Spider-Man to zdecydowanie mój ulubiony bohater. Wychowałem się na filmach z tą postacią. Do dziś pamiętam jak w 2002 roku, tuż po zakończeniu roku szkolnego poszedłem z Tatą do kina na pierwszy kinowy film w reżyserii Sama Raimiego. Przez lata z wypiekami na twarzy wyczekiwałem na kolejne ekranizacje. Kiedy ogłoszono, że Marvel i Sony w końcu się dogadali i zobaczymy Pająka w MCU to była to jedna z najszczęśliwszych wiadomości dla takiego fana jak ja. Po dwóch własnych filmach i występie w dwóch częściach Avengers Tom Holland powraca w roli Petera Parkera. Jak Spider-Man: Bez drogi do domu się sprawuje?
O tym filmie było głośno na bardzo długo przed jego premierą. Wycieki z planu czy spekulacje fanów rozgrzewały serca i umysły widzów na całym świecie. Nie będę tutaj oczywiście opisywał, w jakim stopniu teorie te się sprawdziły. Zdecydowanie lepiej by każdy przekonał się o tym sam. Niemniej jednak nie sposób ocenić tego filmu bez opisywania najważniejszych moim zdaniem elementów. Postaram się natomiast nie napisać o niczym, czego samo Sony i Marvel nie pokazało oficjalnie wcześniej.
Nowy film rozpoczyna się dokładnie w momencie zakończenia Daleko od domu. Cały świat poznaje tożsamość Spider-Mana, jednocześnie posądzając go o śmierć Mysterio. Teraz Peter wraz z rodziną i przyjaciółmi musi nauczyć się żyć w nowej rzeczywistości. Po pomoc rusza do Dr Strange’a. Rzuci on specjalny czar wymazujący informację o alter ego Petera ze świadomości wszystkich na świecie. Jak zwykle w tego typu sytuacjach, coś idzie nie tak. W wyniku tych zawirowań do świata MCU wkraczają postaci znane z innych filmowych przygód Spider-Mana.
To oczywiście skrót fabuły, który każdy może znać, oglądając dowolny zwiastun filmu. Nie będę pisał więcej o samej fabule, aby nie psuć wam radości z odkrywania jej na własną rękę.
Gdybym miał w największym skrócie opisać Bez drogi do domu, to powiedziałbym, że jest to takie Avengers: Koniec gry filmów o Spider-Manie. Połączenie wątków z wielu filmów, spięte w jedną całość. Powrót Alfreda Moliny, Wilema Dafoe czy Jamiego Foxa w swoich ikonicznych rolach to strzał w dziesiątkę. To postaci, które znamy i uwielbiamy i ciężko byłoby je sportretować lepiej. Sony i Marvelowi udało się jednak wpleść ich do MCU w sposób niezwykle udany i jednocześnie nietandetny.
Każdy z przeciwników ma tutaj swoje kilka minut. Możemy poznać ich psychikę, problemy czy osobowość, często lepiej niż przedstawione było to w ich pierwotnych wystąpieniach. Serio, scenarzyści i osoby odpowiedzialne za dialogi spisali się na medal. Przeciwnicy Spider-Mana są postaciami z krwi i kości, a nie tylko bezmyślnymi tworami CGI. To niesamowite, że w dużo krótszym czasie ekranowym dało się przekazać dużo więcej niż kiedyś.
Widać, że do prac nad tym filmem zaangażowano wyjątkowo utalentowany zespół ludzi, którzy jednocześnie mają olbrzymią dozę miłości i szacunku do wszystkiego, co powstało przedtem. Każda z postaci w tym filmie, nieważne czy występowała w MCU, czy innych wersjach Pająka, potraktowana jest z godnością i odpowiednio rozwinięta. O złoczyńcach już pisałem, ale tak samo dobrze przedstawione są tutaj relacje i charaktery Petera, MJ, Neda czy cioci May. No i jest to chyba pierwszy film o Człowieku Pająku, który tak dobitnie przekazuje sens najsłynniejszego motta tej postaci – z wielką mocą przychodzi wielka odpowiedzialność.
