Breathedge po raz pierwszy ukazał się na komputerach już w 2018 roku, czy jego dokowanie na Nintendo Switch zostało wykonane poprawnie?
Pamiętacie scenę z genialnego Interstellar, gdzie jeden z astronautów próbował zadokować do stacji kosmicznej, ale nie udało mu się uzyskać szczelnego dokowania? Pamiętacie co się stało ze stacją? To samo stało się z Breathedge na Nintendo Switch. Siedemnaście – oto liczba, z którą kojarzyć mi się będzie Breathedge. Czy chodzi o to, że jej przejście zajęło mi 17 godzin? Nie, 17 razy gra doznała krytycznego błędu, który ją wyłączył, a mnie wyrzucił w przestrzeń lobby mojego Switcha.
Dziurawy kadłub 1.0.0!
Widziałem zwiastuny Breathedge, które nie tylko zrobiły na mnie wrażenie swoją grafiką, ale również tematyką. Akcja dzieje się w kosmosie, a jestem przecież fanem wszelakich filmów science fiction. Poza tym styl, w jakim wykonano wnętrza statków, bardzo przypominał mi moje ulubione klasyki gatunku (na czele z Obcym). Ominęła mnie też moda na gry, gdzie musimy coś zbudować, aby przetrwać, więc tym chętniej chciałem sięgnąć właśnie po tę produkcję.
Ochoczo wziąłem się więc za recenzowanie… no i cóż, doszedłem do mniej więcej połowy Breathedge, jednocześnie walcząc z jego stabilnością. Miałem wrażenie siedzenia na tykającej bombie, zacząłem więc często zapisywać grę, co dodatkowo ją wydłużało. Niech o jakości wersji 1.0.0 świadczy fakt, że autozapis robił się… tuż przed śmiercią bohatera. Rzucały się też w oczy niedoskonałości tłumaczenia.
Ze śmieszniejszych błędów, mogę wspomnieć Wam ten, kiedy raz gra włączyła się bez wczytania statystyk jak życie, głód, czy tlen. Skutkowało to między innymi tym, że miałem nieograniczony tlen… aż do kolejnego błędu, który wystąpił parę minut później. Innym razem przeżyłem chwilę grozy, gdy jedyny zapis (nasz progres zapisywany jest tylko na jednym pliku) zamiast załadować grę tam gdzie ją zapisałem zrobił coś zupełnie innego. Zapisałem grę, kiedy byłem w statku kosmicznym. Wczytany zapis wyrzucił mnie przez podłogę w przestrzeń kosmiczną gdzie nie mogłem się ruszyć, a powoli kończył mi się tlen… Ponowne załadowanie pliku przeniosło mnie na szczęście na stabilną podłogę na statku.
Jak więc widzicie – było naprawdę źle, jednocześnie miałem poważny problem jak ocenić tytuł… Przecież w tamtym momencie spędziłem nad grą około 10 godzin, pomimo licznych z nią problemów. W Breathedge było coś, co kazało mi włączać ją ponownie i próbować posunąć się do przodu… do kolejnego krytycznego błędu. Grze przyszedł na pomoc czas. Trafiło do mnie wiele tytułów do oceny „na już”, a Breathedge pozostał w celi śmierci.
Szczelny kadłub 1.0.2?
Gra miała swoją premierę 6 kwietnia (choć zważając na jej jakość, stosowne byłoby wydanie jej w ramach żartu: 1-wszego kwietnia). Przeszło miesiąc później, bo 10 maja zaktualizowano ją do obecnej wersji 1.0.2. Czy coś się zmieniło?
Na szczęście dla Breathedge – tak. Wspomniałem, że czekała w celi śmierci na swoją negatywną recenzję. Po aktualizacji jednak, przez 10 kolejnych godzin gry, ani razu się sama nie wyłączyła. Co więcej, poprawiono wiele tłumaczeń. Co prawda, część z błędów językowych może być zamierzonym efektem, stąd mogą się nieźle kamuflować. Świat gry mocno nawiązuje do klimatów bloku wschodniego XX wieku. Wszelka prowizorka i błędy są więc na porządku dziennym.
