Na początku października konsole PS4 i XONE dostały Star Wars: Squadrons. Dzięki polskiemu oddziałowi EA sprawdzamy, czy we wspomnianej grze silna jest Moc.
Star Wars, czy też Gwiezdne Wojny to nazwa, która jest znana każdemu. Seria jest rozwijania nieprzerwanie od ponad 40 lat, co niewątpliwie jest imponującym osiągnięciem. Kosmiczne konflikty występowały właściwie wszędzie. Bez problemu znajdziemy charakterystyczny napis STAR WARS w odniesieniu do filmów pełnometrażowych, seriali, komiksów, książek, zabawek, czy gier. To właśnie one interesują nas w tym tekście, a dokładnie najnowsza odsłona wykreowana przez studio MOTIVE. Przez ostatnie dni miałem okazję sprawdzania jakości Star Wars: Squadrons. Postaram się odpowiedzieć w mojej recenzji na pytanie – czy warto zainwestować w tę grę? Czy cena – zaledwie 140 złotych – wyraźnie odstająca od standardów rynku ma uzasadnienie w oferowanej zawartości? Zapraszam do lektury.
Star Wars: Squadrons pozwala nam zasiąść za sterami wielu jednostek latających znanych z wspomnianego cyklu. Do naszej dyspozycji oddano 8 maszyn. Mamy X-Winga T-65, Bombowiec Y-wing BTL, A-wing RZ-1, U-WING UT-60D, TIE/IN, TIE/LN, TIE/RP oraz bombowiec TIE/SA. Jak więc widać, występują po 4 jednostki tak po stronie Imperium, jak i Nowej Republiki. O ile naturalnie maszyny należące do tej samej klasy nie różnią się od siebie wiele, o tyle diabeł tkwi w szczegółach w przypadku poszczególnych jednostek przypisanych do hangarów obu stron konfliktu. Wsiadając do T-65 zauważymy inny kokpit niż ten zamontowany w RZ-1, czy Y-wingu. Mało tego, różnice dotyczą również umiejscowienia kontrolek i ich stylu wizualnego. Inaczej rozpoznamy przeciwnika na podstawie urządzeń wskazujących zainstalowanych na poszczególnych jednostkach, nie wspominając o silnie odczuwalnej różnicy w prędkości manewrowania i zwrotności. Na pewno każdy znajdzie swoją ulubioną maszynę. Studio MOTIVE spisało się na medal, projektując dostępne jednostki i ich zróżnicowanie stanowi jedną z największych zalet recenzowanej produkcji.
Miłośnicy personalizacji również powinni docenić trud, jaki włożyli Kanadyjczycy w swoją grę.Na zwolenników tuningu czeka mnóstwo możliwości dostosowania wyglądu naszego pilota oraz jednostki. Możemy kupić wiele hełmów, rękawic, spodni, czy kombinezonów. Co ważne, w Star Wars: Squadrons nie występują mikrotransakcje i wszystko, co możemy zdobyć jest przyznawane w ramach nagród za postępy w walkach lub po dokonaniu zakupu za walutę zdobywaną w grze. Nie ma możliwości wydania realnych pieniędzy na większą ilość wewnętrznych środków, co jest wielkim plusem tytułu. Co więcej, alternatywne stroje, czy hełmy wpływają jedynie na wygląd naszej postaci i nie mają żadnego przełożenia na naszą wydajność w misjach, czy sesjach. Nie znaczy to bynajmniej, że nie ma sensu w kupowaniu nowych elementów. Ma to spore znaczenie, ale – w moim przekonaniu – wyłącznie w odniesieniu do naszych jednostek latających. Je także możemy rozwijać i montować w nich nowe rodzaje uzbrojenia, czy osłon. Można zdecydować się na broń zadającą większe obrażenia kosztem szybkostrzelności, czy na słabszy pancerz, ale po zestrzeleniu nas przez przeciwnika nasza maszyna może wybuchnąć, dzięki czemu zaistnieje szansa na pozbycie się jednego lub więcej nieprzyjaciół. Tu nie kończą się dostępne modyfikacje. Nie będę oczywiście opisywał wszystkich, ale warto wspomnieć chociażby o wypuszczanych wabikach, dzięki którym możemy łatwo pozbyć się mknących w naszym kierunku rakiet. Oczywiście możemy też próbować je wyminąć – ja preferowałem takie rozwiązanie. Było dla mnie nieporównywalnie bardziej satysfakcjonujące, choć niekiedy okupiłem tę próbę zaliczeniem zestrzelenia.
