Kiedy widzę bijatykę, zawsze mam nadzieję, że będzie mi dawała równie wiele frajdy co Mortal Kombat 11. Za każdym razem kończy się tym samym niezadowoleniem i ogromnym zawodem. Czy i tak było w przypadku Jojo’s Bizarre Adventure: All Star Battle R? O tym się za chwilę przekonacie – pady do PS5 na szczęście ocalały.
JoJo’s Bizarre Adventure: All Star Battle R to odświeżona wersja opartej na popularnej serii komiksowej bijatyki, która pojawiła się już w 2013 roku. Poza bardziej dopracowaną grafiką produkcja oferuje także nieco ulepszony system walki, nowe techniki i kombosy oraz kilku dodatkowych bohaterów. Produkcję opracowało japońskie studio Cyberconnect2, które oczywiście jest również autorem pierwowzoru na PlayStation 3. Gra ta bazuje na licencji serii japońskich komiksów JoJo’s Bizarre Adventure autorstwa Hirohiko Arakiego. Pierwsze wydanie pojawiło się w 1987 roku i doczekało się wielokrotnych adaptacji na wersję anime.
Co ja tu tak właściwie…?
Na nic nie mam czasu, lista wstydu filmów i seriali rośnie, już nie wspomnę nawet o grach. Nic więc dziwnego, że tytuł ten znam… właśnie tylko z nazwy. Anime jest gdzieś na liście „Do zobaczenia”, ale jeszcze nie znalazłam sposobu na wydłużenie doby. JoJo’s Bizarre Adventure: All Star Battle R oferuje graczom (i miłośnikom tytułu) tryb fabularny, który odtwarza w uproszczonej formie osiem pierwszych części mangi. Pozwala to nieco pokierować bohaterami oraz rozegrać najważniejsze bitwy z każdej opowieści – tworząc od razu kolejną cegiełkę dla samego anime. Ja niestety średnio siedzę w fabule, więc ciężko się mi było wczuć w początkowy klimat, konflikty i przyjaźnie.
Jak oni się… poruszają!
Ruch poszczególnych postaci dostępnych w grze jest bardzo charakterystyczny. Zrobiłam przyspieszony przegląd kilku odcinków i przyznaję, że ataki i figury, jakie przyjmują, można zobaczyć również w anime. Nie wiem jak sprawa się ma do rzucanych przez postacie zdań, natomiast nie zdziwię się, jeżeli niektóre kwestie zaczerpnięto bezpośrednio z mangi. Oczywiście nie mogło zabraknąć oryginalnych głosów japońskich aktorów, które w sumie fajnie uzupełniają klimat gry. Animacje są świetne, więc tutaj ode mnie duży plus. Na dodatek dostaliśmy do dyspozycji 50 postaci znanych fanom serii, więc każdy znajdzie idealnego przedstawiciela gatunku dla siebie. Ja się nie znałam, więc wybierałam na zasadzie wyliczanki.
Startujemy z zabawą
Szkoda, że w grze nie ma polskich napisów, przez co prawie w ogóle nie skupiałam się na tym, co kto mówi. Nadszedł jednak moment, by wypróbować Jojo’s Bizarre Adventure: All Star Battle R w praktyce. Oczywiście jest to klasyczna bijatyka „jeden na jednego”. No i o ile nastawiłam się pozytywnie, tak z czasem włączył mi się tryb” pograć, żeby przetrwać, bo już mi się nie chce”. Obadałam sobie jeden schemat ciosów i kontynuowałam go praktycznie przez każdą walkę. Dlaczego? Bo zanim postać zareagowała na moje klikanie w przyciski na padzie, dostawała już srogie lanie od przeciwnika. Nie zaprzeczam, każda z postaci ma swój charakterystyczny zestaw ciosów i super ruchy (można nawet zrzucić świecznik z sufitu), które mogą się podobać.
Coraz ciężej…
No naprawdę można się psychicznie zmęczyć. Po czasie kreska przestała już na mnie robić wrażenie, a każdorazowa przegrana walka budziła coraz większe frustracje. Przeciwnik niemalże non stop atakuje takim samym zestawem ruchów. To tak, jakby AI kopiowała mój styl walki, bo kompletnie się w nim nie odnalazłam. Próba podejścia do postaci kończyła się przegraną rundą. Wszystko działo się (takie miałam wrażenie) w zwolnionym tempie. Zanim opanowałam jakieś kombosy, zdążyłam już przegrać walkę. Czasami nawet nie mogłam (jako postać) wstać, bo ciągle dostawałam łomot. Nie od super gracza, nie od mistrza – od sztucznej inteligencji, która zniechęciła mnie bardzo do tej gry.
Oprócz walki dostajemy… walki
Jojo’s Bizarre Adventure: All Star Battle R oferuje kilka trybów gry. Klasyczny Versus Mode, który umożliwia walkę z innym graczem na tej samej konsoli w różnych trybach. Arcade Mode – tutaj otrzymujemy możliwość wyboru pomiędzy pojedynkiem z ośmioma przeciwnikami lub walką z niezliczonymi oponentami. Żeby pogorszyć sytuację – bez odnawiającego się paska zdrowia. Practice, jak sama nazwa wskazuje, to miejsce, które pomoże opanować ciosy. All–Star Battle Mode to okazja do stoczenia klasycznych walk, jakie miały miejsce w mandze i nie tylko. To w końcu gra, więc do walki mogą stanąć postacie, które nigdy ze sobą nie walczyły. Ja tam nie wiem kto z kim, więc brałam, jak popadło. Tryb All–Star Battle Mode posiada określony poziomem trudności dla każdego starcia. Możemy zdobyć jakieś nowe kostiumy i inne dodatkowe itemy.
W online sobie… nie pograłam
No jakby inaczej – nie mogło zabraknąć i takiej możliwości w grze. Jojo’s Bizarre Adventure: All Star Battle R tryb o gry w sieci nosi nazwę Online Mode. Oferuje on graczom klasyczne potyczki z graczami z całego świata oraz, mającą dodać coś ciekawszego, grę rankingową. Jak ktoś jest dobry w te klocki to może wspiąć się na sam szczyt rankingu i pokazać innym jak się powinno grać. Do działania nie mam zarzutów, bo wszystko śmiga jak należy. Zarzuty mam jedynie do tego, że gra się w to po prostu ciężko – przynajmniej moja osoba to odczuła w tej sposób.
Podsumowanie
Dla fanów mangi, anime oraz pierwszego wydania, Jojo’s Bizarre Adventure: All Star Battle R będzie czymś interesującym i uzupełniającym kolekcję. Choć kreska, animacje i udźwiękowienie może się podobać, nadając nieco wprowadzenia do tego świata, tak sama mechanika walki i sposób jej przebiegu mocno mnie zniechęcił. Nie sądzę, żebym chciała kiedyś jeszcze spróbować coś tu osiągnąć. Wręcz wcale nie ciągnie mnie do tej gry. Nie zdziwię się, jeżeli ktoś nie zgodzi się z tym, co napisałam, natomiast w moim odczuciu mechanika gry i sposób walki mógłby być bardziej dynamiczny, a sztuczna inteligencja bardziej… inteligentna. Niemniej jako całość prezentuje się jako interesujący tytuł, który zawsze można wypróbować na własnej skórze.
Kod recenzencki dostarczyła Cenega. Dziękujemy!
Dodaj komentarz