To co nie zmieniło się pomiędzy wersjami, to na przykład długość ładowania gry, czyli około 2 minutowy postój w grze. Ekrany te widzimy jednak na szczęście dosyć rzadko. Breathedge co jakiś czas się zatrzyma na około 10 sekund, rozpoczyna się wtedy autozapis, który ma już teraz więcej sensu niż wcześniej.
Widoki z kabiny
Zacząłem tę recenzję od stwierdzenia, że filmy promocyjne w Breathedge zrobiły na mnie duże wrażanie ze względu na grafikę. W końcowym rozrachunku muszę przyznać, że w opisywanej produkcji warstwa graficzna, jest trochę kontrowersyjna.
Trzeba zacząć od tego, że doczytywanie tekstur widać gołym okiem nie tylko w kosmosie (wtedy naprawdę kują w oko), ale również w pomieszczeniach. Gdy już jednak się załadują… gra wygląda kapitalnie. Światło odbija się od metalowych powierzchni długich korytarzy. W przestrzeni kosmicznej tysiące odłamków i materiałów wisi dokładnie tam gdzie je znajdziemy i zostawimy.
Czy na wczytywanie tekstur można przymknąć oko? W pomieszczeniach owszem, w przestrzeni kosmicznej ma to niekiedy wpływ na rozgrywkę. Przez pierwszą część gry aluminium możemy znaleźć jedynie w formie złoża na asteroidach. Mam wrażenie, że miałem z tym zasobem spore problemy. Mogło to wynikać z tego, że nie widziałem, gdzie może się znajdować jego złoże, przez fatalną teksturę asteroidy. Przyrzekam, że w pewnym momencie spędziłem godzinę na szukaniu złoża, aby zbudować przy jego użyciu wymagany fabularnie przedmiot. Poskutkowało to moją pierwszą SPO, którą weźcie sobie do serca przynajmniej do 3 rozdziału:
Zawsze eksploruj złoże aluminium które zobaczysz. Wydobytego aluminium nie zostawiaj za sobą.
Standardowa Procedura Operacyjna #1
Harry Raszczak
Ekwipunek i sterowanie na Switchu
Na Switchu znaczącej zmianie uległ system przechowywania przedmiotów. W komputerowej wersji przedmioty zajmowały od 1 po parę kafelków (w zależności od kształtu przedmiotu). Wymagało to przeciągania przedmiotów aby jak najefektywniej pomieścić je w dostępnej siatce. Z jednej strony możemy cieszyć się, że na przenośnej konsoli nie musimy przeciągać zasobów i przedmiotów. Bez myszki byłoby to bardzo irytujące.
Wybrano rozwiązanie, gdzie każdy przedmiot, nie ważne czy duży jak skafander, czy mały jak butelka wody, zajmuje jedno miejsce w ekwipunku. Zasobność szafek, skafandra ma po prostu określoną liczbę przedmiotów, które przechowają. Skutkuje to dosyć częstą potrzebą długiego przewijania takich samych zasobów. Trochę szkoda, że nie postanowiono połączyć takich samych przedmiotów w jednym kafelku, oraz pokazać obok ich ilość. Do tego, do końca rozgrywki miałem problemy z odruchowym naciskaniem B aby opuścić widok ekwipunku… co skutkowało wyrzuceniem przedmiotu. Ekwipunek otwieramy i opuszczamy przy użyciu +.
Poza wymienionymi wyżej uwagami, nie mam już większych zastrzeżeń do sterowania w Breathedge. Po pewnym czasie w przestrzeni kosmicznej poruszamy się nie gorzej niż George Clooney z Grawitacji.
Gdzie lecisz człowieku?
Nawet w wersji 1.0.0 coś skłaniało mnie do ponownego odpalania Breathedge, robiłem to przecież 17 razy. Czy robiłem to tylko po to by nacieszyć oko grafiką? Ustaliliśmy już, że jest to w przypadku tej produkcji niejednoznaczny element. Czasem jesteśmy po prostu onieśmieleni scenerią, tym ile różnych elementów dryfuje w kosmosie, aby za chwilę zobaczyć jak asteroida zajmująca pół ekranu przechodzi metamorfozę z rozmytej plamy w znośną skałę.
