Choć Wales Interactive zapoczątkowało niedawno burzę w internecie po zwiastunie Gamer Girl, to nie wszystko, na co ostatnio trzeba było zwrócić uwagę. Od wczoraj na konsolach dostępna jest gra Maid of Sker, o której pisaliśmy od miesięcy.
Walijski folkor, opuszczony hotel i muzyka, wszechobecna muzyka. Tyle obiecuje nam pierwsze kilka minut gry.
Fabuła
Wcielamy się w postać Thomasa, partnera Elizabeth, która wyjechała do hotelu Sker by gościom grać muzykę. Rozpoczynamy od sceny w pociągu, gdzie czyta on list od ukochanej.
Naszym zadaniem jest dowiedzieć się, co się stało i uratować Elizabeth z ponurego hotelu, bo właśnie jej spieszymy na pomoc. Przed nami dużo chodzenia po lesie, czytania notatek i zbierania części potrzebnych do… przekonacie się sami.
Rozgrywka
To kolejna gra z gatunku „symulatorów chodzenia po lesie”. Z pociągu wychodzimy dość szybko, możemy rozejrzeć się po stacji, ale już po chwili wchodzimy do lasu. Choć świat wygląda na otwarty, poruszać możemy się tylko po jednej konkretnej ścieżce. Wiem, że to gra indie bez wielkiego budżetu, ale bardzo mnie to zasmuciło. Dostępna ścieżka to dosłownie może 2-3 metry na szerokość i nie ma nawet jak zapuścić się gdzieś dalej w przepiękną scenerię. Bo tak, świat wygląda całkiem imponująco.
Wycieczka po lesie to jednak nie wszystko, po jakimś czasie na horyzoncie wyłania się szkielet zamku. Szkielet, bo po pierwszym spojrzeniu nie mamy wątpliwości, że to nie miejsce tętniące życiem. Rozwiązujemy banalną „łamigłówkę” otwierającą drzwi i stajemy oko w oko ze Sker Hotel. I to ten moment, kiedy możemy na chwilę się zatrzymać. Otworzymy ustawienia i spróbujemy poprawić jasność, bo to przecież niemożliwe, że niebo jest całe białe. I nasze próby spełzną na niczym. Piękną oprawę graficzną psuje fakt, że nie ma nieba. To białe świecące „coś” przeszkadza w każdej klatce, gdy chcemy rozejrzeć się po okolicy. I to wcale nie część fabuły, że jesteśmy w jakimś symulowanym środowisku, w maszynie, która nie chciała generować nieba. Smutne. Cała reszta wygląda imponująco.
Przywracamy więc początkowe ustawienia jasności, upewniając się, że nie jest ani za ciemno, ani za jasno. Za ciemno może nas niepotrzebnie wystraszyć, za jasne ustawienia trochę odbierają grze uroku.
Po wejściu do budynku pojawia się kilka informacji, że zaktualizowana została mapa i pojawiły się wreszcie cele. Mapa przywodzi na myśl tę z Gone Home, wiecie, czarna kartka, na której pokoje odkrywają się jak do nich docieramy (albo gdy znajdziemy mapę, na której będą rozrysowane kolejne pokoje). Jest to fajny zabieg. Zaznaczone będą na niej drzwi oraz ważniejsze elementy, jak telefon, do którego musimy od razu dotrzeć, by go odebrać.
Sterowanie
Nasza postać rusza się jak mucha w smole. Nie wiem, czy to kwestia samego Thomasa, który nawet jak biega, to sapie i wcale nie jest szybki, a może to kwestia mojego przyzwyczajenia do bardziej dynamicznych tytułów. Samo sterowanie jednak nie sprawia problemów, bo nie ma go za dużo. Thomas nie skacze, choć umie kucnąć, typowym naciśnięciem na prawy analog. Do ekwipunku dostajemy się kwadratem/X, a X/A będzie służyć do wykonywania akcji. Czasem będziemy też musieli korzystać z dodatkowych klawiszy, które będą wyświetlone na ekranie.
Oprawa audiowizualna
Oprócz wspomnianej grafiki, która mnie się bardzo podoba, jest też muzyka. Mnóstwo jej! I nie jest ona jedynie tłem, jest prawie sednem tej historii. Chodząc po mapie znajdujemy nuty i nie wszystkie będą należeć do Elizabeth. Oprócz nich potrzebujemy też specjalnych cylindrów, które powinny pomóc nam zwalczyć ciemność i pokonać istoty, które sieją spustoszenie w mrocznym hotelu.
Muzyka jest świetna, wiecie? Przypomina mi Kholat. Mroczny klimat od którego włosy się jeżą na karku, a ciarki wskakują nawet na kręgosłup. Piękności! Fabularnie te dźwięki są też istotne, bo czasem nie możemy wydać z siebie żadnego…
Interfejs jest taki, że go nie ma. Po kliknięciu kwadrat/X na kontrolerze otwiera się nasz ekwipunek, mapa i dzienniczek. Stan naszego życia obrazować będą krawędzie ekranu, które zabarwią się na czerwono, gdy coś nas zrani, a na zielono, gdy będziemy się leczyć.
Podsumowanie
Znajdziemy tu kilka ciekawych mechanizmów. Zapis gry możliwy jest tylko po kliknięciu w gramofon, a na mapie znajdziemy ich zaledwie kilkanaście (statystyki w grze pokażą, czy znaleźliśmy wszystkie). Lekka odskocznia od automatycznych checkpointów, które już samym pojawieniem się, zwiastują kłopoty. Choć oczywiście, brak możliwości zapisu w dowolnym momencie, też potrafi zirytować.
W Maid of Sker muzyka i dźwięki grają wielką rolę, ważne więc, by nie ustawić telewizora czy słuchawek na za cicho. Ten świat, mimo liniowości i tego, że przypomina mnóstwo innych gier, wciąż potrafi oczarować. I choć nie jest to tytuł w który trzeba zagrać, fani gatunku nie powinni przejść obojętnie.
Gra dostępna jest na Xbox One i PlayStation 4 od 28 lipca 2020.
Grę do recenzji dostarczyło studio Wales Interactive.
Dodaj komentarz