Pozostając jeszcze przy naszych X-Wingach i innych okrętach powietrznych, należy wspomnieć o dostosowywaniu wnętrza tych maszyn. Za wspomnianą wcześniej wewnętrzną walutę możemy kupić między innymi figurki, które umieścimy na kokpicie. Nawiązują one oczywiście do uniwersum Star Wars, a więc można postawić statuetkę Ewoka, czy potężnego okrętu kosmicznego. Oprócz tego nic – no, poza finansami (na szczęście środki wpadają tak gęsto, że nigdy nie trzeba długo czekać zanim będziemy w stanie kupić upragnioną ozdobę) – nie powstrzymuje nas przed umieszczeniem w kokpicie zawieszki stworzonej na przykład z hełmu Szturmowca albo przed postawieniem urządzenia wyświetlającego holograficzną postać. Możemy też zdecydować się na jeden z wielu rodzajów malowania i umieścić dodatkową naklejkę na skrzydle. Szkoda jednak, że nie pozwolono nam samemu wybrać konkretnej barwy poszczególnych elementów i musimy przełączać się między predefiniowanymi wariantami kolorystycznymi.
Skoro mamy już przygotowaną postać i maszynę, to pora rozwinąć skrzydła (w przypadku niektórych modeli nawet dosłownie). Star Wars: Squadrons zawiera tryb opowieści oraz rozgrywki wieloosobowej. W tym akapicie skupię się na kampanii. Studio MOTIVE zdecydowało się przedstawić historię poszukiwania przez Nową Republikę specjalnego okrętu kosmicznego. Rebelianci mają nadzieję ostatecznie pozbyć się dzięki temu Dartha Vadera i Imperium z mapy galaktyki. Fabuła, delikatnie określając, nie jest zbyt odkrywcza i bardzo szybko przestała mnie interesować. Spora w tym wina nieciekawie przedstawianych wydarzeń. Są one prezentowane na płaskich tłach obrazujących sytuację oraz krótkich, monotonnych i nudnych oprawach przy hangarze, od którego rozpoczynamy każdą misję. Sama obecność hangarów nie jest niczym złym – możemy się po nich rozglądać i wchodzić w kontekstowe interakcje, na podstawie których przejdziemy do menu edytowania wyglądu i możliwości naszych jednostek oraz pilota. Problem polega na tym, że cele zadań są zawsze takie same – albo dolatujemy do określonego miejsca i zabijamy wszystko, co się rusza (oprócz naszego wsparcia, które i tak jest nieśmiertelne), albo kogoś eskortujemy (co też sprowadza się do strzelania), albo kogoś ścigamy, po czym również bierzemy udział w walce. Nie miałbym do tego elementu rozgrywki zastrzeżeń, gdyby nie to, że tak naprawę w kółko robimy to samo. Twórcy co prawda starają się trochę urozmaicać kampanię. Zdecydowano się na przeplatanie wydarzeń przedstawianych po stronie Imperium z tymi po stronie przeciwnej. Jest to niezły pomysł – zwłaszcza gdy widzimy jak Imperium usiłuje się podnieść z przegranej pozycji po naszych akcjach w poprzedniej misji – ale, jak już wspomniałem wcześniej, monotonia jest wszechobecna. Na pewno plusem jest dodanie opcjonalnych wyzwań, ale szkoda, że dopiero po przejściu misji dowiadujemy się, jakie były poboczne wytyczne. Przez to możemy nie wykonać tych bonusowych celów i przechodzić misję raz jeszcze, chcąc zdobyć wszystkie odznaczenia.
