Dawno nie latałam po kosmosie i nie strzelałam do nadlatujących statków. Mogłam sobie w końcu przypomnieć, jak to jest. Czy jednak gra wywołała u mnie uśmiech na ustach? O tym dowiecie się już za moment, bo przed Wami recenzja Space Commander: War and Trade na Nintendo Switch. Premiera odbyła się 13 maja 2021.
Space Commander: War and Trade to kompletny space-sim, w którym jesteśmy jedynymi graczami. Gra posiada intuicyjny systemem walki i głęboką mechanikę. Dostępne podczas rozgrywki kampanie mają zapewnić graczom zróżnicowane doświadczenia – od zręcznościowej strzelanki, do sandboksowego RPG. Tytuł ten pozwala na budowanie, zarządzanie i ulepszanie swojej floty. Kady z graczy będzie mógł wybrać swoją ścieżkę kariery, poprzez wykonywanie misji dla frakcji (najemnik, handlarz lub gangster).
Kosmiczny podbój
Przyznaję, że rozgrywkę rozpoczęłam z entuzjazmem. Przypomniały mi się czasy pierwszej konsoli, którą kupił sobie mój starszy brat. Tytułu już nie pamiętam (za młoda byłam), jednak nie zapomnę nigdy, jak bardzo podobało mi się strzelanie neonowymi pociskami w kosmosie. Liczyłam na coś podobnego w Space Commander: War and Trade. Niestety na samym początku się… zirytowałam. Pomimo polskiego języka w menu, co miało sprawić, że treści będą dla mnie maksymalnie zrozumiałe, kompletnie nie wiedziałam jak poruszać się po grze. Przez pierwsze 30 minut grałam „na oślep”, zastanawiając się, o co chodzi i jak wiele czasu zajmie mi ogarnięcie, co i jak. Miałam pojawić się na jakiejś stacji, ale otwierając mapę, nie mogłam pojąć, jakim cudem mam do niej dolecieć.
Ostatecznie przez przypadek udało mi się „teleportować” do miejsca, które miałam wyznaczone w misji. Dosłownie, nie miałam pojęcia, jak się to udało. Dopiero po dłuższej chwili dotarło do mnie, że mogłam sobie to sprawdzić, bo ISTNIEJE TAKA OPCJA (bez komentarza).
Zatrzymajmy się na moment na sterowaniu
Przy Space Commander: War and Trade odniosłam wrażenie, że konsola się mnie, naprawdę, nie słucha i nie lubi. Chciałam wycelować we wrogi statek, ale na żadnym klawiszu to nie działało – mimo informacji, że powinno. Chcąc odpalić turbodoładowanie, konsola strzelała focha i odpalało się jedynie na jedną sekundę. Dzięki temu wrogowie mieli ze mnie łatwy cel.
Na całe szczęście, jakimś dziwnym trafem konsola się wyłączyła z rozładowania (nie upilnowałam) i po odpaleniu gry wszystko zaczęło śmigać, jak należy. Na przycisku „X” otwieramy mapę. Wybieramy sobie lewym joystickiem, na którą planetę chcemy się udać i zatwierdzamy za pomocą przycisku „A”. Lewy Joystick jest również odpowiedzialny za latanie. Na „ZR” strzelamy naszymi neonowymi pociskami. Na „ZL” wymierzamy w nasz cel, a „L” odpowiada za wystrzelenie dodatkowej rakiety. Prawy joystick aktywuje turbodoładowanie, więc łatwiej nam uciekać przed wrogimi statkami. Kilka chwil z grą i można intuicyjnie poruszać się po kosmosie.
Misje
Nie wiedziałam jak się za to zabrać, więc musiałam trochę pogłówkować. Jednak po chwili wszystko okazało się banalnie proste, a niechęć po pierwszej godzinie dezorientacji odeszła w niepamięć. Misje traktowane są jako zlecenia, które możemy przyjąć lub anulować kontrakty. Za wykonane misje otrzymujemy kredyty, które możemy wykorzystać na zakup nowego odrzutowca, ulepszyć posiadane już statki, zamontować wyrzutnie rakiet, zatankować, ulepszyć osłony, naprawić lub zakupić artykuły. Moje statki poddałam lekkiemu detailingowi i zmieniłam im kolorystykę. Teraz przynajmniej wyglądają rzeczywiście na takie, które posiadam.
Trzeba jednak brać pod uwagę, że zostawiając jakiś statek na stacji, generuje on opłaty parkingowe – dosłownie. Więc lepiej po prostu zatankować wszystkie statki i móc się nimi poruszać. W trakcie lotu możemy przeskakiwać pomiędzy posiadanymi statkami – wystarczy przycisnąć strzałeczkę w dół na d-padzie.
Przypomnę, że zabawę możemy kontynuować w Głównej Kampanii, lub wybrać sobie samodzielnie. Do wyboru otrzymujemy także Podbój Tau Ceti oraz Wyzwanie Kapitanów.
Graficznie bardzo przyjemnie
Przyznaję, że Space Commander: War and Trade na małym ekranie Switcha prezentuje się bardzo ładnie. O ile nasza Ziemia z kosmosu wygląda niczym na grafice znalezionej w Googlach, tak stacje kosmiczne na poszczególnych planetach także mogą się podobać. Podczas celowania we wrogie statki obraz powoli się zbliża i widzimy je w pełnej okazałości. Silniki, najmniejsze elementy wyposażenia statków – twórcy zadbali o każdy szczegół, by wyglądał możliwie jak najlepiej. I bardzo to doceniam. Graficznie tytuł ten podoba mi się bardzo, choć poruszając się po mapie, pojawiają się maleńkie, zielone „x”. Widać, że składają się one głównie z pikseli i nie wygląda to już tak fajnie, jak kosmiczny świat. Nie przeszkadza to jednak w niczym.
Co do muzyki w tle, jest na tyle spokojna, że nie miałam odruchu, w którym chciałabym ją czym prędzej wyłączyć. A to się ceni.
Wskakuj za stery i leć w kosmos
Może i na samym początku nieco się zniechęciłam. Może i marudziłam za bardzo i wyłączałam grę po 15 minutach, mamrocząc coś pod nosem. Ostatecznie skończyło się na tym, że codziennie poświęcę kilka chwil na Space Commander: War and Trade i misje w kosmosie. Nie odpuszczę żadnemu wrogiemu obiektowi i zniszczę każdy wielki statek, który stanie na mojej drodze.
Kod recenzencki dostarczyło PR Outreach.
Dodaj komentarz