Polskie studio Draw Distance postanowiło zmierzyć się z szeroko znaną i cenioną serią Vampire: The Masquerade. Sprawdźmy efekt tych starań.
Vampire: The Masquerade to ciekawe uniwersum z punktu widzenia fanów wampirów. System fabularny określany jako tytułowa Maskarada istnieje od wczesnych lat 90-tych minionego wieku i zainteresował niezliczoną rzeszę graczy. Podstawową zasadą przyświecającą wampirom jest dbanie o utrzymanie Maskarady. Kainici, jak sami się nazywają, żyją pośród ludzi, ale usiłują nie zdradzać swojej prawdziwej tożsamości. Ludzie, a dokładniej ich krew, służą jako pokarm, ale większość wampirów stara się nie wypijać swojego dawcy do dna. Ślady po ugryzieniu są maskowane, liżąc miejsce wbicia kłów. W Coteries of New York wcielamy się w jedną z trzech wybranych na początku postaci, reprezentujących jeden z 3 wampirzych klanów: Brujah, Venture i Toreador. Bohater, na którego się zdecydujemy charakteryzuje się odmienną od pozostałych Kainitów opowieścią i przeszłością.

Najbardziej przypadła mi do gustu historia związana z Damienem – moim reprezentantem Brujah. Warto zaznaczyć, że sami wybieramy imię dla naszego nieumarłego, co jest miłym akcentem, który korzystnie wpływa na nasze zżycie z postacią. Damien to zwykły człowiek, który ledwo wiąże koniec z końcem. Nie żyje co prawda pod mostem, ale nie ma też mowy o wielkich luksusach (w przeciwieństwie do przedstawicielki Ventrue). Nie będę zdradzał historii, którą kreują Polacy z Draw Distance. Studiu zdecydowanie dobrze wyszło przedstawienie wciągającej opowieści, która nie tylko sprawia, że chcemy dowiedzieć się, co dalej spotka naszych bohaterów, ale też bardzo umiejętnie korzysta z uniwersum.

W Vampire: The Masquerade – Coteries of New York mamy więc Camarillę, hierarchiczną podległość wampirów, czy chociażby niezabijające nasz kołki (jedynie paraliżują one wampira). Wizja świata jest spójna i pozwala bezproblemowo zanurzyć się w nim niemal każdemu graczowi. Nasze postaci na początku nie zdają sobie sprawy ze swojej sytuacji i są zdziwione faktem istnienia wampirów. Jednocześnie zostają uzmysłowieni, że muszą się pilnować w kwestii picia krwi śmiertelników. Im więcej będą jej pili, tym mniej zostanie w nich człowieczeństwa i tym łatwiej będzie przejąć kontrolę Bestii. A to z kolei wystawi Maskaradę na ogromne ryzyko, w wyniku czego Camarilla może nakazać zabicie danego wampira. Warto jednocześnie pamiętać, że delikatne oddanie się Bestii nie jest złe, a otwiera przed nami nieco opcji dialogowych nastawionych na siłowe rozwiązania.

