Zapraszam do recenzji platformówki umieszczonej w uniwersum serii Wonderboy/Monster World.
Najwyższy czas zrecenzować Monster Boy and the Cursed Kingdom, platformówkę, którą można by uznać za kontynuację serii Wonderboy/Monster World. Nie tylko dlatego, że przy powstawaniu gry maczał palce sam Ryuichi Nishizawa, ale dlatego, że znajdziemy tu liczne podobieństwa. Czy jednak poza zapożyczeniami ze znanej serii znajdziemy tu coś jeszcze wartego uwagi? Tego dowiecie się z dalszej części recenzji, zapraszam serdecznie!
Fabuła
Fabuła Monster Boy and the Cursed Kingdom nie jest tutaj najistotniejszym elementem, ale opowiem o niej w skrócie. Podczas naszej przygody wcielamy się w Jina, walecznego, młodego chłopca, który ma przed sobą trudne zadanie. Musi stawić czoła niebezpieczeństwu i ocalić Monster World Kingdom. By osiągnąć cel musi zwiedzić liczne lokacje, pełne przeszkód i wrogo nastawionych stworków. Wiem, wiem, brzmi jak typowa platformówka, ale uwierzcie, że się mylicie. Jest o wiele lepiej niż w typowej platformówce!
Rozgrywka
Z tego co czytałam, Monster Boy and the Cursed Kingdom powinno zająć około 15 godzin. W moim przypadku trwało to… znacznie dłużej. Wszystko dlatego, że twórcy zdołali stworzyć naprawdę rozbudowany świat, pełen rozmaitych rzeczy obok których nie mogłam przejść obojętnie. Poza tym, postawiłam sobie za cel odnalezienie wszystkim elementów kolekcji, zdobycie ukrytych żyć, bonusów i tak dalej. Uwierzcie mi, nie sposób było ogarnąć tego „na szybko”.
Monster World Kingdom
Przydałoby się rozwinąć temat z poprzedniego akapitu i napisać nieco więcej o Monster World Kingdom, ponieważ uważam, że jest to jeden z większych atutów tej gry. Co więcej, to najfajniejszy świat z ostatnio recenzowanych przeze mnie gier. Jest niezwykle obszerny jak na platformówkę. Składa się z kilku części, np. Misty Woods, Village of Lupia, The Volcano, które charakteryzują się między innymi odmienną stylistyką. Mamy takie, w których jest zimno i nasza postać ślizga się na lodzie oraz takie, w których jest zielono, a my możemy wspinać się po bluszczu. Twórcy zadbali o każdy, nawet najmniejszy szczegół, dzięki czemu wszystkie poziomy prezentują się fenomenalnie. Są pełne ukrytych przejść, pułapek, przeciwników i bonusów.
Co najbardziej interesujące, poziomy są ze sobą połączone. Dzięki temu do danej lokacji możemy dostać się na różne sposoby. To świetny pomysł, ale osobiście często się w tych korytarzach gubiłam i nie pamiętałam skąd wyskoczyła moja postać i dokąd powinnam iść. Chyba dlatego, że chciałam znaleźć wszystko, co ukryli twórcy, więc zapuszczałam się w najbardziej odległe zakamarki stworzonego przez nich świata. Swoją drogą, bardzo podoba mi się możliwość powracania do odwiedzonych już lokacji. Dzięki temu mamy szansę jeszcze raz zwiedzić wszystko i na spokojnie porozglądać się za ukrytymi życiami czy muzycznymi fragmentami. Uwierzcie, trudnym zadaniem byłoby odkrycie wszystkiego za pierwszym podejściem, bo ukrytych przejść czy skrzynek jest pełno.
Poza tym, twórcy sami zachęcają do powracania do odwiedzonych już lokacji. Na swojej drodze spotkałam wiele miejsc, w których nie mogłam nic zrobić. Jednak wraz z odblokowywaniem kolejnych postaci nabywałam nowe umiejętności, które umożliwiały pokonanie przeszkód. Odkrywanie Monster World Kingdom to sama przyjemność.
Walka z przeciwnikami
Zwiedzając Monster World Kingdom nie sposób nie natrafić na przeciwników. Jest ich naprawdę wielu, od uroczo wyglądających grzybków po groźne i skoczne kościotrupy. Niektóre z nich po prostu przemieszczają się po mapie, a niektóre potrafią nas zaatakować. Głownie wbiegają (lub wlatują czy wskakują) w nas lub strzelają w naszą stronę kulami ognia. Poziom życia naszych przeciwników i moce ich ataków są oczywiście zależne od tego na jakim etapie rozgrywki się znajdujemy. Im dalej zajdziemy w grze, tym są potężniejsi. Co kilka poziomów czek nas również walka z bossem.
Dostępne postacie, moce i umiejętności
Na początku przygody mamy do dyspozycji tylko zwykły miecz, ale z każdym etapem otrzymujemy dostęp do ulepszeń, nowych broni i ciekawych umiejętności. Te ostatnie jest zależne od postaci, które odblokujemy. Rozgrywkę bowiem zaczynamy jako młody chłopiec, ale szybko, w wyniku zaklęcia zostajemy… prosiaczkiem. W dodatku niewidzącym na jedno oko. Ten różowy pirat nie umie co prawda posługiwać się mieczem, ale za to w pewnym etapie gry ma dostęp do magicznych ataków. Może rzucić bombę, wypuścić huragan, strzelić kulą ognia, a nawet walnąć piorunami i użyć bumeranga. Dodatkowo, ma niesamowity węch, dzięki któremu możemy odnaleźć ukryte skrzyneczki czy odczytać instrukcję przejścia danej przeszkody. W późniejszym czasie możemy również wcielić się w np. w węża, który jest w stanie wcisnąć się w najmniejsze korytarze czy lwa, który biega szybciej niż Usain Bolt.