Na szczęście sytuację ratuje bardzo dobrze zrealizowany model latania. Twórcy oddali nam wiele opcji dostosowania sterowania według swoich preferencji. Możemy zadecydować o takich elementach jak poziom trudności, martwa strefa drążków i ich czułość, ale jeśli zachcemy, możemy przemapować całe sterowanie. To bardzo duża zaleta Star Wars: Squadrons i szkoda, że niewiele konsolowych gier pozwala na całkowite zmienienie sterowania. Sprawne latanie w recenzowanej produkcji wymaga skupienia się na kilku aspektach. Po pierwsze, mamy do dyspozycji przepustnicę. Służy ona do regulowania prędkości naszego poruszania się, natomiast wychylając gałkę, obrócimy naszą maszynę w wybraną stronę. Wymaga to nieco przyzwyczajenia, ale ostatecznie będziecie czuli się w wykonywaniu manewrów dookoła własnej osi jak ryba w wodzie. Ogromne znaczenie ma właściwie zarządzenia przekierowaniem mocy do poszczególnych modułów naszej jednostki. Naciskając lewy przycisk na d-padzie przypiszemy moc do silników, dzięki czemu zwiększymy naszą zwrotność i zapewnimy sobie możliwość korzystania z dopalacza. Dzięki temu możemy sprawnie unikać wystrzelonych w nas rakiet namierzających oraz, oczywiście, szybciej przybliżyć się do przeciwnika. Następnie naciskamy L2 na padzie, aby zablokować widok na nieprzyjacielu, po czym przystępujemy do ataku. Jeśli odpowiednio długo utrzymamy wroga w polu namierzania, będziemy mogli posłać w jego kierunku specjalną rakietę (w zależności od tego, którą wyekwipowaliśmy). Same walki są bardzo satysfakcjonujące i nie mam im niczego do rzucenia (tak w przypadku kampanii, jak i w rozgrywce sieciowej). Jednak wszystko to, mimo bardzo przyjemnej mechaniki, nie jest nawet w połowie tak zadowalające jak granie w Star Wars: Squadrons w goglach wirtualnej rzeczywistości.
Na samym początku warto zaznaczyć, że gogle możemy podłączyć i odłączyć w dowolnym momencie. Wiele gier wymaga włączania ich od nowa, aby móc korzystać z PlayStation VR. W przypadku recenzowanego tytułu nie ma takiej sytuacji. Postanawiamy nagle, że chcemy grać w wirtualnej rzeczywistości, więc podpinamy gogle od Sony i od razu możemy cieszyć się nowym wymiarem rozgrywki. Jeśli tylko macie taką możliwość, zdecydowanie polecam grać w Star Wars: Squadrons na VR. Produkcja ta ogromnie zyskuje na takiej funkcjonalności. Oczywiście grafika jest minimalnie gorsza jeśli nie gramy w standardowy, zwykły sposób, ale chyba już się do tego przyzwyczailiśmy, prawda? Moim zdaniem to jak najbardziej akceptowalna cena jak na nowy wymiar doznań. Dopiero w PlayStation VR możemy poczuć się jak prawdziwy pilot. Wszelkie manewry i beczki sprawiają, że czujemy tę prędkość i zmiany kierunków lotów. Gra nie korzysta z kontrolerów PS Move, ale bynajmniej nie uznaję tego za wadę. Te urządzenia nie miałyby sensu w opisywanej grze. Optymalna pozycja jest siedząca, a trzymając w dłoniach pada, czujemy się trochę tak jakbyśmy trzymali faktyczne urządzenie sterownicze. Dodajmy do tego jeszcze możliwość wykorzystania kontrolera HOTAS, a otrzymamy prawdziwie immersyjne przeżycie, które polecam każdemu fanowi lotniczych perypetii.
