Czwarty odcinek The Last of Us miał przed sobą ciężką ścieżkę. Jako bezpośrednia kontynuacja genialnego trzeciego epizodu miała nie lada wyzwanie przed sobą. Dlatego też reakcja fanów może być dwojaka. Ci, którym przygoda Billa i Franka przypadła do gustu mogą nie do końca być zadowoleni ze zmiany tonu. Z kolei widzowie, którzy byli historią miłości odrobinę znudzeni z chęcią przywitają powrót akcji.
Dalszy los Joela i Ellie
Główni bohaterowie serii podróżują przez Amerykę w aucie Billa. Droga jest świetnym miejscem na ukazanie pewnych aspektów podróży, których w grze nie uświadczyliśmy. Zobaczymy tu więc Joela zdobywającego paliwo do auta, czy też to jak nasza dwójka przygotowuje się do snu. W serialu możemy sobie pozwolić na takie ciche momenty, które budują charakter bohaterów. W grze byłoby to nudne i niepotrzebne.

Serial może sobie też pozwolić na dłuższe dialogi i budowanie relacji między bohaterami. Rozmowy Joela i Ellie w samochodzie pełne są nowych informacji i wątków. Dowiemy się nieco więcej o przeszłości Joela, o jego bracie Tommym, czy relacji z Tess. Tradycyjnie dla post apokaliptycznych opowieści Joel ostrzega, że to nie zarażeni są największym zagrożeniem. Część z tych rzeczy była obecna w grze, ale pojawiała się jako opcjonalne dialogi, które mogły umknąć części graczy.
Witamy w Kansas
Ostatecznie nasza para bohaterów ląduje w Kansas City. Podobnie jak w grze nie mogą skorzystać z obwodnicy i muszą zjechać na drogi w środku miasta. To sprawia, że wpadają w zasadzkę i ich podróż kończy się zdemolowanym autem i strzelaniną z lokalnym gangiem.
Joel i Ellie muszą teraz ukrywać się przed wrogą frakcją, jednocześnie próbując znaleźć drogę ucieczki z miasta. W międzyczasie poznajemy Kathleen, zupełnie nową postać, która jest przywódczynią grupy mieszkańców Kansas. Z tą aktorką mam niestety pewien kłopot. Nie chcę ujmować talentu Melanie Lynskey, ale kurcze przed oczami cały czas mam Rose z Two and a Half Men. Dlatego nie do końca jestem w stanie kupić jej poważną rolę. Oczywiście niewykluczone, że w następnym odcinku się to zmieni.

Czwarty odcinek The Last of Us kończy się bardzo szybko i zwieńczony jest sporym cliffhangerem. Gracze oczywiście od razu rozpoznają Henry’ego i Sama, ale pozostali widzowie mogą nie wiedzieć czego się spodziewać. Na szczęście odpowiedź co dalej przyjdzie tym razem dużo szybciej.
Różnice względem gry
Największą różnicą jest całkowita zmiana miasta, w którym rozgrywa się akcja. W grze nasza dwójka zostaje zaatakowana w Pittsburgh. Tutaj jest to Kansas. Wiele z elementów jest żywcem wyjętych z gry, wliczając w to scenę z erotycznym magazynem czy też debiut Ellie w roli dostarczyciela sucharów.
Sama frakcja przeciwników jest dużo bardziej rozbudowana w serialu. Nie tylko poznajemy ich przywódczynię, ale widzimy ich bazę oraz poznajemy część ze zwyczajów. Dowiadujemy się też, że mają oni jakieś powiązanie z Henrym. W grze byli to po prostu przeciwnicy, kolejna przeszkoda na drodze do celu. Tutaj jest szansa na dużo bardziej rozbudowany wątek.

Mamy tutaj też pierwsze sceny, które pokazują, że Ellie jest dużo dojrzalsza niż przystało na jej wiek. Pomaga też Joelowi wyjść z opresji w identyczny sposób jak w grze, choć tam pojawiło się to odrobinę później.
Podsumowanie
Czwarty odcinek jest jak dotąd najkrótszy. Skończył się nagle i przyznam, że pozostawił pewien niedosyt. Dostaliśmy trochę akcji, ale i budowania relacji między bohaterami. Przesłanie, jakie Bill pozostawił w liście do Joela, powoli kiełkuje w głowie i sercu bohatera. The Last of Us dalej trzyma poziom, choć nie da się ukryć, że ogólny ton tego odcinka znacząco odbiega od poprzedniego.

Zakończenie daje nadzieje na interesującą kontynuację w piątym odcinku, którego już teraz nie mogę się doczekać.
Dodaj komentarz