Czas na drugą grę z 8-bit RTS Series!
Na wstępie przypomnę, że w zeszłym roku recenzowaliśmy 8-bit Armies, pierwszą z trzech gier, które znajdą się w tej serii. Jeśli interesują Was strategie, w które można zagrać na konsoli, to możecie sobie przypomnieć ją tutaj.
Najważniejsza różnicą w 8-bit Hordes jest przejście w świat fantasy, zamiast zwykłych żołnierzy. Różnice między nacjami są też znacznie bardziej widoczne. To nadal będzie dobry RTS z muzyką Franka Klepackiego, który przypomni wam tytuły z serii Command & Conquer, w które graliście w dzieciństwie, jakieś dwie dekady temu. Wiecie skąd te ciągłe porównania do C&C? Cóż, Petroglyph został założony przez sporą część załogi Westwood, co wiele tłumaczy.
Rozgrywka
Najważniejszy w grze jest oczywiście tryb kampanii, który rozpoczynamy od tutorialu po każdej ze stron. Dzięki temu poznajemy podstawowe mechanizmy rządzące grą oraz sterowanie. Gdy tylko ukończymy podstawową misję, zaczynamy kolejne wyzwania.
W każdej rozgrywce możemy wybrać poziom trudności. Łatwy pozwoli nam na zdobycie jednej gwiazdki, oba trudniejsze oferują już 3, jeśli wykonamy konkretne zadania przed wykonaniem podstawowej misji. Jest to świetne rozwiązanie dla tych, którzy lubią wyzwania i nie odstraszają ich kilkunastominutowe rundy. O ile w 8-bit Armies rundy w większości kończyły się po kilku minutach, o tyle tutaj zazwyczaj zajmowało to dużo więcej, nawet na początkowych poziomach. Oczywiście po wybraniu wyższego poziomu trudności niż łatwy.
W pierwszej chwili może to być traktowane jako minus, bo potrzebujemy więcej minut skupienia, ale z drugiej strony, mamy też więcej czasu by poeksplorować mapę i drzewko technologiczne wybranej nacji. Postawić więcej niż jeden główny budynek i podnieść mu poziom do wyższego niż podstawowy.
Przegrać nie jest łatwo. Nawet po zburzeniu „zamku”, jeśli mamy surowce, możemy go odbudować – prawdziwa przegrana jest wtedy, gdy nie mamy surowców, a to naprawdę trudno.
Zadania do wykonania są różnorodne, nie zawsze jest to tylko „zniszczyć zamek”. Czasem trzeba się skupić na farmach, innym razem ważniejszy jest nasz rozwój i obrona konkretnych budowli. I przez to, ta gra się nie nudzi. Każda rozgrywka jest inna, wymaga trochę innego podejścia. Rundy są też dość wymagające i nie można po prostu rzucać się na przeciwnika.
Na ślicznych mapach znów znajdziemy pudła ze znakiem zapytania, w których będą ukryte jednostki – dołączą one do naszej armii. Część ze znalezionych wojowników może mieć ciekawe właściwości, jak na przykład leczenie pobliskich żołnierzy. Świetne!
Sterowanie
Jest super, biorąc pod uwagę, że to strategia, to naprawdę jest ona rozwiązana z sensem, cała seria. Mamy osobny ekran do budynków i jednostek, dostajemy się tam klikając LB/RB lub L1/R1. Poruszanie po tym jest na analogu – wybieramy jednostkę z kołowego menu. Nie jest to może najbardziej precyzyjne, ale jednocześnie wymaga takiej samej liczby kliknięć, żeby dostać się do każdego z obiektów. Tworząc jednostki, które przygotowane są do walki od razu przypisujemy do grupy – X, Y i B na Xbox One. Klikając odpowiedni przycisk zaznaczamy wszystkie jednostki z danej grupy i możemy nimi sterować – a raczej, wyznaczyć im punkt, gdzie mają się dostać lub zaatakować.
Dźwięki i muzyka
Po pierwsze, muzykę stworzył Frank Klepacki. Jeśli nazwisko Wam się kojarzy, to znaczy, że najpewniej macie za sobą serię Command & Conquer. Jego muzykę usłyszymy w praktycznie wszystkich grach studia Westwood i twórców 8-bit RTS Series – studia Petroglyph.
Jest klimatycznie i po prostu fajnie. Muzyka robi za tło, chociaż nie chce się jej trzymać cicho. Dźwięki i komunikaty informują o najważniejszych rzeczach, które dzieją się na mapie. Jeśli więc zajmujemy się bitwą na jednym końcu mapy, a przeciwnik rzuci się na naszą bazę, to usłyszymy o tym – choć na ekranie nie wyświetli się inne powiadomienie, niż czerwone punkty nie-tam, gdzie powinny być.
Grafika
Wszystko jest poskładane z pikseli, rozwalone budowle rozsypują się na dziesiątki kwadracików, ponownie przeciwnicy. I to jest boskie! Absolutnie cudowne. Uwielbiam ten klimat tutaj. Dorzucenie fantasy do tego świata spowodowało dodanie mnóstwa rzeczy do otoczenia. Mamy macki wielkich ośmiornic, porty ze statkami, opuszczone zamki, pełne katapult, a w środku wielkiego muru możemy znaleźć trochę uroczego stworka. W krzakach można też znaleźć nawet skrzaty!
Jednostki i budowle są tu bardzo różnorodne, mamy enty, magów, stwory żywiołów, łuczników czy po prostu potwory.
Podsumowanie
8-bit Hordes to bardzo dobry konsolowy RTS. Spodoba się wszystkim, którzy lata temu grali w takie gry na komputerze. Bogaty świat, różnorodna rozgrywka i cele, unikatowa dla tej serii grafika – to wszystko sprawia, że chce się wracać. Gra pozwala również na rozgrywkę ze znajomym – znalezienie przypadkowo kogoś do gry online jest praktycznie niemożliwe. I chociaż kiedyś wydawało mi się to minusem, to w sumie nie wolno go tak traktować. To nie jest gra stworzona z myślą o grze online, to kanapowa przygoda, która po prostu pozwala, na zagranie ze znajomym.
Jeśli choć raz przeszło Wam przez myśl z ciężkim westchnięciem, że ktoś powinien reaktywować Westwood, bo nie ma dobrych RTS-ów (co nadal nie jest prawdą) to dajcie szansę 8-bit RTS Series. Wychowałam się na Red Alert, Red Alert 2 i Tyberian Sun. Te gry to dla mnie dziedzictwo tamtych tytułów, choć w graficznie innej formie. Mechanizmy nadal są super, radości nie brakuje. I niewątpliwie na plus działa fakt, że grać można również na konsolach. Nie jest to oczywiście klon tamtych gier, jest też powiew świeżości, którego chyba wszyscy wymagają od nowej serii.
I pośród dziesiątek gier, które już mam na konsoli, ponad dwustu gotowych do zainstalowania, to będzie jeden z tytułów, do którego wrócę. Bo tyle frajdy i radości we względnie krótkich rundach daje mało co.
8-bit Hordes od 1 lutego 2019 dostępny jest na konsolach Xbox One i PlayStation 4.
Za grę dziękujemy wydawcy – Soedesco.
Dodaj komentarz