Jeśli jeszcze tego nie odczytaliście, to oczywiście film mi się wybitnie spodobał. Pokuszę się nawet o określenie, że film ten zrobił mi dobrze na tak wielu poziomach, że nie sposób tego opisać. Dawno nie wyszedłem tak zadowolony z kina. Moja miłość do MCU można powiedzieć, że przechodziła pewien kryzys. Długa przerwa w nowościach filmowych, a potem kolejne premiery filmów, które same w sobie nie były złe, ale brakowało im tego czegoś, sprawiły, że płomień w mym sercu przygasł. Teraz jednak rozpalił się na nowo z pełną mocą.
Film jest tak naprawdę jednym wielki hołdem oddanym postaci Spider-Mana. Znajdziemy tutaj nawiązania do wątków z poprzednich filmów, popkultury czy nawet memów! Fani tej postaci będą wniebowzięci, bo dostaliśmy nie lada laurkę. Z tej perspektywy współczuję jedynie może młodszym widzom, którzy innych filmów niż tych z Tomem Hollandem zwyczajnie nie znają.
Bez drogi do domu można potraktować jako pewien znaczący koniec, dla całego filmowego dorobku Spider-Mana. Poprzednia trylogie Sama Raimiego czy dwie części The Amazing Spider-Man, choć nie pozbawione wad, mają wciąż oddane grono fanów. Są oni jednocześnie niepocieszeni, że każda z tych serii filmowych została przerwana bez odpowiedniego pożegnania czy zamknięcia. Dla takich ludzi przygotowano właśnie ten film. Jest on klamrą spinającą większość wątków postaci i będący pożegnaniem z niektórymi. Klamra zamykająca wszystkie dotychczasowe filmy z Spider-Manem, włączając w to jego trylogię w MCU. Myślę, że nie ważne czy jesteście w drużynie Toma, Tobeyego czy Andrew, każdy znajdzie tutaj coś dla siebie.
Wspominałem, że w pracę nad filmem zaangażowano twórców, którzy do tematu podeszli z należytym szacunkiem i chyba nie widać tego nigdzie tak dobrze jak przy oprawie muzycznej. Michael Giacchino już przy filmach z serii Jurassic World dał się poznać nie tylko jako utalentowany kompozytor, ale także osoba, która jest w stanie wkomponować twórczość innych osób w idealny sposób, by pasowało do nowych filmów. W Bez drogi do domu udaje mu się nie tylko rozwinąć własne motywy muzyczne przygotowane dla poprzednich filmów MCU. Jednocześnie także doskonale dodaje do tego aranżacje Dannyego Elfmana czy Hansa Zimmera. Nie mogę doczekać, by przesłuchać soundtrack z filmu w serwisach streamingowych. Wiem, że natychmiast wyląduje on na mojej komiksowej playliście.
Oczywiście efekty specjalne czy choreografia walk to najwyższa klasa. Z przyjemnością się ogląda wyczyny bohaterów na ekranie. Nie ma tutaj też chaosu, zawsze wiemy co się dzieje i kto kogo uderza. Ale do tego filmy MCU nas już przyzwyczaiły.
Spider-Man: Bez drogi do domu mogę tylko całym sercem polecić. To wspaniałe dzieło i niesamowity film dla fanów kinowych superprodukcji o superbohaterach. Kolejny raz mogłem uczestniczyć w niesamowitym widowisku i nie wiem kiedy podobna okazja znowu się powtórzy. To kompletny film, który zalicza wszystkie checkboxy jeśli chodzi o postać Spider-Mana. Jednocześnie daje też olbrzymie nadzieje na przyszłość, bo już teraz nie mogę się doczekać, jakie będą dalsze losy przygotowane przez scenarzystów.
Dodaj komentarz