Bright Memory ukazało się na konsolach nowej generacji od PlayStation. Czy warto się zainteresować tą produkcją? Dowiecie się tego z niniejszej recenzji.
Bright Memory było jednym z tytułów startowych dla konsoli nowej generacji Microsoftu. Produkcja ta nie spotkała się z uznaniem mojego redakcyjnego kolegi. Wyrazem tego niezadowolenia była dość niska ocena, jaką wystawił w swojej recenzji. Do wspomnianego tekstu zabierze Was oczywiście ten odnośnik. Nie ukrywam, że mimo wszystko obserwowałem newsy związane z dziełem studia FYQD, licząc jednocześnie na wydanie wersji na PlayStation 5. Ten dzień na szczęście nadszedł, a ja otrzymałem przed premierą możliwość sprawdzenia dla was edycji na sprzęt japońskiego giganta. Nie obyło się bez wad – których właściwie nie da się całkowicie uniknąć przy jakimkolwiek dziele – ale i jest sporo zalet. Czy górują one nad negatywnymi stronami? Dowiecie się tego z niniejszej recenzji. Nie pozostaje mi wobec tego nic innego, jak tyko zaprosić Was do lektury. Przeanalizujmy jakość wykonania poszczególnych elementów gry i zobaczmy jak wypadają one w praniu. Na pierwszy ogień idzie oczywiście – standardowo dla moich recenzji – historia.
Fabuła




Na ogół starałbym się unikać wszelkich opisów wydarzeń, aby niechcąco nie pojawiły się spoilery. Jestem oczywiście ich zagorzałym przeciwnikiem. Jednak w przypadku Bright Memory: Infinite bardzo trudno jest mi się w nich zagubić, czy zaryzykować ich wymienienia z bardzo prostego powodu. Mianowicie, fabuła w recenzowanej grze w zasadzie nie istnieje. Naturalnie nie omieszkam skorzystać z oficjalnego opisu opowieści. Znajdziecie go niżej.
Bright Memory: Infinite osadzone jest w rozległej, futurystycznej metropolii w 2036 roku. Dziwne zjawisko, dla którego naukowcy nie mogą znaleźć żadnego wytłumaczenia, pojawiło się na niebie na całym świecie. Wkrótce odkryto, że te dziwne wydarzenia mają związek ze starożytną tajemnicą — nieznaną jeszcze historią dwóch światów, która ma dopiero wyjść na jaw…
Źródło: Xbox
Jak sami widzicie, nie można tej opowieści nazwać oryginalną. Niestety, w tym aspekcie z gry wieje sztampą z każdej możliwej strony. Mamy oto członkinię specjalnej jednostki SRO, która jest niezbędna do zażegnania kryzysu spotykającego jej miasto. Zakładamy więc nasz strój, bierzemy spluwy, po czym lecimy do celu. Należy zaznaczyć, że rozgrywka jest bardzo liniowa i nie ma co liczyć na otwarty świat. Aczkolwiek w przypadku Bright Memory: Infinite nie jest to minus, o czym więcej nieco później. Wydarzenia w grze niestety nie wciągnęły mnie nawet w najmniejszym stopniu i mam wrażenie, że nikt nie będzie grał w tę produkcję dla fabuły. Na szczęście z następnym analizowanym elementem jest nieporównywalnie lepiej. Przejdźmy więc teraz do jego referowania.
Rozgrywka w Bright Memory: Infinite




Bright Memory: Infinite weźmie nas w podróż po – teoretycznie – 7 rozdziałach. Dwa z nich to jednak zaledwie przerywniki filmowe. Wobec tego właściwa rozgrywka jest rozłożona na 5 rozdziałów, które – nie ma się co oszukiwać – bynajmniej nie należą do najdłuższych. Za pierwszym razem przeszedłem grę na 3 w kolejności poziomie trudności. Najwyższy odblokowuje się po dotarciu do napisów końcowych na jednym z niższych progów. Jeden rozdział wymagał ode mnie maksymalnie pół godziny – wliczając w to sporadyczne powtarzanie trudniejszych starć.
Bronie




