Muszę się wam do czegoś przyznać. Nie przepadałem nigdy za grami indie. Nie bezpodstawnie gracze nazywają je „popierdółkami”. Mi kojarzą się z kiepską grafiką, praktycznie nieistniejącą fabułą i ścieżką dźwiękową oraz niewygodnym sterowaniem. Fakt, że kosztują mniej od zwykłych pozycji w niczym nie pomaga. Co z tego, że mogę zapłacić mniej, ale za coś, co jest i tak kiepskie? Jasne, że czytałem o tytułach, które rzekomo były świetne, ale jakoś nie mogłem się przełamać i wydać moich ciężko zarobionych pieniędzy. Aż do dnia, kiedy na PS3 miała miejsce premiera Limbo.
Skąd ten przydługi wstęp? Limbo zmieniło całkowicie moje postrzeganie gier indie. Ta pozycja była naprawdę bardzo dobra. A dziś mogę Wam opisać moje wrażenia z ogrywania kolejnego tytułu studia Playdead – Inside. Czy produkcja która została wydana aż po 6 latach od swojej poprzedniczki jest tytułem udanym? Nie macie pojęcia jak bardzo!
Jeśli kiedykolwiek graliście w Limbo, to wiecie czego się spodziewać. Proste menu, które przenosi nas od razu do gry. Znów nie wiemy absolutnie nic o fabule. Kierujemy małym chłopcem i to, co od razu rzuca się w oczy to fakt, że uciekamy. Przed strażnikami, psami i innymi przeciwnościami losu. Przez całą grę nie usłyszycie ani jednego słowa. Nie przeczytacie ani jednego wyrazu. To w takim razie co z fabułą? Nie istnieje. I absolutnie w niczym to nie przeszkadza. Bo to Wy sami podczas rozgrywki się nad nią zastanawiacie. To wy możecie się tylko domyślać co się tutaj dzieje. A ostrzegam was, że klimat produkcji jest nieprawdopodobny. Bardzo ciężki, smutny, wręcz przytłaczający. Brud i wszechogarniające poczucie zaszczucia oraz rozkładające się martwe zwierzęta… Pierwsze spotkanie z ludźmi było dla mnie wstrząsającym przeżyciem. Chociaż wykorzystanie przeze mnie słowa „ludzie” jest dużym nadużyciem. Lepszym byłoby „kukły”. Są całkowicie zniewoleni, nie są w stanie robić nic. Mało tego – to my możemy nimi sterować za pomocą specjalnego urządzenia. Jak marionetkami.
Grafika jest bardzo prosta, jednak bardzo urokliwa. Naprawdę, mimo swojej prostoty ciężko jej cokolwiek zarzucić. Paleta barw jest utrzymana w tonacji szarości. Dlatego czerwony sweterek naszego małego bohatera stanowi taki kontrast. Jedyna niewinna rzecz w tym świecie? Chce się wydostać stąd w miejsce, gdzie świeci słońce, a trawa jest zielona? W oprawie graficznej najbardziej urzekły mnie dwie sprawy. Pierwszą jest rewelacyjna animacja postaci. Chłopak porusza się jak żywy! Fascynujący jest także efekt kiedy wskakujecie do wody. Ukazanie zmąconej wody jest boskie. Szczegół, a cieszył mnie niezmiernie.
Niech fakt, że sterujecie małym, niewinnym chłopakiem was nie zmyli. Tak, jak wspominałem, klimat produkcji jest przytłaczający, dlatego też śmierć waszego protagonisty jest ukazana w bardzo realistyczny sposób (i znów efekt robi świetna animacja). Każdą jego śmierć odczujecie jak własną. Aż ciarki przechodzą po plecach. A ginąć będziecie mnóstwo razy.
Warto wspomnieć także o zagadkach, które przyjdzie wam rozwiązywać w trakcie waszej ucieczki (podróży?). Są bardzo dobrze przemyślane, ich stopień skomplikowania rośnie wraz z przechodzeniem coraz dalej w głąb gry. Jednak żadna z nich nie przysporzyła mi problemu. Nie są przekombinowane i kilka minut zastanowienia wystarczy, aby znaleźć rozwiązanie.
Czy jestem w stanie powiedzieć coś o wadach? Niewiele. Dla niektórych może to być długość rozgrywki. Ja ukończyłem Inside w około 4 godziny. Jednak możecie mi wierzyć, że to nie przeszkadza. Jest to dawka idealna. Nie znudzicie się, a będziecie cały czas przeć do przodu, aby wyrwać się z tej przerażającej rzeczywistości.
Gra kosztuje aktualnie 84 zł w PS Store. Jest to spora kwota, jednak wydałbym ją bez wahania. Jest to jeden z najlepszych tytułów w jakie grałem w tym roku. Klimatem mógłby obdzielić większość aktualnych hitów AAA. Niech potwierdzeniem moich słów będzie fakt, iż według mnie Inside jest grą lepszą niż świetne Limbo.
Dziękujemy za dostarczenie gry do recenzji firmie Playdead Team.
Dodaj komentarz