Cuphead od studia MDHR zdobywa nagle kolejną platformę – PS4. Sprawdźmy, czy rozgrywka wciąga tak samo, jak przed trzema laty na konsoli Microsoftu.
Kiedy Cuphead ukazał się pierwotnie na konsolach Xbox One i komputerach PC w 2017 roku, chyba nikt nie przeczuwał, że gra odniesie aż taki sukces. Dzieło Kanadyjczyków może pochwalić się średnią ocen recenzentów wynoszącą aż 86/100 i 84/100 na podstawie opinii graczy. Również u nas tytuł dostał wysoką notę, a recenzję wersji na Xbox One możecie przeczytać niżej.
Minęły dwa lata, a Cuphead trafiło na Switcha, a ostatnio, nagle i niespodziewanie, pojawiło się na PS4. Dzięki uprzejmości studia MDHR miałem możliwość sprawdzenia edycji na konsolę Sony, na co – nie ukrywam – miałem ogromną ochotę. Zawsze przemawiał do mnie styl wizualny gry, a opinie, które czytałem – odnoszące się do wysokiego poziomu trudności – nie zdołały ostudzić mojego zapału. Szczęśliwy uruchomiłem więc grę, a ta porwała mnie już od pierwszych chwil i samego menu głównego.

Menu główne jest dość skromne, ale bynajmniej nie biedne. Przedstawia ono dwie z grywalnych postaci i czeka tylko na naciśnięcie dowolnego przycisku. Po wykonaniu tej czynności naszym oczom ukaże się nam czarno-biały ekran z przewróconą filiżanką na środku i kilkoma opcjami do wyboru – właściwymi opcjami i kontynuowaniem bądź rozpoczęciem nowej gry. Za pierwszym dotarciem do tego ekranu nie zrobił on na mnie wielkiego wrażenia. Jednak po kolejnym włączeniu gry zorientowałem się, że ten ekran ma drugie dno. Przewrócona filiżanka może symbolizować kruchość życia naszych postaci, których głowy to właśnie filiżanki. Może i jest to nieco górnolotne, ale nie mogę się pozbyć tej myśli z głowy.

Wspomniałem o stylu wizualnym Cuphead i warto rozwinąć tę kwestię. Tytuł prezentuje się uroczo. Wygląda jak klasyczne filmy animowane z pierwszej połowy XX wieku. Zastosowano wyraźne kolory i piękną kreskę. Mało tego, animacje wyglądają jakby były wprost przeniesione ze wspomnianych filmów i idealnie uzupełniają grafikę. Nie skłamię, pisząc, że Cuphead to jedna z najładniejszych produkcji, jakie sprawdzałem i tytuł, który odznacza się perfekcyjnie określonym stylem, któremu jest wierny każdy element gry. Samo patrzenie jak nasi bohaterowie poruszają się i obserwowanie emocji wyraźnie pojawiających się na twarzach przeciwników i protegowanych sprawiają, że nie sposób się nie uśmiechnąć. Nie mogę się też napatrzeć na podciąganie spodni przez bohaterów na początku starcia z bossem – jakby chcieli tym samym powiedzieć: „Dobra, teraz na poważnie. Koniec żartów”.