Ukończenie kampanii (nie uświadczymy tu dodatkowych trybów rozgrywki) zajęło mi około 2,5 godziny, a więc na pewno nie jest to najdłuższa gra, jaką będziecie mieli na swoim koncie. Muszę jednocześnie przyznać, że bawiłem się bardzo dobrze. Co jakiś czas znajdziemy bowiem nową broń, wzbogacając nasz arsenał o karabin szturmowy, strzelbę, pistolet automatyczny czy też karabin snajperski. Nie bez znaczenia jest fakt, że posiadamy dostęp do specjalnych umiejętności, które możemy rozwijać oraz do broni do walki wręcz.
Starcia w Bright Memory: Infinite
Tym, co najbardziej przykuwało mnie do ekranu były oczywiście walki z wieloma przeciwnikami. Bright Memory: Infinite to bowiem pierwszoosobowa gra akcji w pełnym tego określenia znaczeniu. Nasz ekran często zalewa wielu oponentów i musimy odpowiednio dobrać taktykę do stosowanych przez nich ataków. Jest to newralgiczne głównie na wyższych poziomach trudności. Nasza katana również jest w stanie zadać niemałe obrażenia oraz zapewnić obronę. Przytrzymując R1, będziemy blokowali, a nawet odbijali mknące ku nam kule i ciosy. Natomiast stuknięcie R1 tuż przed otrzymaniem przez nas ciosu pozwala wyprowadzić kontrę, oszałamiającą oponenta. Ogromne znaczenie ma fakt, ze kontra uzupełnia również nasz zapas amunicji. Warto też nieco odchodzić od głównej ścieżki, zaglądając w odnogi. Nierzadko znajdziemy tam bowiem relikty, a te posłużą nam do odblokowania nowych umiejętności ofensywnych. Biorąc udział w starciu z bossem otoczonym pomniejszymi strzelającymi przeciwnikami i strażnikami wyposażonymi w łuki czy tarcze, koniecznie trzeba orientować się w dostępnych ruchach. To podstawa, jeżeli chcemy wyjść cało.
Grafika, udźwiękowienie i strona techniczna




Z pewnością wiele osób czytających tę recenzję i oglądających okalającą je zrzuty ekranu jest pod wrażeniem oprawy graficznej. Mnie również przypadła ona do gustu i przyznaję, że oglądanie gry w ruchu to prawdziwa przyjemność- zwłaszcza na telewizorze z Ambilightem. Ekran mieni się często mnóstwem kolorów, zwłaszcza przy korzystaniu z alternatywnych trybów strzału broni (każda ma dodatkowy tryb, wykorzystujący specjalną amunicję). Liniowość rozgrywki pozwoliła twórcom zadbać o odpowiednio wysoką jakość strony technicznej. Mamy więc tekstury w rozdzielczości 4K, 60 klatek na sekundę oraz jednocześnie śledzenie promieni światła w czasie rzeczywistym – RTX. Daje to świetny rezultat i sprawia, że – w mojej ocenie – Bright Memory: Infinite to jedna z najładniejszych gier dostępnych na nowej generacji. Jeśli natomiast będziecie gotowi zrezygnować z RTX-a, to będziecie mogli cieszyć się rozrywką w aż 120 klatkach na sekundę! Tytuł obsługuje też jedną z funkcji pada DualSense – adaptacyjne spusty. Różnice między spustami w broniach są jednak tak znikome, że nie sposób na dłuższą metę cieszyć się z dodania tej obsługi.
Udźwiękowienie jest niestety zaledwie poprawne i bez wątpienia nie zapadnie nikomu w pamięci. Trzeba jeszcze zaznaczyć, że postaci mówią po angielsku lub po japońsku – zależnie od wybranej opcji w menu głównym. Ruch ust jest natomiast zsynchronizowany wyłącznie z azjatycką wersją kwestii dialogowych.
Zawartość dodatkowa i powroty do Bright Memory: Infinite




Recenzowana gra wychodzi z podtytułem Infinite, co oznacza między innymi dostęp do wszystkich kosmetycznych DLC – zarówno dla naszej bohaterki, jak i jej broni. Możemy wobec tego wybrać jeden z całkiem niemałej liczby strojów dla naszej postaci. Ogromna szkoda, że widać je jedynie podczas przerywników filmowych na silniku gry. W widoku pierwszoosobowym będziemy mieć przed oczami ciągle rękawy występujące w domyślnym stroju. Problem ten bynajmniej nie powtarza się przy korzystaniu z broni – widzimy to, na co postawiliśmy (niestety wyłącznie z poziomu menu głównego).
Warto zwrócić uwagę na możliwość powracania do poszczególnych rozdziałów i wyboru poziomu trudności po przejściu całej gry. Mało tego, możemy zadecydować, aby zachowały się nasze odblokowane umiejętności. Nie tylko korzystnie wpływa to na dynamikę starć, ale również ułatwia drogę po platynę.
Podsumowanie




Bright Memory: Infinite bynajmniej nie jest najlepszą grą w swoim gatunku, ale i nie stara się taką być. To bardzo przyjemny, wciągający akcyjniak, zachwycający oprawą graficzną i płynnością działania. Krótki czas rozgrywki nie ma niestety odzwierciedlenia w cenie – ta wynosi około 90 złotych. Mimo wszystko jeśli nie wymagacie od gry ambitnej fabuły i chcecie po prostu się zrelaksować, strzelając do przeciwników i odcinając im kończyny, to nie powinniście być zawiedzeni. Ja nie jestem i na pewno będę czekał na kolejne dokonania studia. Polecam ten tytuł każdemu fanowi dynamicznych pierwszoplanowych produkcji.
Kod recenzencki zapewniła agencja Stride PR.
Dodaj komentarz