Temu Królowi Piratów do ideału sporo brakuje
One Piece. Seria, która jest z fanami mangi i anime od 1997 roku. Komiksowy pierwowzór ma już na liczniku 91 tomów, a adaptacja anime bez większej zadyszki dociąga 800 odcinków radośnie kierując swoje kroki w kierunku 900 epizodów. Oczywiście przy tak dużej serii nie mogło obyć się bez dodatków takich jak pełnometrażowe filmy kinowe, krótkie odcinki specjalne czy gry wideo.
Jak to bywa z adaptacjami popularnych serii mamy tutaj tytuły dobre jak i takie, które ocierają się o włos od przeciętności bądź są po prostu słabe. Mamy też One Piece: World Seeker, który znajduję się gdzieś pośrodku tej stawki. Jeśli więc jesteś fanem przygód Załogi Słomianego Kapelusza, to zakładaj najlepsze pirackie odzienie, bo czas na opowieść jak piraci i marynarka zostali zrobieni na szaro.
Z suchych faktów: One Piece World Seeker to tytuł za którego wydanie odpowiedzialne jest Bandai Namco, a prace nad produkcją przypadły w ręce studia Ganbarion. Firma ta ma już za sobą kilka projektów w uniwersum stworzonym przez Eichiro Odę co nastrajało optymistycznie. W dobry nastrój mógł również wprowadzić fakt, że twórcy zamierzali przybliżyć nam nową historię, która nigdy nie miała miejsca ani na kartach komiksu ani na srebrnym ekranie. I tutaj muszę oddać punkt dla naszych twórców, bo historia mimo wielu klisz oraz wątków wałkowanych milion razy daje radę i czułem, jakbym oglądał kolejny odcinek anime, bez wkurzającego ekranu „ciąg dalszy nastąpi” co 20 minut. Na pewno wczułbym się jeszcze lepiej w opowiadaną historię gdyby nie dwa aspekty, które zamierzam nieco rozwinąć.
Pierwszą, podstawową wręcz rzeczą są zadania, którymi popychamy nasz wagonik z napisem „fabuła”. Wszystko co robimy wygląda tak jakby projektant questów zasnął za klawiaturą i w lunatycznym transie naciskał raz po raz kombinacje odpowiedzialną za kopiowanie. Cieszy fakt, że każda aktywność ma swoją mikro historię związaną z mieszkańcami wyspy i ich problemami. Mamy tutaj akcenty związane z rodziną, podziałami utworzonymi przez Marynarkę oraz rozwiązywanie nieskończonych spraw z przeszłości.
Niestety wszystkie te ciekawe rzeczy łączą dwa typy zadań, gdzie jedne operują na schemacie – idź do miejsca A, pobij grupkę wrogów, wróć do punktu A, lub – idź do miejsca A, zbierz przedmioty, wróć do miejsca A. Tym sposobem po 12 godzinach człowiek odczuwa znużenie, a nie pomagają tu wcale walki ze znajomymi wrogami naszego bohatera, bo każdą walkę można przejść bez większych problemów nawet się nie pocąc.
Drugim aspektem, który wpływa na odbiór fabuły jest bardzo mała ilość udźwiękowionych dialogów. Na pierwszy rzut oka nie wygląda to na bardzo poważny problem, jednak znając adaptacje anime oraz aktorów głosowych, którzy od prawie 20 lat ożywiają naszych ulubionych bohaterów, to problem zaczyna narastać. Nadmienić należy, że mieszkańcy, których spotkamy na swojej drodze mają nam wiele do opowiedzenia, w wyniku czego przez 85% gry czytamy suchy tekst, który jest urozmaicany prostymi odzywkami naszych bohaterów. Jedyne momenty gdzie mamy do czynienia z pełnym dubbingiem są w czasie sporadycznych przerywników filmowych lub kilku miejscach ważnych dla fabuły. Zdaję sobie sprawę, że w większości gier jRPG mamy takie sytuacje, jednak wydaje mi się, że nawet tam mamy większe ilości udźwiękowionych dialogów.
Od strony technicznej natomiast, produkcja broni się całkiem zgrabnie. Przyjemna dla oka grafika, która nawiązuje do kreski, jaką możemy ujrzeć w anime. System walki nie odkrywa niczego na nowo, jednak prostota działań oraz mnogość dodatkowych umiejętności do wykupienia sprawia, że czujemy się jakbyśmy byli niezwyciężonym piratem dla którego nie ma rzeczy niemożliwych. Wspominane wyżej umiejętności wpływają również na inne parametry Luffy’ego. Mowa o takich aspektach jak poruszanie się czy zdobywanie przedmiotów. I jak na początku otwieranie skrzyń ze skarbami zajmuje wieczność, a podróż z miejsca na miejsce jawi się jak wielodniowa wędrówka na koniec świata, tak pod koniec gry kolejne skrzynie otwierają się w mgnieniu oka, a my szybujemy po wyspie niczym ptak.
Osobiście polecam zainwestować jak najszybciej w rozwój zdolności poruszania się, ponieważ połacie terenu jakie oddali nam autorzy są dosyć spore i poruszanie się po nich tradycyjnymi metodami jest po prostu nużące. Tutaj też wychodzi kolejna niedoskonałość, ponieważ Jail Island jest duża i pusta za razem. Wszystkie ważniejsze aktywności znajdują się w kolejnych wioskach, przez co jesteśmy zmuszeni do podziwiania tego jak bardzo pusty jest otwarty świat, który twórcy tak dumnie zapowiadali.
Jeśli jednak komuś nie przeszkadzają rozległe pola i lasy, to można bawić się w szukanie skarbów oraz przepisów na kolejne dania. Są to jedyne dodatkowe aktywności poza oczywistymi zadaniami z wątku głównego do spółki z misjami pobocznymi. Przez to otrzymujemy piaskownicę, w której zabawki znajdą tylko najwierniejsi fani One Piece’a.
Audiowizualna strona produkcji jak wspominałem wcześniej jest zrobiona na bardzo dobrym poziomie. Projekty postaci, czy niektóre widoki na Jail Island to pierwsza klasa, a nieliczne przerywniki filmowe cechuje pietyzm, dzięki któremu możemy poczuć, że autorzy odrobili pracę domową związaną ze znajomością serii. Muzyka również jest przyjemna dla ucha, co pozwala na chwilę zapomnieć o pustce otaczającego nas otwartego świata.
Podsumowując One Piece: World Seeker to nie jest zła gra. Niestety nie jest to też tytuły wybitny, który zapisze się złotymi zgłoskami w historii growych adaptacji anime. Jest to solidny średniak, który robi kilka rzeczy na zadowalającym poziomie, żeby zaniedbać niektóre elementy, które zaczynają uwierać po dłuższym kontakcie z produkcją. Jeśli jesteś fanem przygód Załogi Słomianego Kapelusza to możesz bez większych problemów zabrać się za omawianą produkcję. Jeśli jednak nigdy nie było ci po drodze z piratami w japońskim wydaniu, to ten statek, również nie zabierze cię w piękny rejs po bezkresach oceanu.
Grę dostarczyła do recenzji firma Cenega
Dodaj komentarz