2K Sports po raz kolejny dostarczyło nam produkt w fazie beta. Po raz kolejny każdy fan koszykówki produkt ten kupił, a 2K wprowadzi łatki, które dostosują NBA 2K20 do normalnego użytku.
Przyznaję szczerze, nie grałem jeszcze NBA 2K20 na tyle dużo, aby zauważyć oraz opisać każdy smaczek i błąd jaki pojawił się w nowej odsłonie wirtualnej koszykówki od 2K Sports. Mam jednak bardzo proste podejście do gier – muszą sprawiać mi przyjemność. Niczego więcej nie wymagam, absolutnie niczego.
Nie narzekam na błędy, które pojawiły się w grze na premierę, nie marudzę, że serwery nie działają, nie chcę nawet wchodzić w polemikę, czy jeden lub drugi tryb ma sens i czy jest hazardowy. Nie trzeba o tym rozmawiać; NBA 2K to perfekcyjnie dopracowany system zarabiania pieniędzy, choć z perspektywy, w której jestem, raczej wydawania.
Nowe tryby gry, a raczej nowa liga – WNBA – to znak czasów, pokazujący, że jednak koszykówka damska istnieje. Jest to jednak miła ciekawostka, a nie epokowa zmiana. To dodatek, który nie dorównuje Legendzie Jordana czy frajdzie z rozgrywania meczów zespołami sprzed lat. To raczej coś na kształt Euroligi kilka lat temu – po prostu dodatek.
Wracając do przyjemności z gry, niestety ciągle nie jestem pewien, czy 2K20 sprawia mi tyle frajdy, ile powinno.
Przepraszam, że zaczynam od narzekania. Gram w każdą edycję od lat i widzę przeskoki jakościowe albo ich brak. Nie do końca zwracam na pewno uwagę na to, że dodano mi nowe bluzy, koszulki, opaski czy buty. Ja chcę czerpać przyjemność, chcę grać z komputerem, który nie zachowuje się jak kompletny bęcwał i cieszyć się z dobrze rozegranych akcji i skutecznej obrony. Chcę, aby gra sprawiała mi radość, zarówno grając po sieci, jak i ze znajomymi w salonie przed telewizorem.
Gameplay ma znaczenie. Recenzję piszę niespełna godzinę po tym, jak rozegrałem mecz ze znajomymi. Standardowo mam wrażenie, że zmiany wprowadzone przez programistów to coś, do czego musimy nieco się przyzwyczaić, poznać fizykę zawodników, ich ruchy i to, jak działa obrona. A potem jest już tylko czysta zabawa. I zgadzam się tu z moim serdecznym kolegą, Łukaszem, którego pozwolę sobie zacytować.
– NBA 2K20 nie jest krokiem milowym, jeśli chodzi o rozwój wirtualnej koszykówki na konsolach i PC, ale trzeba przyznać, że gameplay został znacząco poprawiony. A to decydujący argument w grach sportowych. Tryb kariery ma interesującą fabułę, bardzo stonowaną i poważną. NBA 2K poszło w stronę dobrego kina i przyjemnie się tę historię przeżywa. Jeśli chodzi o kolekcjonowanie kart My Team… jeśli ktokolwiek kiedykolwiek kolekcjonował karty koszykarzy, będzie zadowolony. Jest co robić, co ogrywać i co zdobywać. W tego typu grach ważny jest nie tylko wynik samego meczu, ale też wszystkie rzeczy do odblokowywania, wyzwania, które stawia gra oraz nagrody, o które chce się grać. To motywuje, pożera czas i wciąga – mówi Łukasz Szwonder, szerzej znany jako Keepthebeat, streamer NBA 2K i twórca filmów o koszykówce.
Łukasz ma rację. W grze jest co robić, ale każdy fan wirtualnej koszykówki wie o tym doskonale. Rozwój gracza, zbieranie kart – cholera, w ubiegłym roku naprawdę spędziłem w tym trybie setki godzin – to dwa podstawowe tryby, które eksplorujemy. Ten pierwszy już na samym początku nieco zmieniono, inaczej budujemy swoją postać, jest więcej archetypów, ale… Ja w tym momencie przerwę, bo uznaję, że to nie to, co jest w grze jest ważne.
Ważne jest to, że zmiany są naprawdę kosmetyczne. Nowe menu, nieco lepsze rozwiązania, trochę lepsze grafiki, inne karty i wybór umiejętności swojego gracza oraz szybszy jego rozwój. Tak jak powiedział Łukasz, NBA 2K20 nie jest produktem, który zmienia rynek. To raczej sprytne wygładzanie, naprawianie małych potknięć i, nieszczęśliwie dla graczy, wcale nie uniknięcie innych.
Dyskusja na temat tego, czy NBA 2K20 jest najlepszą koszykówką na rynku nie ma sensu. Jest, nie tylko dlatego, że jest w zasadzie jedynym produktem koszykarskim, ale dlatego, że generalnie jest to dobra gra. Jak każda inna, nie wystrzega się ona błędów, jak każda inna ma swoje słabsze chwile (choćby nie działające pod koniec ubiegłego sezonu serwery), ale to po prostu dobra produkcja, która po chwili przyzwyczajenia do nowych detali daje sporo frajdy.
Jest jednak jedna rzecz, która stale mnie irytuje i będę o tym wspominał przy każdej edycji. Do szewskiej pasji doprowadza mnie brak kontynuacji z poprzedniej edycji. Rok w rok buduję nowego gracza, rok w rok przechodzę tę samą ścieżkę kariery. I nawet jeśli ma ona nowy tryb fabularny, to jednak mechanika jest w zasadzie ta sama. Kochani Panowie z 2K, Ronnie, do cholery, wprowadźcie możliwość eksportu i importu, wydzielcie miejsce na serwerze dla tej grupy, która nie chce bawić się w budowanie od początku, ale chce kontynuować swoją karierę. Nie znam rozwiązań, nie mam na nie pomysłu, ale chciałbym, aby 2K co roku nie resetował mojego życia. To aż tyle i tylko tyle.
Szczepan Radzki
Dodaj komentarz