Rozjeżdżanie staruszek z balkonikami, kalek, psów, krów, rowerzystów czy lasek w bikini powraca, a to dopiero początek. Na konsolach nowej generacji pojawił się właśnie Carmageddon: Max Damage. Kontynuacja serii mającej prawie 20 lat, która swego czasu była jedną z najbardziej obrazoburczych gier na rynku. Promowana na absurdalnej przemocy i zaskakujących założeniach rozgrywki szokowała u schyłku ubiegłego wieku. Czy nowe wcielenie ma szanse na podobne kontrowersje? Przekonajmy się.
Powraca znana nam para – Max Damage i Die Anna, tak jak i zgraja znanych już przeciwników w swoich autach. Wszystko odnowione, czasami odmłodzone, jednak nadal wypełnione starym sznytem i klimatem. Nie są to standardowe wyścigi, więc warto na początku wyjaśnić na czym polega gra. Podstawowe wyścigi można wygrać na trzy sposoby: zaliczyć daną liczbę okrążeń na pierwszym miejscu lub bardziej wyszukanie, rozwalając pojazdy wszystkich przeciwników albo przejeżdżając wszystkich przechodniów w danej lokacji (warto wspomnieć, że ci liczeni są w setkach). Przypominają się czasy dzieciństwa.
Głównym trybem gry jest story. Podzielono je na 16 rozdziałów a każdy z nich (poza ostatnim) zawiera od 3 do 5 wyścigów, łącznie 63 wydarzenia. Do dyspozycji mamy wyścigi z trzema wariantami wygranych, pojedynki na arenach (gdzie trzeba rozwalić określoną ilość przeciwników), pogoń za checkpointami pojawiającymi się losowo na mapie (na zasadzie „kto pierwszy”, ten zdobywa punkt). Na tej samej zasadzie polega wariant z przechodniami. Po przejechaniu oznaczonego na mapie wybierany jest konkretny kolejny, do którego pędzą wszyscy zebrani. W tych trybach – jeśli zniszczymy pojazd przeciwnika – traci on punkt z puli zaliczonych, a my zyskujemy. Jest też Fox ‚n’ hounds który jest swoistym berkiem, zaczynamy z limitem kilku minut. Jeśli jesteśmy „lisem”, czas się zmniejsza, a ten, kto nas dotknie przejmuje odliczanie. Są też wariacje – zniszcz jak najwięcej samochodów w 5 minut, czy zalicz jako pierwszy określoną liczbę okrążeń itp.
Jednym z najważniejszych elementów w grze są pojazdy. Wraca tu stara zgraja świrów w swoich wymyślnych stalowych potworach. Znajdziemy tu wszystko: od najeżonych kolcami samochodów sportowych przez karawan, samochód do drag racingu aż do tira, czy potężnego spychacza, a to i tak wierzchołek góry lodowej. Pojazdów mamy 31 i każdy z nich określony jest 4 statystykami. Są to prędkość maksymalna, waga, przyśpieszenie i siła uderzenia. Możemy je także ulepszać, z postępem w story odblokowujemy części. Musimy zbierać tokeny porozrzucane na planszach, żeby móc je zainstalować. Każdy samochód rozwijamy osobno, więc powodów do eksploracji nie brakuje. Ulepszenia rozkładają się tak jak kiedyś, na trzy kategorie: pancerz, moc silnika i siłę uderzenia. Zostając przy pojazdach możemy płynnie przejść do modelu zniszczeń. Tu jest naprawdę co pochwalić, jest to jeden z najlepszych modeli jaki można spotkać na rynku. Niszczyć i urywać możemy z samochodów elementy karoserii, wszelkie dodatki a la noże, kolce, czy piły, a także, co najważniejsze, koła. Co ciekawsze, możemy przeciąć nasze, jak i inne pojazdy horyzontalnie i wertykalnie na pół. Co lepsze, taką połówką możemy coś nadal ugrać. Dodatkowo możemy się naprawiać w każdym momencie za kredyty jak i cofać na ostatni bezpieczny grunt, niezależnie od tego jaką harmonijką się staliśmy. Przydaje się to nie tylko jak spadamy w przepaść, ale też gdy widzimy, że przeciwnik pcha nas na ścianę, co skończy się naszym zgonem.
Trasy są ponownie inspirowane poprzednimi częściami i możemy tu znaleźć ich odświeżone wariacje. Niektóre czerpią więcej, inne mniej ze swoich pierwowzorów. Mamy różne środowiska, jak miasto, laboratoria, pustynny dziki zachód połączony z bazą wojskową i miejscem katastrofy ufo, prowincja czy lodowy kompleks. Wszystkie posiadają masę ciekawych zakamarków i sekretów, plansze są też wielopoziomowe. Część trybów rozgrywa się też na mniejszych arenach wygodniejszych do walki. Eksploracja jest wskazana, przeciwnicy też niekoniecznie zajmują się celami wyścigów, dlatego o czas nie musimy się martwić. Swoją drogą ten odgrywał kiedyś większe znaczenie, bo potrafiło go zabraknąć, jeśli nie robiliśmy niczego nim nagradzanego.