Rozgrywka w Cuphead jest ukazana w dwuwymiarowym rzucie, w którym widzimy naszych bohaterów (warto zaznaczyć, że tytuł wspiera lokalną opcję współpracy dla dwojga graczy). Jeżeli mamy do czynienia z trybem Run ‘n Gun, naszym zadaniem jest dotarcie do końca planszy, pokonując przy tym zmierzających ku nam przeciwników i zbierając niesamowicie istotne monety. Wydaje się to może proste, ale bynajmniej takie nie jest. Cuphead to bardzo wymagająca produkcja, ale celowo nie określam jej mianem trudnej. Każda porażka jasno wynika z naszej winy, z czego zdajemy sobie sprawę. A to przeskoczymy nad przeszkodą zamiast się schylić, a to dotkniemy przeciwnika, a to źle wymierzymy skok, czy unik – niemal każda błędna akcja kosztuje nas punkt życia, a tempo oczywiście nie zwalnia. Musimy szybko otrząsnąć się z porażki i spróbować grać dalej, dopóki żyjemy. W recenzowanej produkcji nie brakuje starć z bossami. Każde z nich dzieli się na 3 fazy, a każda z nich to inne zasady ataku przeciwnika i unikania jego ciosów.
Walka zawsze rozpoczyna się od próby rozpracowania schematów ruchów oponenta. Gdy je zauważymy, wiemy jak mamy się zachować w danej sytuacji. Nie sprawia to bynajmniej, że tytuł staje się nagle łatwy, ale przynajmniej mamy jakąś szansę na przejście poziomu. Nie uda się to Wam raczej za pierwszymi kilkoma razami, ale praktyka czyni mistrza. Same poziomy są relatywnie krótkie i ukończenie jednego to kwestia 2-3 minut. Zakładając jednak, że uda się Wam dobrnąć do końca, a to bardzo niełatwe zadanie. W Cuphead będziecie ginąc bardzo często. Co jednak ważne, śmierć nie zniechęca, a motywuje do ponownej próby. Mamy świadomość, że zgon jest wyłącznie z naszej winy i gra nas nie oszukuje. Nie ułatwia niczego, nierzadko oferując bardzo krótkie przerwy, w których możemy zadziałać, ale nie działa to na szkodę produkcji. Satysfakcja z ukończenia poziomu jest nie do opisania i sama w sobie stanowi wystarczającą nagrodę. Można co prawda przejść poziom na najniższym poziomie trudności, na którym przeciwnicy nie przyjmują niektórych form, zadają mniejsze obrażenia i przyjmują większe, ale nie zdobędziemy wtedy cyrografów. Te są niezbędne do ostatecznego uporania się z Diabełe i odblokowania końcowych poziomów. Coś za coś.

Zebrawszy odpowiednią liczbę moment, możemy sami zadecydować, jakie nagrody chcemy odblokować. Na bardzo kolorowej mapie każdej z 3 wysp, po których się poruszamy możemy wejść do Knurzego Kramu. Pracujący w nim, cóż, Knur bardzo chętnie – aczkolwiek nie bez grymasu – odda nam swoje precjoza za monety. I tak możemy na przykład wejść z posiadanie broni, z której wystrzelone pociski automatycznie namierzają przeciwnika ale zadają mniejsze obrażenia, czy dokupić punkt zdrowia, który nierzadko uratuje Wam skórę.

Cuphead odznacza się też całkiem niezłą fabułą. Oto mamy bowiem dwóch braci – Kubusia i Filusia, którzy wygrywają niebotyczne sumy w kasynie diabła. Skuszeni jeszcze większą możliwością zysku, zgadzają się na zakład z Diabełem – jeśli wygrają, dostaną wszystkie pieniądze kasyna. Jeśli jednak im się to nie powiedzie, Diabełe zyska ich dusze. Nie jest na pewno zaskoczeniem przegrana naszych bohaterów. W akcie desperacji zawierają pakt z diabłem – sprowadzą mu dusze jego dłużników w zamian za ocalenie swych własnych. Tak zmotywowani ruszamy w podróż, podczas której zmierzymy się z wieloma przeciwnikami, aby pozyskać ich dusze.

Kanadyjska produkcja pozwala też na personalizowanie umiejętności naszych postaci. Naciskając trójkąt na padzie podczas przemierzenia świata (misje wybieramy w dowolnej kolejności w ramach wyspy, na której są one zlokalizowane), wyświetlimy kartę postaci. Znajdziemy na niej gniazda, w których umieszczamy dwa rodzaje strzałów (między którymi przełączamy się, naciskając L1), specjalną zdolność (jak na przykład pasywne zwiększenie maksymalnej liczby punktów życia), czy specjalny atak, zadający ogromne obrażenia i będący nieodzownym ruchem w walkach z bossami. Warto też rozmawiać z mieszkańcami wysp – czasem wynagrodzą oni nasz trud dodatkową monetą.

Cuphead to perfekcyjna produkcja dla graczy, którzy cenią wymagającą, ale sprawiedliwą rozgrywkę. Styl wizualny gry jest rewelacyjny, a projekty postaci i przeciwników (jak na przykład bulwy zamieniającej się w cebulę, a następnie w marchew) zachwycają, nie pozwalając oderwać się od tytułu. Na pewno nie jest on dla każdego, ale zdecydowanie warto zagrać. Dodatkowym plusem są polskie napisy, co jest miłą poprawką względem pierwotnie wydanej na Xbox One wersji. Jeśli uważacie, że dzisiejsze gry są za łatwe i tęsknicie za trudnymi platformówkami, to Cuphead skutecznie wystawi na próbę Wasze umiejętności.
Grę do recenzji dostarczyło Studio MDHR.

Dodaj komentarz