Draw Distance wyraźnie zdaje sobie jednocześnie sprawę z mnóstwa nowych pojęć, których zrozumienie mogłoby być trudne dla kogoś niezaznajomionego z The Masquerade. Nie macie się czego obawiać, jeśli lubicie wampiry, ale jakimś cudem nie znacie uniwersum Maskarady. Producent zadbał o bardzo rozbudowany słownik, do którego wpadają nowe zagadnienia po wspomnieniu o nich w dialogach. Bardzo ułatwia do odnalezienie się w świecie, a wyjaśnienia są na tyle obszerne i jednocześnie zrozumiale napisane, że sam z ogromną przyjemnością na bieżąco sprawdzałem nowe pojęcia w słowniku. Trzeba też wspomnieć o logu ostatnich kwestii dialogowych. Naciskając odpowiedni przycisk na joy-conie, przejdziemy do zapisu ostatnio poruszanych dyskusji i zapisu rozmów. Krakowskie studio chce sprawić, aby rozgrywka w Coteries of New York była na tyle przyjemna, na ile to możliwe i to widać.
Vampire: The Masquerade – Coteries of New York jest opowieścią wizualną, więc nie ma co liczyć na rozbudowane sekwencje akcji, czy zręcznościowe. Wszystko, co robimy jest przekazywane przez stosowne napisy. Można się pokusić o stwierdzenie, że recenzowanej produkcji bliżej jest do elektronicznej książki niż do gry. Nierzadko będziemy decydować, czy chcemy ruszyć za kimś w pościg lub czy kogoś zaatakować. Wybieramy więc opcję dialogową, która zawiera odpowiednią kwestię i dalej czytamy, co się dzieje. Na pewno nie jest to gra dla każdego, ale ci z Was, którzy najbardziej cenią historię w grach powinni zainteresować się tym dziełem. Może i jest ono stosunkowo mało interaktywne, ale bynajmniej nie oznacza to, że nie wciąga.

Ogromna w tym zasługa wyrazistych postaci oraz bardzo dobrej warstwy audio-wizualnej. Gra może się pochwalić pięknymi tłami – są one niemal statyczne, ale przyglądając się, odnajdziemy nieco elementów, dzięki którym nabierają życia. Są to tak subtelne zabiegi jak błyskawica widoczna za oknem, rzucająca nieco światła na pokój, czy delikatne, ciche kroki dobiegające z głośników, tudzież słuchawek. Tak ascetyczne sposoby wprawienia kadrów w ruch bardzo dobrze sprawdzają się w recenzowanej grze, nie odciągając nas od historii, a jednocześnie oferując coś więcej niż tylko nieruchome obrazki pozbawione życia.

Vampire: The Masquerade – Coteries of the New York nie należy do długich tytułów. Ukończenie jednej opowieści nie powinno zająć nam więcej niż 5 godzin. Mamy jednak 3 bohaterów, więc warto ukończyć produkcję co najmniej tyle razy. Podczas gry podejmujemy wiele decyzji, które mają wpływ na stosunek napotykanych postaci do naszych bohaterów oraz na zakończenie. Podchodząc do gry odpowiednio, jak do elektronicznej książki, można bardzo przyjemnie spędzić z nią czas. Sterowanie jest bardzo proste i ogranicza się właściwie do kilku przycisków – dwóch służących otwieraniu loga i słownika, jednego do potwierdzania kwestii dialogowej i gałki analogowej do wybrania opcji w rozmowie. Bardzo spodobała mi się opcja wybrania rozmiaru napisów – nie jest to częste, a bardzo ułatwia czytanie, siedząc na kanapie przed telewizorem. Jednocześnie muszę zaznaczyć, że niestety Coteries of New York nie jest dostępne w polskiej wersji językowej, co jest tym dziwniejsze, że producent jest krakowskim studiem.

Vampire: The Masquerade – Coteries of New York to bardzo udana produkcja i dowód na to, że dobra historia sprawdzi się w każdym medium – czy to w książce, czy filmie, czy grze. Draw Distance stworzyło bardzo wiarygodną wizję świata, w którym nie brakuje odwołań do popularnych serwisów (jak na przykład Netflix, Facebook i Twitter). Dzięki temu łatwo możemy się odnaleźć w realiach. Coteries of New York to obowiązkowa propozycja dla miłośników wampirów, ale także dla fanów dobrych książek. Jeśli zaliczacie się do tego grona, to nie zastanawiajcie się długo i dajcie się porwać Krakowianom – jeśli język angielski nie jest dla Was problemem, to powinniście bardzo dobrze bawić się, poznając losy trojga bohaterów.
Dziękujemy studiu Draw Distance za dostarczenie kodu recenzenckiego.
Dodaj komentarz