Nie włączałem też gry tylko z redakcyjnego obowiązku. Gra urzeka swoim humorem, podczas gry towarzyszą nam głównie komunikaty skafandra, które przeważnie są po prostu dowcipne. Oczywiście, przy takim natężeniu komunikacji nie wszystkie żarty dobrze lądują, ale przeważnie nie jest wcale źle. Tym bardziej, że w grze znajdziemy ponadto wiele różnych „znajdziek” nawiązujących do popkultury, głównie klasycznego science-fiction, czy chociażby kultowych gier jak Mass Effect. Szkoda, że komunikaty skafandra są czasem wypluwane za szybko, wiem że miał być beznamiętnym komentatorem wydarzeń, ale tempo jego wypowiedzi i tak nie jest równe.
Sama rozgrywka, znajdowanie nowych schematów, surowców, a w końcu konstruowanie elementów wyposażenia, które pozwalają nam lecieć dalej, szybciej czy po prostu wygodniej, jest naprawdę satysfakcjonująca. Szczerze mówiąc, przygotowałem się, że fabuła ograniczy się do próby przeżycia. Nic z tych rzeczy! W grze odkryjemy intrygę, która doprowadziła do katastrofy naszego pogrzebowego liniowca.
Wszystko to okraszone jest pokaźną i solidną ścieżką dźwiękową nawiązującą do XX wiecznych utworów raczej ze wschodu Europy, niż nowoczesnych brzmień. Wpasowuje się to w ogólną estetykę prowizorki i propagandowego patosu. Jak już wspominałem, świat ukazany w Breathedge zdecydowanie odbiega od „przepychu” znanego z Prometeusza. Pomyślcie raczej o Nostromo, którego wyprodukowano jeszcze po złej stronie żelaznej kurtyny.
Zakończę moje przemyślenia o rozgrywce stwierdzeniem, że gdy jakiś element zaczynał robić się nudnawy (jak choćby wytwarzanie lepszego ekwipunku, budowa tymczasowej stacji), to zwykle zaraz odbywamy podróż do kolejnej lokacji gdzie musimy sprostać innym problemom, co oczywiście odświeża rozgrywkę. O dziwo, podczas 20 godzinnej gry nie miałem uczucia monotonni rozgrywki (no dobrze, oprócz poszukiwania aluminium!)
Stacja końcowa
Mam wrażenie, że Breathedge dostał już zasłużenie w kość po swoich pierwszych recenzjach na Nintendo Switch. Grałem w pierwotnie dostępną wersję i potwierdzam – to wyglądało po prostu źle. Mimo to, widziałem że produkcja ma w sobie potencjał. Teraz, w wersji 1.0.2, po poprzednim stanie gry pozostał tylko niesmak. To co się nie zmieniło to dowcipna atmosfera i satysfakcjonująca, długa rozgrywka w ciekawym uniwersum. Grę kupicie obecnie za 99,99 zł na eShopie. Jak na przynajmniej 20h rozgrywki, jest to kwota jak najbardziej sprawiedliwa.
Kod recenzencki dostarczył Hypertrain Digital
Breathedge to porządny kawałek przygodówki z dobrze zaimplementowanymi elementami survivalu. Dobra , a momentami bardzo dobra grafika 8,5/10, grywalność 9/10 , intryga 9/10 . Nie przypadł mi zanadto humor i „przaśna ” ( mimo że stylizowana na sowiecką ) oprawa audio , zarówno muzyka jak i odgłosy otoczenia „urządzeń” itd.
Podsumowując 7,5/10 . Gra warta ceny . Na pewno zadowoli amatorów survivali i przygodówek .
Bardzo dobra recenzja, tylko o co chodzi w tej grze wciąż nie wiem…
🙂
„Sama rozgrywka, znajdowanie nowych schematów, surowców, a w końcu konstruowanie elementów wyposażenia, które pozwalają nam lecieć dalej, szybciej czy po prostu wygodniej, jest naprawdę satysfakcjonująca. Szczerze mówiąc, przygotowałem się, że fabuła ograniczy się do próby przeżycia. Nic z tych rzeczy! W grze odkryjemy intrygę, która doprowadziła do katastrofy naszego pogrzebowego liniowca.”