Historia z mangi autorstwa Eiichiro Ody w innym wydaniu, którego nikt się nie spodziewał. Oto recenzja One Piece Odyssey – zupełnie nowej przygody załogi Słomkowego Kapelusza. Jak sprawuje się fabuła i co czeka nas w trakcie odkrywania zakątków tajemniczej wyspy?
Tegoroczne One Piece Odyssey nie jest adaptacją jednej z naprawdę wielu historii znanych z całego uniwersum One Piece. To manga, która doczekała się również swojej ekranizacji w postaci anime. Produkcja przebiła już barierę 1000 odcinków. W grze rozpoczynamy nową przygodę wraz z załogą Słomkowego Kapelusza (czy tam Słomianego, jak kto woli).
Spotkamy tutaj znanych i lubianych bohaterów, przeniesionych do produkcji z gatunku jRPG z turowym systemem walki. Za produkcję tytułu, który na konsolach PlayStation 4, PlayStation 5 oraz Xbox Series pojawił się 13 stycznia 2022, ponownie odpowiada firma Bandai Namco. Tym razem gra prezentuje zupełnie inny styl niż wcześniejsze tytuły na licencji One Piece. W prace nad przygodami zaangażowano także studio ILCA.
Z jaką historią się spotykamy?
Z całkiem pokręconą, jak to przystało na piracką załogę z Luffym na czele. W pierwszej scenie lądujemy na wyspie Wafford i podziwiamy swój uszkodzony statek Merry. Nasza rozgrywka będzie przebiegać bez większych nieścisłości i problemów. Gładko pokonamy pierwszych napotkanych wrogów – a to ylko dlatego, e startujemy (na chwilę) z postaciami już z poziomem 40. Podczas wstępnej eksploracji wyspy Luffy poszukuje swojego kapelusza. Spotykamy nową bohaterkę o imieniu Lim.
To właśnie przez nią bohaterowie tracą wszystkie swoje umiejętności, przez co zbieramy doświadczenie i umiejętności od nowa. Jedyną szansą na powrót do swojej niezwyciężonej formy jest zbieranie tajemniczych zielonych kostek i eksplorowanie krainy wspomnień – Memorii. Ta skrywa w sobie miejsca takie jak Alabasta, Water Seven, Marineford i Dressrosa, po których będziemy krążyć, wypełniać zadania i ostatecznie docierać do końca. Do końca, w którym odkryjemy, dlaczego straciliśmy moce.
Gra, która nie jest dla każdego
One Piece Odyssey pełne jest humorystycznych akcentów w trakcie cutscenek, które zaznajomieni z anime i mangą doskonale znają. Zoro i Sanji non stop się ze sobą kłócą. Nami próbuje ich uspokajać. Luffy jest nieziemskim łakomczuchem i zje wszystko, co zobaczy na swojej drodze, a Usopp wszystkiego się boi. By wczuć się w klimat, trzeba choć trochę siedzieć w tym klimacie. Pojawia się także wiele historii, które wydarzyły się w mandze, a następnie zostały przeniesione do anime. Oczywiście nie wyglądają dokładnie tak samo, wystarczy jednak połączyć kropki.
Myślałam, że pójdzie szybko…
Nieźle się zdziwiłam. Niektóre wątki przeciągają się niemal tak długo, jak w anime – kiedy to jedna walka jest rozpisana na 6 odcinków. Rozdział drugi trwał na tyle długo, iż myślałam, że się zniechęcę i na tym zakończymy obcowanie z najnowszym tytułem z serii One Piece. Po około 12 godzinach łącznej rozgrywki ukończyłam Rozdział 2 i naprawdę odetchnęłam z ulgą.
W trakcie rozgrywki nie tylko bierzemy udział w turowych walkach z przeciwnikami, bossami. Nie skupiamy się jedynie na zwiększaniu poziomu postaci i zbieraniu kostek, dzięki którym odzyskamy umiejętności. Zbieramy także składniki, z których Sanji przygotuje posiłki (wykorzystywane w trakcie walki), Usopp zajmie się kulami z efektami, Franky wybuduje most, a Robin ulepszy wyposażenie. Ponadto jest masa zadań pobocznych do wykonania, zadań związanych ze wspomnieniami, cele do osiągnięcia, łapanie złoczyńców i inne dodatkowe zajęcia, które sprawiają, że ogranie tytułu na maksa zajmie nie miej niż… 70 godzin.
Jak wyglądają walki?
Fajnie i niefajnie zarazem. System turowy został wzbogacony o kilka elementów. m.in. różne systemy polegające na unikach, odporności i podatności na różne typy serwowanych obrażeń. Walki toczą się także w różnych obszarach. Możemy zarządzać członkami załogi, która walczy, oraz zmieniać ich położenie.
Każda z postaci wyróżnia się indywidualnymi, unikalnymi umiejętnościami. Oczywiście dla mnie główną postacią w trakcie rozgrywki był gumowy Luffy i na nim skupiłam się najbardziej. W przypadku, kiedy jakiś członek załogi zostanie „wykończony”, na jego miejsce możemy wstawić członka załogi z drużyny rezerwowej. Nazwy ciosów są zabawne i mocno nawiązują do umiejętności każdego z załogi Słomkowego Kapelusza. Korzystania z walki automatycznej w tym przypadku nie zalecam – mało efektywne i szybko możemy przegrać walkę.
