Zombie wszędzie, co to będzie…? Daymare 1998 to kolejny survival horror, który do mnie trafił. Gra została stworzona przez Invader Studios. Twórcy bazowali na skasowanym projekcie popularnego Resident Evil 2 Reborn. Jak sama nazwa wskazuje, akcja ma miejsce pod koniec lat 90. i nie brakuje jej odniesień do popkultury właśnie z tamtych lat. Czy gra sama w sobie porywa na długie godziny? O tym opowiem Wam nieco później.
Na pierwszy rzut oka, fani gier z serii Resident Evil mogą zauważyć pewne podobieństwa (co chyba nikogo nie dziwi, skoro gra powstała na skasowanym projekcie). Daymare 1998 to kolejna opowieść z serii: toksyczne, trujące chemikalia zamieniły mieszkańców miasteczka X w upiorne zombiaki. Buszujecie po tajnych laboratoriach, a całe zamieszanie zawdzięczacie korporacji działającej w tajemnicy przed całym światem. Od czasu do czasu trzeba trochę pogłówkować, żeby np. uruchomić oświetlenie w odpowiednich pomieszczeniach, znaleźć pewne rzeczy (przede wszystkim amunicję do broni, która kończyła się mi wybitnie szybko, bo strzelanie z pada, to definitywnie nie jest moja mocna strona) i nie dać się zabić przez plujących zielonym czymś, gnijących zombie.
O co chodzi?
Kto by się spodziewał, że grę rozpoczniemy od podpisania dokumentów. Podczas rozgrywki naszym zadaniem jest sterowanie aż trzema bohaterami. Rozpoczynamy od Lieva – żołnierza z H.A.D.E.S. którego w sumie nawet polubiłam, bo miał spoko kombinezon. Drugim bohaterem, w którego się wcielamy, jest pilot H.A.D.E.S. Raven, oraz leśniczy Sam. Z tym ostatnim jest ciekawiej – koleś musi regularnie brać leki, bo bez nich zaczyna widzieć przed sobą rzeczy, które nie istnieją, tym samym zwiększając panikę (swoją i gracza, haha). Więc nigdy nie wiadomo, czy to, co się nam ukaże to jego złudzenia i omamy, czy faktycznie musimy zacząć strzelać przed siebie, bo inaczej GAME OVER i wracamy do zapisanego momentu w grze.
Słów kilka o samej rozgrywce
Przyznam się szczerze, że mnie nie poniosło. Złapałam blokadę, która sprawiała, że po pięciu minutach wyłączałam grę, wracałam do niej po godzinie i tak w kółko przez kilka dni. Gdyby gdzieś w tle leciała jeszcze jakaś psychodeliczna muzyka, która niekoniecznie byłaby głośno, ale dodawała dreszczyku, może byłoby inaczej. Po Daymare 1998 spodziewałam się wielkiego boom, w którym nie będę wiedziała, co się dzieje. Zombie powoli się do nas zbliża, nie ma problemu z tym, żeby do nich na spokojnie wycelować. Postacie, którymi sterujemy, też nie grzeszą super wynikiem w biegu na 100 metrów. Twórcy mogli dodać pasek życia przy potworkach, żebyśmy mogli wiedzieć, ile im go jeszcze zostało. Przez to musiałam sobie wyliczyć, że potrzeba średnio trzech/czterech strzałów, żeby zombie w końcu padło.
Irytująco mało jest amunicji, którą możemy sobie zabrać. Szybkie załadowanie broni do szybkich raczej nie należy. Wszystko musi trwać w nieskończoność. Bohaterowie nie są też wyjątkowymi bokserami, a uderzenie nieumarłego z pięści jedynie ogłusza. Jak już wcześniej wspomniałam, trzeba się nieźle zastanawiać i to nie tylko nad łamigłówkami w grze. Czasami trzeba podjąć decyzję, czy zabijamy zombie, czy po prostu uciekamy, bo w zastraszającym tempie kończy się nam amunicja (której, jak już wspomniałam, nie ma zbyt wiele).
I co dalej?
Niby narzekam, ale jest taki jeden, całkiem duży plus w całej tej grze. Daymare 1998 prezentuje się całkiem nieźle, jeżeli chodzi o szatę graficzną. Wszystkie szczegóły są świetnie odwzorowane. Oświetlenie tworzy przyjemnie tajemniczy klimat. Nie ukrywam, że trzeba być fanem lat 90. żeby poczuć, o co w tej grze chodzi i dobrze się bawić, ale tytuł z pewnością dorobił się już zwolenników. W końcu, na PC dostępny jest od 17 września 2019. Gra sama w sobie nie powaliła mnie na łopatki i nie sprawia, że z utęsknieniem czekam na chwilę przerwy, by do niej usiąść. Możliwe, że uległoby to zmianie, gdyby dynamika gry była nieco lepsza i nasi bohaterowie mieli więcej amunicji i szybkości podczas walki z zombie. Dla jednych zagadki i kombinowanie w grze będzie ciekawe, dla drugich (w tym dla mnie) nie za bardzo. Liczyłam na mocną i gorączkową walkę z nieumarłymi, tymczasem, jest całkiem spokojnie.
Dziękujemy wydawcy Destructive Creations za dostarczenie kodu recenzenckiego.
Dodaj komentarz