Niewielkie 5 Lives Studio przedstawia światu swoją nową grę – Windbound. Zobaczmy, czy warto wybrać się w oferowaną podróż.
Windbound to zaskakująco rozbudowana produkcja jak na liczebność i możliwości tak kameralnego zespołu twórców. Składa się na niego zaledwie 5 osób, za co studiu należą się słowa uznania. Nie ulega wątpliwości, że recenzowana gra nie jest wybitna i sporo elementów można byłoby poprawić, ale należy wziąć poprawkę na budżet produkcji i moce przerobowe twórców. Nie znaczy to bynajmniej, że tytuł jest zły. Można bardzo dobrze bawić się, przemierzając wyspy przygotowane przez Australijczyków, nawet mimo niektórych niedociągnięć. Więcej o tym w recenzji, do której lektury zachęcam.

W Windbound wcielamy się w Karę. Bohaterka w wyniku potężnego sztormu ląduje osamotniona na wyspie, uzbrojona jedynie w mały nóż. Naszym zadaniem będzie odnalezienie swoich pobratymców i przeżycie na nieznanym nam obszarze. Poczucie zagubienia dodatkowo wzmagają proceduralnie generowane wyspy. Za każdym uruchomieniem gry teren, po którym będziemy się poruszać ulegnie zmianie i to właśnie ta losowość świata jest jedną z najważniejszych części tytułu. Nigdy nie wiemy, co znajdziemy na wyspie, na którą płyniemy i czy warto ją zwiedzać. A zwiedzać będziemy często – gra stawia na eksplorację i rozwijanie umiejętności oraz tworzenie przedmiotów użytkowych. Owszem, istnieje pewne tło fabularne, ale nie jest ono najważniejsze. Bardzo szybko historia schodzi na dalszy plan, a priorytetem staje się wytwarzanie broni i przemierzanie świata. Zwiedzając teren, nierzadko natkniemy się na zamieszkujące go zwierzęta. Przed niektórymi możemy uciec, inne warto zabić, aby pozyskać z nich skórę i mięso, do jeszcze kolejnych trzeba podejść ostrożniej – wielkie bizono=podobne stwory stanowią niemałe zagrożenie. W walce nie jesteśmy bezbronni – możemy zablokować kamerę na oponencie i korzystać z broni dystansowej (jak na przykład proca i bomby olejne), czy kilku rodzajów dzidy. Oczywiście dopóki nasza broń się nie rozpadnie. Nasz podstawowy nożyk skłania nas raczej do taktycznego odwrotu niż do walk. Starcia są zrealizowane przyzwoicie i mimo prostoty potrafią się spodobać.

Jak wspomniałem, bardzo istotne jest odkrywanie coraz to nowych wysp. Często musimy szukać surowców, które posłużą nam do wytworzenia bardzo przydatnych przedmiotów ułatwiających przetrwanie. Należy bowiem wiedzieć, że Windbound to w sporej części części gra survivalova. Nasza bohaterka traci kondycję, wykonując wymagające siły czynności- walcząc, skacząc czy chociażby biegając. Jeśli będziemy próbować mimo wszystko zmusić Karę do aktywności fizycznej, nie obserwując poziomu naszej wytrzymałości, bohaterka będzie wyprowadzała ciosy zdecydowanie wolniej i z mniejszą skutecznością. Jeżeli w dalszym ciągu nie będziemy zwracali uwagi na kondycję naszej postaci, maksymalny poziom tego parametru zmaleje i będziemy musieli go odnowić, spożywając owoce. Oczywiście najpierw trzeba je znaleźć. Podobnie działa regeneracja zdrowia – nie doświadczymy automatycznego odnawiania żywotności naszej postaci. Aby uleczyć Karę, musimy nakarmić ją mięsem zdobywanym na pokonanych przeciwnikach. Istotne jest również dbanie o odpowiednią jakość pokarmu – surowe mięso przywróci nam tylko niewielką ilość zdrowia. Natomiast jeśli upieczemy je nad ogniskiem lub na ruszcie, będzie ono nieporównywalnie bardziej wydajne. Należy też pamiętać, że przechowywane przez nas w kieszeniach czy skrytkach pożywienie psuje się. Nie możemy więc przenosić pokarmu ze sporym zapasem – nie da nam to żadnej korzyści.
Napomknąłem wcześniej o obecności systemu wytwarzania przedmiotów i warto poświęcić mu nieco miejsca w recenzji. Windbound obok zwiedzania archipelagu stawia na samodzielne produkowanie wielu różnych obiektów. Możemy wytworzyć łódkę, maszt, kotwicę (dzięki czemu nasza jednostka pływająca zostanie na miejscu, gdy zdecydujemy się na opuszczenie jej i przemierzanie okolicznej wyspy), ale też bronie. Nie będę oczywiście opisywał wszystkiego, co możemy wytworzyć w tej produkcji, ale wspomnę o kilku podstawowych przedmiotach. Mając odpowiednią ilość potrzebnych surowców, zamienimy je w procę czy dzidę lub bomby olejne. Nasze możliwości craftingu nie kończą się na przedmiotach ofensywnych. Możemy bowiem zbudować także siekierę, młotek (za pomocą którego podzielimy kamienie na mniejsze, zapewniając sobie więcej amunicji do procy), czy pojemnik, w którym będziemy przechowywać przedmioty na naszej tratwie/łodzi/statku – zależnie o poziomu, do którego ulepszymy wspomnianą łódź. Jest cala masa rzeczy, które tylko czekają na wytworzenie – mamy więc ognisko, na którym upieczemy wspomniane wcześniej mięso i wytworzymy garbowaną skórę, jest piec – nie ma możliwości, abyście cierpieli na niedobór przedmiotów do wytworzenia. Zdecydowanie częściej będziecie zastanawiali się, co wybudować w danym momencie. Pojemność naszego ekwipunku jest ograniczona i nierzadko trzeba świadomie wybierać podnoszone surowce.. Niewątpliwie wiele razy będziecie przechodzili do menu wytwarzania i budowali nowe przedmioty – tym bardziej, że broń, statek i narzędzia psują się w miarę eksploatacji.

