Małe rzeczy trafiły niedawno na płyty DVD i Blu-ray. Sprawdźmy wobec tego, czy warto zainteresować się wydaniem na BR.
Małe rzeczy to film, z którego istnienia nie zdawałem sobie sprawy. Pozwoliło mi to podejść do seansu całkowicie neutralnie. Nie miałem żadnego wyobrażenia na temat stylu, jaki przyjęto w recenzowanej produkcji i specjalnie nie czytałem żadnego opisu wydarzeń. Chciałem być zaskoczonym przez ten film i muszę przyznać, że to na pewno się udało. Czy było to zaskoczenie pozytywne? Na to pytanie odpowie oczywiście niniejsza recenzja. Przeanalizujmy więc poszczególne elementy tworzące wydanie Blu-ray. Na początek spójrzmy oczywiście na…
Opakowanie
Małe rzeczy zapakowane są do standardowego pudełka, jakie znamy z gier konsolowych czy filmów na Blu-ray. Nie ma tu mowy o jakimkolwiek zaskoczeniu. Mamy więc (jednostronną) okładkę, na której przodzie zamieszczono oczywiście grafikę promującą film. Natomiast przyglądając się tylnej części okładki, zauważymy standardowy układ – opis filmu, kilka ujęć ze scen, opis technicznej strony produkcji oraz wiadomość o zawartości dodatkowej. Otwierając opakowanie, ujrzymy płytę o prostej, dość ascetycznej, warstwie wizualnej. Oprócz napisu the little things nic nie przykuwa tu naszej uwagi. Nie można więc mówić o jakiejkolwiek niespodziance. W kontekście wydania Blu-ray nie jest to problemem, w przeciwieństwie do innego aspektu (o którym jednak nieco później). Włóżmy teraz naszą płytę do odtwarzacza i zobaczmy, dokąd pragnie nas zabrać polski dystrybutor – wydawnictwo Galapagos.
Fabuła
Z pewnością wiecie, że jestem zatwardziałym przeciwnikiem spoilerów. Nie znoszę ich poznawać zanim sam nie zapoznam się z jakąś grą/filmem/komiksem. Sam też nie stosuję ich w moich tekstach, by nie psuć nikomu zabawy z samodzielnego odkrywania przedstawianych wydarzeń. Czytacie jednak teraz recenzję filmu, toteż niemożliwe jest całkowite pominięcie opisu fabuły. Pozwolę sobie wobec tego na skorzystanie z oficjalnego opisu wydarzeń w Małych rzeczach. Znajdziecie do poniżej, a jeśli nie chcecie wiedzieć niczego o historii, przejdźcie do następnego akapitu.
„Małe rzeczy” to historia zastępcy szeryfa hrabstwa Kern, Joe Deacon, zwany Deke (Denzel Washington), który zostaje wysłany do Los Angeles z prostym z pozoru zadaniem zebrania dowodów rzeczowych. Na miejscu jednak wikła się w poszukiwania seryjnego zabójcy, który terroryzuje miasto. Prowadzący obławę miejscowy sierżant Jim Baxter (Rami Malek) będąc pod wrażeniem policyjnego nosa Deke’a nieoficjalnie angażuje go do pomocy. Baxter nie ma jednak pojęcia, że śledztwo przywołuje echa z przeszłości Deke’a i ujawnia niepokojące sekrety, które mogą zagrozić nie tylko dochodzeniu.
Oficjalny opis filmu
Wrażenia po seansie
Szybki rzut oka na okładkę pozwala mieć nadzieję, że trzymamy przed sobą film, który powinien stanowić ucztę dla niejednego kinomana. W głównych rolach zobaczymy bowiem Denzela Washingtona, Ramiego Maleka oraz Jareda Leto. Ochoczo rozpocząłem więc 2-godzinny seans… i muszę przyznać, że dawno się tak nie wynudziłem. Wydarzenia toczą się w latach 90-tych minionego stulecia, a więc nie ma wszędobylskich smartfonów i innych urządzeń elektronicznych. Detektywi musieli wtedy polegać głownie na dedukcji i zdolności łączenia faktów. Wydawać by się mogło, ze przeniesienie akcji wstecz o ponad 3 dekady będzie więc strzałem w dziesiątkę. Okazało się niestety, że reżyser i scenarzysta, John Lee Hancock, nie był w stanie unieść ciężaru spoczywającego na jego barkach. W filmie mnóstwo jest niepotrzebnie wydłużonych, rozwleczonych wręcz scen i patetycznych dialogów. Miałem też wrażenie, że aktorom nie chciało się grać – z żadnej z ról nie bije jakakolwiek emocja. Sam wątek kryminalny nie jest zły i pod koniec nabiera rumieńców. Gdyby przedstawić go bardziej dynamicznie, z pewnością film zyskałby na ogólnym odbiorze. Jednak w obecnej formie dobrnięcie do napisów końcowych okazało się być dla mnie prawdziwym wyzwaniem. Wyzwaniem, któremu bym raczej nie podołał, gdyby nie konieczność obejrzenia filmu, aby móc napisać jego recenzję.
Podsumowanie
Małe rzeczy zdecydowanie nie są najlepszym thrillerem, jaki można obejrzeć. Występuje w nim mnóstwo dłużyzn, a aktorzy wyraźnie nie mieli jasno nakreślonych postaci. To kolejny film, w którym detektywi ścigają seryjnego zabójcę. Jednak dobrnięcie do finału tej opowieści to prawdziwa męczarnia. Sytuacji nie ratuje nawet dość klimatyczna muzyka, wprowadzająca niekiedy nieco suspensu. W ogólnym rozrachunku jednak Małe rzeczy to film, do którego trudno się przekonać. A jakie jest Wasze zdanie? Jesteście zachwyceni ta produkcją, czy może przeciwnie – męczyliście się jak ja? Dajcie nam znać w komentarzach.
Informacje o wydaniu
Tytuł oryginalny: The Little Things
Reżyseria: John Lee Hancock
Obsada: Denzel Washington, Rami Malek, Jared Leto, Natalie Morales
Czas trwania: 127 minut
Obraz: 1080p High Definition 16×9 2.4:1
Dźwięk: DTS-HD Master Audio: angielski, Dolby Digital: polski (5.1), czeski (5.1), węgierski (5.1)
Napisy: polskie, słowackie, rumuńskie, koreańskie, węgierskie, czeskie, chińskie, arabskie
Dla niesłyszących: język angielski
Materiały dodatkowe: Małe rzeczy – cztery odcienie błękitu (rzut oka na role Denzela Washingtona w czterech filmach Warner Bros. o policjantach: Małe rzeczy, Dzień próby, Rykoszet i W sieci zła), Różnice stylu (jak Denzel Washington, Rami Malek i Jared Leto stworzyli trzy tak różne postaci)
Film do recenzji dostarczył polski dystrybutor, Galapagos.
Dodaj komentarz