Starcia z bossami na samym końcu każdego rozdziału potrafią lekko pobudzić i przysporzyć niemałych problemów. Dlatego zbieranie itemów, z których Sanji w obozie będzie mógł przygotowywać posiłki regenerujące, jest bardzo ważne.
Wspinamy się na wyżyny One Piece Odyssey
Czyli wchodzimy w walki z tymi samymi przeciwnikami, ciągle je powtarzając. Zdobywamy za to materiały oraz EXP niezbędny do podbijania poziomów postaci. Podczas walki dostajemy także cele do wykonania, np. uleczenie jednej z postaci lub pokonanie przeciwnika, zanim wykona mocniejszy atak. Nutka jeszcze mocniejszej rywalizacji jest tutaj mile widziana.
Często korzystałam z opcji ucieczki tylko dlatego, że rozgrywka mocno się przeciągała i chciałam już pójść dalej, a nie ciągle walczyć. Korzystałam, ponieważ momentami nie było możliwości ominięcia przeciwników. Przyznaję, że bywało to nieco mocno irytujące. Całe szczęście, że po jakimś czasie możemy przyspieszyć ich przebieg.
Jest co eksplorować, tylko…
…tylko gra nie pozwala na eksplorację wtedy, kiedy my chcemy. Często przed przejściem do dalszej części wątku głównego chciałam sobie pobiegać po okolicy. Jeżeli oddaliłam się za bardzo od jego kontynuacji (zaznaczonej również na mapie), gra automatycznie cofała mnie, wspominając, że teraz nie czas na takie wycieczki. To również nieziemsko momentami mnie irytowało. No a trochę godzin nad nią spędziłam.
Niestety, niektóre z miejsc są na tyle duże i zawiłe, że pełne eksplorowanie otoczenia i wykonywanie wszystkich pobocznych zadań jest bardzo czasochłonne. Nie mówiąc już o tym, że i wątek główny jest mocno rozciągnięty. Kilkukrotnie się zdarza, że trzeba się cofać kilka miejsc wstecz, by wykonać coś np. w Rozdziale 5. Połowy mapy już nie pamiętałam i musiałam ponownie się zastanawiać „Gdzie do jasnej ciasnej była ta papuga”? Pomimo możliwości tzw. szybkiej podróży, jest on także często blokowany i nie możemy swobodnie „skakać po lokalizacjach” – wielka szkoda.
Nawet zagadki tu ukryli!
Ten, kto czyta moje wypociny, wie, że z zagadkami u mnie ciężko, bo się nie lubimy. W One Piece Odyssey pojawiło się kilka takich, nad którymi musiałam się pogłowić – w jaki sposób wykorzystać umiejętności bohaterów, by np. otworzyć przejście. Nasi zabawni piraci mieli nawet okazję zastanawiać się nad tym, jak odłączyć zasilanie, odszyfrowaniem dziwnych skryptów i sterowanie stanem ciekłym i stałym. Innymi słowy – ciągle coś się dzieje. Oczywiście, na nieszczęście, tylko pomiędzy bieganiem z punktu A do punktu B w miejscowości C kilkukrotnie, w różnych momentach rozgrywki.
Audio + animacje = podoba mi się
Każda lokalizacja wyróżnia się swoją dopasowaną oprawą audio. W trakcie walki ta zmienia się na bardziej bojową. Rozgrywka przebiegała przyjemnie i żadna z tych ścieżek nie przeszkadzała mi w tym, by brnąć dalej przez kolejne kilkanaście godzin. Ogromny plus za fakt, że postacie dysponowały głosami znanymi właśnie z anime.
Wszystkie krainy wyglądają świetnie, choć znajdzie się kilka niedociągnięć. Przeniesienie bohaterów do świata 3D można uznać za udane – choć niekoniecznie wyglądają dokładnie tak, jak ich znamy. Nawet nie wiecie, jakie było moje wielkie zdziwienie, kiedy to zobaczyłam polskie napisy. Połączenie ich w cutscenkach z japońskim dubbingiem dawało wrażenie oglądania serialu. W końcu jakaś japońska gra po polsku.
Podsumowanie One Piece Odyssey
Z One Piece Odyssey bawiłam się świetnie przez prawie 50 godzin. Prawie je skończyłam, jednak ostatnie starcie z bossem – poddałam. Chyba potrzebuję dłuższej przerwy i innej taktyki, by w pełni to zakończyć. Fani serii mangi oraz anime będą zachwyceni i myślę, że pewna powtarzalność i kręcenie się w kółko w niczym im nie przeszkodzi. Odkrywanie tajemnic wyspy i prawdziwego powodu, dla którego Luffy i jego załoga stracili moce, jest naprawdę bardzo ciekawe. Oczywiście gra nie jest idealna, ale dawno z taką chęcią nie zasiadałam do gry po kilkanaście godzin w jednym kawałku (z przerwami na jakieś jedzenie i łazienkę, wiadomo).
Kod recenzencki dostarczyła Cenega Polska. Dziękujemy!
Dodaj komentarz