Windbound prezentuje się jak widać – wygląd gry od razu skojarzył mi się z The Legend of Zelda: Breath of the Wild. Podobnie jak w Zeldzie, tak i w dziele 5 Lives Studio mamy do czynienia z otwartym światem w komiksowej otoczce. Tak samo jak we wspomnianych przygodach Linka, tak i w Windbound nie jesteśmy prowadzeni za rękę i sami musimy odkryć, co da się do czego wykorzystać. Bardzo dobrze pasuje to do przyjętej konwencji gry i jest spójne z nieprzyjaznym światem, w którym przyszło nam żyć. Nadmieniłem wcześniej, że recenzowana produkcja należy do gatunku survival. To także rogue-like, w którym przemierzamy podobne obszary, skupiając się na ulepszeniu swojego sprzętu. Warto zaznaczyć, że gra oferuje dwa poziomy trudności – Fabułę i Przetrwanie. Decydując się na ten pierwszy, po naszej śmierci zachowamy poznane receptury, ale zostaniemy pozbawieni zgromadzonych surowców i będziemy cofnięci, jeśli chodzi o progres, na sam początek rozdziału, w którym polegliśmy. Przetrwanie charakteryzuje się podobnymi wyznacznikami, ale oprócz tego zawiera trwałą śmierć. Jeśli zginiemy w tym trybie, to również znajdziemy się na początku rozdziału. Pierwszego! To zdecydowanie tryb dla graczy, którzy oczekują sporego wyzwania.
Windbound to bardzo udana produkcja, która jednak nie jest wolna od wad. O ile sama muzyka jest wspaniała, a naszym rejsom towarzyszą przepiękne, spokojne brzmienia płynnie przechodzące w dynamiczne utwory grane na bębnach podczas walk, o tyle nie sposób nie zauważyć oszczędnego udźwiękowienia. Nasza bohaterka jest niema, a odgłosy zwierząt są bardzo przeciętne, niczym nie zaskakują. Świat jest piękny i klimatyczny, a fauna prezentuje się interesująco. Ślicznie wyglądają animacje i komiksowe chmurki towarzyszące przeistaczaniu naszych surowców w nowy przedmiot, czy rozpadaniu się naszych broni i przeszukiwaniu ciał poległych zwierząt. Natomiast z drugiej strony mamy długi czas wczytywania poziomów i często rozmazane tekstury, zauważalne zwłaszcza na skałach przy przyglądaniu się im z bliska. Na plus muszę natomiast zaliczyć dobrą polską wersję językową. Jest ona kinowa i nie mam do niej żadnych zastrzeżeń.

Windbound to tytuł, który powinien przemówić do fanów The Legend of Zelda: Breath of the Wild i do miłośników gier stawiających przede wszystkim na rozgrywkę. Fabuła szybko schodzi na dalszy plan i przestajemy na nią zwracać uwagę, skupiając się na ustawicznym ulepszeniu sprzętu bohaterki i szukaniu surowców. Jeśli lubicie w kółko wykonywać niemal te same czynności i trafia do Was wygląd gry, to jest to tytuł dla Was. Mi bardzo się on spodobał i uznaję go za jedno z najlepszych połączeń survivalu i eksploracji otwartego świata. 5 Lives Studio stworzyło oryginalny świat, w którym aż chce się przebywać. Zdecydowanie warto sięgnąć po Windbound.
Grę do recenzji dostarczył polski wydawca, Koch Media Poland.

Największe rozczarowanie tego roku, Świat i grafika super ładne, przepiękna muzyka, szkoda tylko że nie mamy możliwości poprzebywać w tym pięknym świecie i cieszyć się nim, bo to jest gra wyścigowa. Musimy jak najszybciej dorwać jedzenia dużo nonstop bo umrzesz. Ta gra polega tylko na umieraniu i traceniu wszystkiego. Nawet łódka i narzędzia tracimy nonstop. Nigdy nie grałem w bardziej męczącą gre. Moja ocena 1/10 gra w ogóle nie grywalna więc grafika i muzyka jej nie uratuje potrzebne są aktualizacje dodające jeszcze łatwiejszy poziom trudności w którym nic się nie degraduje nie ulega zniszczeniu a głód nas nie zabija. Wtedy będzie można cieszyć się przepięknym Windbound.