Yupitergrad, produkcja poznańskiego studia, trafia w lutym na gogle PS VR. Czy warto przenieść się dzięki nim w kosmos?
Gogle wirtualnej rzeczywistości od Sony, PlayStation VR, otrzymają w tym miesiącu kolejną grę – Yupitergrad. Dzięki uprzejmości Perp Games mogłem sprawdzić przed premierą ten tytuł. Nie należy on co prawda do najdłuższych – jego ukończenie zajmuje około 2 godzin, a wolna przestrzeń wymagana na dysku konsoli to nieco ponad 1 gigabajt. Czy oznacza to jednak, że nie warto dać jej szansę? Czy można przejść obok tej gry, nie tracąc wiele? Odpowiedź na oba te pytania jest na szczęście przecząca. Dlaczego? Tego dowiecie się, czytając dalszą część recenzji. Pozwólcie, że na początku przybliżę Wam tło fabularne produkcji.
Yupitergrad – dziękuję Wam bardzo, Gamedust, za taką nazwę. Nie lubicie ułatwiać pisania recenzji, co? 😉 – przedstawia opowieść z perspektywy przedstawicieli władzy ZSRR. Wysyłają one naszego bohatera, określanego jako komrade (co nie powinno dziwić) lub kosmonaut, na stację kosmiczną przy Jowiszu. Sowieci chcą wydobywać z jej złóż paliwo. Pekol, bo tak ma się ono nazywać, oczywiście nie czeka na nas gotowy na miejscu. Po wylądowaniu na pokładzie tytułowego okrętu będziemy musieli przemierzyć niezliczoną liczbę korytarzy, aby przywrócić zasilanie odpowiednim elementom stacji wydobywczej, aby wykonać rozkaz. Pod koniec gry opowieść będzie zawierała zwrot fabularny, ale mam wrażenie, że był on zbędny. Według mnie zdecydowanie lepiej byłoby, gdyby historia była tak prosta, jak jawiła się na początku. To jednak tylko moje zdanie i opowieść spełnia swoje zadanie, motywując nas do działania.
Nie mniejszy bodziec do przemierzania poziomów stanowią komentarze, jakich będziemy świadkiem. Co pewien czas zauważymy ekrany. Jeśli wejdziemy z nimi w interakcje, zobaczymy i usłyszymy przywódcę, który wysłał nas na Marsa. Określi on nasze następne cele i podsumuje dotychczasowe poczynania. Nie zrozumcie mnie jednak źle – to jedynie zabieg fabularny i nie ma mowy o jakimkolwiek odnoszeniu się do tego, co i w jaki sposób faktycznie zrobiliśmy. Nie jest to w moim rozumieniu wada produkcji i w żadnym stopniu nie zwróciłem na to uwagi podczas przechodzenia Yupitergrad. Spora w tym zasługa humoru – teksty naszego zwierzchnika są nierzadko bardzo humorystyczne, choć on sam uważa je za śmiertelnie poważne. Bardzo spodobało mi się też to, że Rosjanie mówią po angielsku, aczkolwiek z typowym dla siebie przerysowanym, karykaturalnym wręcz akcentem. Nie ukrywam, że ogromną przyjemnością było dla mnie śledzenie rozmów i czytanie napisów. Te pojawiają się jedynie w angielskiej wersji językowej, ale nie poczytuję tego za wadę recenzowanej gry – gdybyśmy mieli do czynienia z polskimi podpisami, ominęłaby nas spora część zmienionych słów. Brzmią one, a nawet wyglądają tak, jakby ktoś usilnie starał się posługiwać językiem obcym.
Wspomniałem wcześniej, że nasz przełożony pojawia się sporadycznie. Nie znaczy to bynajmniej, że przez pozostałą część gry towarzyszy nam cisza. Nasze dokonania i sytuację, w której się znajdujemy komentuje sztuczna inteligencja – AI-Sha. Co jakiś czas przekazuje nam ona, swoim sztucznym komputerowym tonem, fakty na temat kosmosu. Porównania i punkty odniesienia są jednak tak absurdalne, że nie sądzę, żeby komukolwiek przydały się one w życiu (chyba że zależy Wam na dowiedzeniu się na przykład ile boisk to jakaś wielkość kosmiczna). Mało tego, AI-Sha potrafi nawet żartować. Jej dowcipy dotyczą oczywiście przeciwników komunizmu i są właściwie sucharami, ale przyznaję, że często uśmiech gościł na mojej twarzy podczas przechodzenia gry. Tym bardziej, że AI-Sha kończy swoje żarty zaprogramowanym sztucznym śmiechem, czy raczej wyrecytowanym hahaha.