Star Wars: Squadrons zawiera również, o czym wspomniałem wcześniej, tryb rozgrywki wieloosobowej. Początkowo były z nim związane moje największe zastrzeżenia wobec gry. Pad często odmawiał posłuszeństwa podczas grania przez sieć. Nagle po prostu przestawał reagować na wciskane przyciski (poza Options i logiem PlayStation), a więc samo urządzenie było sprawne. Problem ewidentnie dotyczył gry i mimo dość długiego czasu od premiery – odbyła się ona 2 października – występował wciąż jeszcze w połowie tego tygodnia. Drugim poważnym mankamentem utrudniającym wieloosobową rozgrywkę był okropny lag. Występował on niezależnie od tego, czy grałem z konsolą podłączoną bezpośrednio kablem, czy przez Wi-Fi. Opóźnienie było tak wielkie, że często rozgrywka była niemożliwa. Na szczęście mankamenty te rozwiązała wydana niedawno aktualizacja do wersji 1.02. Zdecydowanie zalecam pobranie jej, nawet jeśli chcecie grać tylko w trybie rozgrywki jednoosobowej. Łata rozwiązuje wszystkie techniczne problemy tytułu. Sam tryb wieloosobowy ma niestety niewiele do zaoferowania. Składa się na niego zaledwie 6 map i dwa rodzaje rozgrywki. Pierwszy z nich nosi nazwę Potyczka. Jest to klasyczny drużynowy deathmatch – dwie 5-osobowe drużyny zmagają się do osiągnięcia 30 fragów. Drugim trybem jest Bitwa flot. Liczebność zespołów i ich ilość są takie same, jak w Potyczce, ale cel jest inny. Naszym zadaniem jest pozbycie się okrętu flagowego oponenta. Nie jest to jednak takie proste, jak mogłoby się wydawać. Pierwszym krokiem jest zniszczenie pomniejszych jednostek (w tym również sterowanych przez SI), aby pasek przewagi przesunął się na odpowiednią stronę. Dopiero wtedy mamy szansę zniszczenia dużych osłaniających okręt flagowy jednostek bez skazywania się na pewną śmierć, a następnie w końcu możemy przystąpić do niszczenia flagowca. W międzyczasie musimy co jakiś czas bronić naszych okrętów, a więc jest tu pewna doza strategii. Sporą bolączką jest też bardzo długi czas oczekiwania na grę. Matchmaking trwa średnio półtorej minuty, a na przygotowanie się do wyprawy mamy drugie tyle czasu. Star Wars: Squadrons wystawi Waszą cierpliwość na próbę, to na pewno.
Wymienione wyżej tryby są jedynymi, w których możemy toczyć sieciowe zmagania. Star Wars: Squadrons oferuje wyłącznie DWA TRYBY SIECIOWE. To stanowczo za mało, aby przyciągać na długie sesje. Co prawda w grze występują jeszcze wyzwania codzienne, których wykonywanie może nam zapewnić bonusowe punkty ulepszeń broni oraz walutę, ale nie jest to coś, co znacząco wpływa na nasze podejście do rozgrywki. Są też rankingowe operacje, ale one również nie są w stanie zmotywować do grania przez sieć. Widać, że studio MOTIVE nie miało pomysłu na odpowiednie rozwinięcie swojego tytułu. A może winny jest ograniczony budżet? Tego nie wiem, ale z całą pewnością miłośnicy sieciowych strzelanek bardzo zdziwią się, włączając recenzowaną grę.
Graficznie Star Wars: Squadrons utrzymuje bardzo wysoki poziom. Odwiedzane lokacje podczas kampanii potrafią zachwycić, a kokpity naszych okrętów są bogate w detale. Można faktycznie poczuć się tak, jakbyśmy zasiadali za sterami jednostki. Złudzenie to jest wyjątkowo wiarygodne kiedy założymy gogle PlayStation VR. Niesamowicie korzystnie wpływają one na immersję i sprawiają, że godziny ulatują nie wiadomo kiedy. Udźwiękowienie to również pierwsza liga. Odgłosy broni brzmią filmowo – pasują do tego, do czego przyzwyczaiła nas saga. Muzyka to również majstersztyk i pozwala przenieść się do filmowego świata – tym bardziej, że można usłyszeć znane od lat motywy. Pozostając jeszcze przy grafice, muszę zaznaczyć, że zrzuty nawet w połowie nie oddają tego, jak ta gra wygląda. Na pewno to jedna z najładniejszych produkcji na PS VR, która może stanowić pretekst do zakupienia gogli Sony.
Star Wars: Squadrons to bardzo udana produkcja, która nie jest niestety wolna od wad. Na szczęście, pomimo niewielu trybów rozgrywki sieciowej, gra skutecznie broni się świetnym modelem latania i wciągającymi starciami. Tytuł rozwija skrzydła po założeniu gogli wirtualnej rzeczywistości, ale nawet bez nich warto wydać na niego te 140 złotych. To bardzo dobra cena jak na oferowaną zawartość i obowiązkowa pozycja dla fanów Gwiezdnych Wojen.
Kod do recenzji dostarczyło EA Polska.
Dodaj komentarz