Ekwipunek
Poza umiejętnościami ważny jest też nasz ekwipunek. Jak już wspomniałam wcześniej – możemy zdobywać między innymi broń. Jednak co nam z miecza, jeśli nie mamy żadnej zbroi? Do podobnego wniosku doszli również twórcy gry, dzięki czemu możemy wyposażyć naszego bohatera między innymi w tarczę, pierścień czy buty. Każdy z dostępnych przedmiotów możemy ulepszyć za pomocą zdobywanych kryształów. W taki oto sposób nasz miecz może np. zamrażać strumień wody, a nasze buty stają się tak lekkie, że możemy skakać po chmurkach.
Różnorodne poziomy
Jak widzicie, w Monster Boy and the Cursed Kingdom możemy zrobić o wiele więcej niż w typowej platformówce. Bronie, umiejętności, moce specjalne, opancerzenie – te wszystkie elementy pozwoliły twórcom na zaprojektowanie interesujących i różnorodnych poziomów. Na swojej drodze możemy natrafić np. na znikające platformy, strumienie lawy, które blokują drogę czy też spadające kule ognia. Uwierzcie mi, że czasami nie miałam nawet momentu by rozejrzeć się za jakąś ukrytą skrzyneczką, bo musiałam unikać niebezpieczeństw.
Niektóre z napotkanych przez nas przeszkód na pierwszy rzut oka mogą wydawać się nie do przejścia. Czasami wystarczy po prostu się przez chwilę zastanowić i na spokojnie przyjrzeć się naszym możliwościom, a innym razem trzeba dane miejsce odłożyć na później. Właśnie w takich momentach przydaje się mapa, na której możemy zobaczyć najbliższe przejścia oraz odwiedzone już przez nas lokacje. Sprawdzimy tam też gdzie są miejsca, w których możemy zapisać aktualny stan gry, ulepszyć naszą broń czy zakupić fiołki z życiem. Gdybyśmy jednak nie potrafili rozszyfrować któregoś z symboli, to znajduje się tam również legenda.
Nie ukrywajmy, od początku recenzji tylko chwalę tę grę. Jednak nie byłabym sobą, gdybym się do czegoś nie przyczepiła. Podczas czasu spędzonego w Monster Boy and the Cursed Kingdom irytowały mnie dwie rzeczy. Po pierwsze – za rzadko rozmieszczone checkpointy. Zdarzało się, że po stracie życia musiałam powtarzać dłuższy etap, ponieważ po drodze nie było żadnego miejsca by zapisać grę. Nie miałam problemu, gdy udawało mi się przejść daną przeszkodę za drugim czy trzecim podejściem, ale nie zawsze było tak kolorowo. Natrafiłam na etap, którego kompletnie nie mogłam przejść i gdy po raz któryś musiałam zaczynać od początku, to myślałam, że wyrzucę pada za okno. To nie na moje nerwy.
Podobnie ma się sprawa z miejscami, w których można uzupełnić życie. Zdarzało się, że tkwiłam w danym miejscu przez kilka podejść ponieważ miałam 3 na 8 serduszek i żadnego miejsca by się uleczyć. I rozumiem, że ta gra nie ma być prosta, ale kurczę, strasznie mnie to irytowało.
Oprawa audiowizualna
Pierwsze co zachwyciło mnie w Monster Boy and the Cursed Kingdom to ścieżka dźwiękowa. Po uruchomieniu gry rozpoczyna się krótki filmik wprowadzający, podczas którego w tle leci cudowna piosenka. Dobra, okej, to nie jest jakiś niezwykły utwór, ale gdy tylko się rozpoczął to przypomniało mi się jak oglądałam np. Pokémony. Umówmy się, spora część z nas nadal pamięta teksty piosenek rozpoczynających nasze ulubione kreskówki. Ja od niedawna mam w głowie jeszcze ten kawałek:
Pozostała część ścieżki dźwiękowej również jest świetna. Dopasowuje się do sytuacji i miejsca, w której się znajdujemy i bardzo przyjemnie się przy niej gra. Na duży plus zasługuje również oprawa wizualna. Wszystkie poziomy prezentują się bardzo ładnie, lokacje są niezwykle szczegółowe i widać, że ktoś włożył w to mnóstwo, mnóstwo pracy. Tutaj w zasadzie nie ma co się zbytnio rozpisywać. W recenzji wrzuciłam dużo zrzutów ekranu, na których możecie zobaczyć na własne oczy jak to wszystko wygląda.
Podsumowanie
Oto natrafiłam na grę, która jest najlepszą ze wszystkich, które zrecenzowałam w 2018. W Monster Boy and the Cursed Kingdom mamy wszystko co powinno się znaleźć w dobrej platformówce. Jest to świetna gra, która nie tylko sprawi nam ogrom frajdy, ale również nieco zirytuje, gdy kolejny raz będziemy mieli ochotę rzucić padem o podłogę. Polecam z całego serca.
Dziękujemy FDG Entertainment za udostępnienie gry do recenzji
Dodaj komentarz