W przypadku przenoszenia gier na konsolę Nintendo mamy do czynienia z loterią, gdzie nie zawsze wszystko się udaje. Jak wypada Crash 4?
W mojej recenzji skupię się na jakości portu, mniej miejsca poświęcę opisowi samej rozgrywki. Pod tym względem nie różni się od wersji z innych platform. Tak, czwarty Crash może towarzyszyć Wam w podróży, czy wylegiwaniu się w łóżku, nie tracąc nic z tego co widzieliście na innych platformach. Wszystkie poziomy, postaci, umiejętności, filmy są jakościowo takie same. Nie wygląda też na to, żeby do gry dodano coś specjalnie dla jej Switchowej wersji. Ułatwia to porównanie gry pod względem samych aspektów technicznych. Przejdźmy więc do sedna.
Sterowanie i prezentacja
Jeżeli chodzi o sterowanie, to jest ono przypisane w ten sam sposób, co w wersjach choćby na konsolę PlayStation 4. Jest to optymalny rozkład klawiszy, gdzie możemy, ale nie musimy korzystać ze spustów. Główne klawisze akcji znajdują się pod 4 przyciskami (A,B,X,Y), lewą gałką sterujemy postacią, natomiast prawą – kamerą.
Co możemy powiedzieć o prezentacji wizualnej? Szczerze mówiąc, na pierwszy rzut oka nie wychwyciłem większych różnic. Jednak oczywiście spojrzałem głębiej. Wersja na Nintendo Switch różni się w wielu mniejszych szczegółach. Zubożono je w taki sposób, że w ogólnym rozrachunku możemy mówić o bardzo podobnym wyglądzie obu wersji!
Na czym polegają te zmiany? Niektóre modele w tle wczytują się w zależności od tego, gdzie znajduje się nasza postać. Mam tu na myśli bardzo dalekie tła, nie środowisko potrzebne do poruszania się. Część modeli zubożono pod względem geometrycznym, podobnie stało się ze szczegółowością cieni i jakością efektu samej wody. Powiem tylko, że aby wyłapać powyższe różnice, trzeba zestawić istniejące wersje z tą na konsolę Nintendo. Edycja dedykowana Switchowi nadal nie wypada wtedy źle; jest to bardzo szczegółowa optymalizacja, która odpłaciła świetnym wyglądem gry – tak w trybie dokowanym, jak również przenośnym.
30 pudeł… to znaczy klatek na sekundę!
No tak, na pierwszy rzut to statystyka, która została obniżona pod wersję na Nintendo Switch z około 60 klatek widzianych na innych konsolach. Niech jednak nie zmylą Was pozory. To nie znaczy, że gra na Switchu skacze. Oprócz obniżenia liczby klatek zablokowano je na zadanej wartości. Oznacza to, że gra nie łapie „lepszych i gorszych” momentów, ponieważ przez cały czas ma działać jednakowo płynnie. I tak się właśnie dzieje. Nie muszę tłumaczyć, co stałoby się z precyzyjnie mierzonym i wyczekanym skokiem, gdyby w jego trakcie gra złapałaby „zadyszkę”.
Jedynym momentem, gdy mogłem wyczuć jakiś zgrzyt jest śmierć bohatera. Podejrzewam, że gra w tym momencie zaczyna już wczytywać poprzedni punkt kontrolny. Jest to jednak prawie niezauważalne, a moment w którym występuje nie ma najmniejszego wpływu na rozgrywkę. Oglądamy wtedy co najwyżej animację zgonu bohatera, na którą już nie mamy wpływu. Zadanie zoptymalizowania płynności wyświetlania gry na Switchu zostało więc zrealizowane bardzo dobrze. Przypomnę, że zablokowania klatek nie zastosowano w wersjach na PS4/Xbox One, co mogło dawać się we znaki podczas rozgrywki.
Pierwsze wrażenie
Zanim jednak zagłębimy się w świat szalonego jamraja, przyjdzie nam zobaczyć loga producenta i dewelopera, które są całkowicie nieme (pomimo że pojawia się na nich rozrabiający Crash). Przez chwilę pomyślałem, że coś jest nie tak z ustawieniami mojej konsoli. Dalej musimy dosłownie przeklikać dwa dwudziestoparostronicowe dokumenty i je zaakceptować. Nie chciałem zaczynać od tego akapitu, gdyż w przypadku Crash Bandicoot 4: It’s About Time pierwsze wrażenie na szczęście było jedynym zgrzytem z obcowania z tym tytułem.
Jaki jest Crash 4?
W swojej recenzji chciałem skupić się głównie na aspektach technicznych. Szczegółowy test produkcji na platformę PlayStation4 z naszego portalu możecie znaleźć pod poniższym linkiem:
Nie mogę jednak nie wspomnieć o własnym spojrzeniu na grę. Kończąc kwestie techniczne, deweloperzy poprawili aspekt będący drobnym minusem produkcji choćby na wspomnianym sprzęcie Sony. Chodzi o czasy ładowaniu poziomów. Na Switchu oscylują one w granicach 20 sekund. Nigdy nie przekraczają pół minuty, co uważam za dobry wynik.
Jeżeli chodzi o samą rozgrywkę, jest to z pewnością tytuł wymagający, a zupełnie się tego po nim nie spodziewałem! Jest to szczególnie ciekawe dla wieloletnich graczy, którzy pamiętają jeszcze gry wideo jako wyzwanie, a nie samo widowisko. W najnowszym Crashu wybierzemy tylko tryb rozgrywki (klasyczny bądź nowoczesny), zapomnijcie o łatwym/normalnym/trudnym poziomie trudności.
Wraz z rozgrywką poznamy nowe postaci posiadające unikalne umiejętności. Dojdą nowe typy poziomów, czy możliwość rozegrania tych samych etapów wspak z dodatkowymi efektami. W końcu fabularnie odkryjemy nowe moce pochodzące od uwolnionych masek. Dla zbieraczy i graczy maksujących gry czeka tu sporo zawartości!
Podczas rozgrywki towarzyszy nam charakterystyczny dla serii humor i bardzo fajnie zrealizowane przerywniki filmowe. To może nie idealna pod każdym względem platformówka, ale bardzo solidny tytuł, który na Switchu wygląda i działa kapitalnie. To do tej pory najbardziej drobiazgowa i sprytna konwersja, jaką widziałem. Deweloperzy naprawdę skupili się na postawionym im zadaniu dostarczenia ładnego, ale i stabilnego produktu. Dodatkowo zoptymalizowali czasy ładowania poziomów, które były problemem na innych konsolach poprzedniej generacji.
Kod promocyjny dostarczył Activision
Dodaj komentarz