Seria Star Ocean to nisza w niszy. Tytuły te są cenione wśród fanów gatunku jRPG jednak sama nazwa nie jest tak znana jak choćby Final Fantasy, czy Dragon Quest. Gdy na zachodzie pojawiały się pierwsze recenzje byłam lekko przestraszona. Nie oczekiwałam cudu, jednak fala krytyki trochę mnie zdziwiła. Po kilku godzinach rozgrywki cieszyłam się, że mogę sama zapoznać się z tym tytułem.
Akcja gry toczy się w czasie wojny między imperiami zarządzającymi światem. Głównym bohaterem jest Fidel. Mieszka on w niewielkiej wiosce i naucza w niej lokalnej techniki walki na miecze. Pewnego dnia u bram wioski pojawia się wróg, z którym mieszkańcy muszą się zmierzyć. Chociaż odnoszą zwycięstwo, to jednak stracili zbyt wielu ludzi by odeprzeć kolejne potencjalne ataki. Fidel musi więc wyruszyć na trudną i ryzykowną misję by prosić o wsparcie wojskowe. W wyprawie towarzyszy mu przyjaciółka z lat dziecięcych, która wspomaga go w walce swoimi zdolnościami magicznymi. Tak niewinnie rozpoczyna się przygoda naszej postaci, który jeszcze nie zdaje sobie sprawy jak dużo przed nim.
Wraz z kolejnymi wydarzeniami do drużyny dołączają następni bohaterowie. Łącznie mamy ich pokaźną sumę, bo aż 7 różnych walczących indywiduum. Każda z postaci jest unikalna, posiada inne umiejętności, a wydobycie z nich pełni potencjału wymaga odpowiedniej taktyki. To co oczarowuje w tej produkcji to bardzo rozbudowany system rozwoju. Bohaterom możemy przypisać po kilka ról, owe role podnosimy na coraz to wyższe poziomy doświadczenia, zwiększając tym samym ich atrybuty. Daje nam to spore pole do popisu, lecz wymaga dobrego poznania bohaterów. Nie sztuką jest przypisać wszystkie podnoszące atak role do każdego, ale po co nam to na przykład u rasowego maga? Warto prześledzić naturalne predyspozycje bohatera i dokładnie zapoznać się z zaletami jakie daje mu konkretna rola. W takich szczegółach można się zatracić na długi czas, a gra jest nimi wręcz wypełniona. Poza rolami, które wykorzystujemy w walce mamy też przeróżne umiejętności do wykorzystania w eksploracji. Według mnie kluczowym, aczkolwiek możliwym do pominięcia elementem gry jest wizyta u Welch. Spotykając się z nią możemy wykonać dodatkowe zadnia, które nam zleci i dzięki temu odblokowujemy bardzo przydatne nam opcje. Pozwalają one ulepszać nasz ekwipunek, lub wytwarzać zupełnie nowe przedmioty. Oczywiście punkty potrzebne nam do tych wszystkich rzeczy zdobywamy w walce. W takim wypadku nie radzę omijać przeciwników na mapie, jeśli to zrobimy to szybko może się okazać, że nie jesteśmy odpowiednio przygotowani na bossa albo, ze nie mamy wystarczającej ilości pieniędzy by zakupić nowe przedmioty w kolejnym mieście.
Eksploracja to istotny element, a gra jest nie brzydka, więc początkowo przychodzi nam to z łatwością. Niestety wbrew powiedzeniu im dalej w las tym więcej drzew. Szybko przekonamy się, że lokacje są zwyczajnie puste, nieciekawie zaprojektowane, a przemieszczanie się z punktu A do punktu B staje się nużące. Mimo dużego świata zdarza nam się bardzo często wracać do odkrytych już lokacji przez co krajobrazy szybko mogą się opatrzeć. Zdaję sobie sprawę, że każdy przebyty kawałek terenu i zaliczona na nim walka to cenne doświadczenie, jednak miejscami bardzo życzyłam sobie opcji szybkiego przemieszczania się. To czy moje życzenie się spełniło pozostawię tajemnicą.
Same walki to również ciekawy aspekt. Nie są w 100% turowe, jednak by osiągać jak najlepsze wyniki musimy wyczuć rytm ciosów naszych bohaterów, oraz nauczyć się postępowania przeciwnika. Warto poświęcić czas na dobre poznanie systemu, wyczuć kiedy blok może zamienić się w kontrę. Jest to o tyle przydatne, że gra lubi zaliczyć skok poziomu trudności. Całościowo nie jest bardzo wymagająca na normalnym poziomie trudności, czasem może nawet dać poczucie, że poziom postaci jest za wysoki. Wszystkie te złudzenia padają jednak w momencie walki z bossem, czy większym przeciwnikiem rozstawionym w jakimś strategicznym miejscu jak np. w połowie drogi lub tuż przed punktem zapisu gry. Takie walki mogą sprawić, że pobiegniecie szybko do sklepu po nowego pada. Przy okazji takiej przegranej odkryjecie też kolejną pomniejszą wadę produkcji – nie można w niej pominąć żadnej scenki filmowej. W takim wypadku jeśli zaliczycie zgon w trakcie ważnej fabularnie walki, to trzeba będzie wszystko oglądać od nowa. Scenki potrafią być długie, a fakt że nie da się ich w żaden sposób pominąć – frustrujące.
Star Ocean jest trochę zalążkiem z wielkim potencjałem. Fabularnie jest bardzo poprawne i rozwija się w odpowiednim tempie. Ma bardzo przystępny poziom trudności, poza wymienionymi wcześniej skokami. Niestety jednak jest pustym światem, który szybko może się znudzić. Mimo przyzwoitej oprawy audiowizualnej nie zachęca, by spędzać w nim więcej czasu. Ponadto w moim odczuciu jest to tytuł tylko dla fanów gatunku. Tacy wycisną z niego ostatnie soki i będą się przy tym dobrze bawić!
Ocena Portalu: 7.0
Dziękujemy polskiemu dystrybutorowi firmie CENEGA za dostarczenie gry do recenzji.
Dodaj komentarz