotowali dla graczy aż 5 różnych trybów trudności. Jeśli to nam nie wystarczy, to w ustawieniach dostępności dostosujemy tytuł jeszcze bardziej do własnych potrzeb. Przejście gry powinno zając nam 25-30 godzin. Jeśli będziemy chcieli lizać ściany i odkryć wszystkie sekrety, to wydłużymy ten czas o dodatkowe godziny. Na sam koniec pozostaje także tryb Nowej Gry +.



Podsumowanie
Star Wars Jedi: Ocalały to generalnie bardzo dobry tytuł. Cal Kestis jest coraz bardziej sympatycznym bohaterem, którego da się lubić. Pozostałe postaci też tworzą ciekawą zgarję. System walki stanowi odrobinę bardziej przystępną wersję soulsów, a eksploracja nowych planet też daje sporo satysfakcji.
Problemy techniczne oczywiście wstępują, ale są promilem tego, co można zobaczyć na PC. Jeśli więc obawiacie się o ten aspekt, to wersje konsolowe są dużo lepiej zoptymalizowane. To gra, która pod każdym względem jest większa i lepsza niż poprzedniczka. Jednocześnie jest tak do niej podobna, że jeśli komukolwiek ta formuła się nie spodobała, to Ocalały nie zmieni jego podejścia.
Bawiłem się przy tym tytule świetnie i dał mi mnóstwo radości. To świetna gra dla wszystkich fanów Star Wars. Jeśli trzecia odsłona cyklu okaże się równie dobra, to fani Gwiezdnych Wojen otrzymają najlepszą trylogię w swoim ulubionym uniwersum od lat.
Grę do recenzji udostępniło EA Polska.
Dodaj komentarz