Wiadomo już, że Yupitergrad jest dość zabawną grą. Nie odpowiedziałem jednak jeszcze na najważniejsze pytanie: na czym polega rozgrywka? Najprościej można ją określić jako symulator Tarzana. Tytuł rozpoczyna się od wyposażenia nas parę urządzeń nazywanych Kosmosticks. Stanowią one wizualną reprezentację naszych kontrolerów PlayStation Move i wyglądają dość interesująco. Nie sposób nie zauważyć korbek – jak się okaże, będą one bardzo przydatne podczas przemierzania korytarzy. Celując tymi kontrolerami w odpowiednie elementy i naciskając spust, możemy wystrzelić linę. Warto zaznaczyć, że przyczepi się ona jedynie do dwóch kolorów obiektów. Żółte przedmioty możemy przesuwać, co będzie niezbędne między innymi do uruchomienia pomp w jednym etapie czy do przesuwania bloków. Jednak najważniejsze jest przyczepiania się do niebieskich elementów – możemy wtedy bujać się i przyciągać się lub odsuwać od tych obiektów. Bardzo mi się to spodobało i sprawiło, że mogłem pomyśleć o sobie jak o kosmicznej wersji jednego z moich ulubionych bohaterów – Batmana.
To właśnie na umiejętnym bujaniu się i chwytaniu kolejnych wystających elementów opiera się główna część rozgrywki. Czy gramy w trybie prób czasowych, czy przechodzimy kampanię, musimy opanować poruszanie się w świecie Yupitergrad. Nierzadko będziemy musieli rozbujać się, by następnie w locie zaczepić się o kolejny element, wciągnąć się, rozbujać, zaczepić o kolejny i dodatkowo zastosować silniki na naszych rękach, aby minimalnie przesunąć się do przodu. Silników tych użyjemy również do poruszania się pod wodą i przyznaję z ulgą, że w poznańskim dziele na szczęście podwodne poziomy nie irytowały mnie. Stanowiły one integralną część rozgrywki i nie miałem problemów z ich występowaniem. Nie znaczy to bynajmniej, że tytuł od studia Gamedust jest łatwy. Co to, to nie. Bardzo często – zwłaszcza grając na czas – będziemy musieli idealnie wyczuć moment skoku i chwycenia kolejnego obiektu, by dostać się do nowego poziomu, unikają pułapek. Musicie wiedzieć, że gra zawiera wiele przeszkód, czyhających na życie naszej postaci. Możemy zginąć przygnieceni blokami, spalić się, wpaść w wir wentylatora – sposobów jest mnóstwo i nie sądzę, żeby udało się Wam ukończyć podróż, nie ginąć ani razu.
Na szczęście jednak punkty kontrolne są rozmieszczone bardzo sensownie. Nigdy nie musimy powtórzyć sporych fragmentów poziomów i zazwyczaj odradzamy się tuż przed sekwencją, która sprawiła nam wcześniej problem. To, w połączeniu z brakiem ekranów ładowania, sprawia, że wciąż mamy ochotę poprawić swój błąd i przejść dalej. Nie bez znaczenia jest precyzja odwzorowania ruchów naszych kontrolerów PS Move. Oczywiście do rozgrywki wymagana jest para Move’ów – gra nie przewiduje innego układu kontrolerów, ale nie dziwi mnie to w najmniejszym stopniu. Sposób poruszania się właściwie wymaga wykorzystywania Move’ów i musimy mieć możliwość niezależnego celowania dwiema dłońmi. Poznański zespół zdołał mistrzowsko zaimplementować obsługę tych kontrolerów i korzystanie z nich stanowi niemałą przyjemność, ale nie tylko dlatego lubiłem grać w Yupitergrad. Movy stanowią w tej grze naturalne przedłużenie naszych dłoni i bardzo łatwo można ulec złudzeniu, że to my jesteśmy w kosmosie i to my się bujamy. Życzę sobie i Wam, aby wszystkie studia brały przykład z Gamedust w kwestii implementowania obsługi PS Move.
Jak widzicie na zrzutach ekranu w tej recenzji, Yupitergrad jest produkcją, której oprawa graficzna jest dość specyficzna. Styl wizualny w połączeniu z rozgrywką przywodzi mi na myśl perfekcyjne połączenie dwóch gier – Mirror’s Edgez Borderlands. Co więcej, idealnie koresponduje to z groteskowym humorem. Przejawia się on nie tylko we wspomnianych wcześniej tekstach, ale również w muzyce. Za każdą naszą próbą pozyskania paliwa słyszymy podniosłe patriotyczne rosyjskie brzmienia, ewidentnie inspirowane hymnem. To w połączeniu z komiksową stylistyką i wystającymi z naszych Kosmosticków przepychaczami (co by nie mówić, przyczepność na pewno jest godna podziwu) oraz towarzyszącym wystrzałom z Kosmosticków karykaturalnym odgłosom powoduje, że nie sposób oderwać się od tej groteskowej wizji.
Yupitergrad to jedna z najlepszych produkcji, jakie mogłem sprawdzić przez wszystkie lata posiadania gogli PlayStation VR. Nie mogłem się oderwać od tego tytułu, nawet mimo niekiedy zbyt wymagających sekwencji przemierzania odległości. Zaręczam Wam, że będziecie mieć czasem problem z właściwym wyczuciem odległości i błyskawicznymi reakcjami na mknące ku nam pułapki. Mimo tego będziecie starali się przejść te fragmenty. I znów. I jeszcze raz. A może teraz? Gra niesamowicie wciąga i zdecydowanie polecam się nią zainteresować wszystkim miłośnikom PS VR.
Kod recenzencki dostarczyło Perp Games.

Dzięki za reckę, pozdrowienia od kompozytora i scenarzysty. 😉
Soundtrack z gry: https://surmacz.bandcamp.com/album/yupitergrad-ost