Rozgrywka to najważniejszy element w większości gier. Tu niestety pojawiają się pierwsze zgrzyty. Dla nowych graczy nie zaznajomionych z pływającym modelem jazdy i księżycową fizyką znaną z serii prowadzenie pojazdów możne okazać się trudnym orzechem do zgryzienia. Jest niedzisiejsze. Sam musiałem poświęcić kilka minut, żeby się przyzwyczaić do prowadzenia samochodów, a ostatnią styczność z Carmageddonem miałem stosunkowo niedawno, przy okazji zaliczania wersji na Androida. Wyścigi nadal są wypełnione rozjeżdżaniem ludzi rozpadających się na kawałki przy akompaniamencie tryskającej wszędzie krwi. Radosna destrukcja pochłania wszystko, a wzmagają ją różnego rodzaju dopalacze. Tak jak kiedyś mamy kilka rodzajów beczek, swoistych bonusów o bardzo różnym działaniu. Jedne wpływają na przechodniów, inne na samochód a jeszcze inne na fizykę. Mamy tu zmiany grawitacji, nasz samochód może się zrobić niezniszczalny, mieć miny, wielkie sprężyny wyrzucające oponentów, promienie zamrażające i wiele innych. Są też zabawne bonusy dotyczące pieszych – mogą oni nagle oślepnąć, celowo wbiegać pod nasz samochód, czy wpaść w szał tańca,. Ba, nawet krowy mają własny krok taneczny. Właśnie masa małych elementów, detali, które zauważa się po godzinach grania budują tu tak świetny klimat. Niestety są to bardzo często elementy tylko pod fanów serii, świeżym graczom nie sprawi to dużej satysfakcji.
Grafika jest na poziomie poprzedniej generacji, ma bardzo dużo problemów i wygląda ogólnie słabo. Jest przestarzała i surowa, a pomimo to nie daje rady z horyzontem, który maluje się 150 metrów przed nami. Tekstury powinny być wyższej jakości, potrafią doczytywać się na naszych oczach, zdarzają się też nieuzasadnione spadki animacji. Specyfika niektórych lokacji powoduje, że bywa pusto i nijako. Nie da się odmówić fajnego designu i doboru assetów ale ta praca została wykonana w 1997 roku i teraz została tylko zremasterowana. Tryb foto uwydatnia te wszystkie niedoskonałości. Jak na nowe wcielenie Carmageddonu nie wygląda to tak jak by mogło. Muzyka niestety kompletnie nie daje rady, ciężkie gitarowe granie przeplatające się z muzyką elektroniczną na bardzo niskim poziomie nie sprawdza się zupełnie. Jak przypominam sobie kawałki Sentience, grających w klimatach The Prodigy, czy piosenki nieśmiertelnych Iron Maiden z drugiej części gry żal mnie ogarnia, słuchając ścieżki dźwiękowej z najnowszej części. Tak jak całym sercem mógłbym polecić OST drugiej części, pomimo że trwa 30 minut, to w najnowszej trudno mi znaleźć piosenkę wartą zarekomendowania po kilkunastu godzinach grania. Całkowicie inaczej ma się sprawa jeśli chodzi o ścieżkę dźwiękową, teksty ogłaszające początek wyścigu czy checkpointy są zaciągnięte ze starych części. Odgłosy niszczonego metalu, krzyki przechodniów, zgrzyty czy odgłosy powerupów; wszystko to wraca, ale docenią to tylko gracze, którzy lubili je wcześniej.
Przy jednej konsoli możemy grać tylko samodzielnie, dlatego pojawia się tryb rozgrywki wieloosobowej. Niestety to kolejny niedorobiony element gry. Postanowiono wyciąć całkowicie pieszych z multi. Absurdalna decyzja, podyktowana zapewne zbyt wieloma zmiennymi, a przecież każdy z grających powinien mieć ten sam rozkład ludzi i zwierząt na mapie. Niestety, trasy są przez to kompletnie puste, nic się nie dzieje i jest monotonnie. Co gorsza, chętnych do gry też jest mało, dwa dni po premierze kilkakrotnie toczyło się około 5 wyścigów. Na mniejszych arenach, przeznaczonych do checkpointów i walki, jest lepiej, ale nadal sens jest dyskusyjny jeśli wszyscy mogą się naprawiać.
Podsumowując, jeśli jesteście fanami serii Carmageddon możecie spróbować, choć to nie jest taka kontynuacja, na jaką zasługuje ta gra. Oczekujcie raczej nowego wcielenia tego co już znacie, dosłownie reinkarnacji. Jeśli jest to dla was nowy temat, zastanówcie się dwa razy. Carmageddon: Max Damage powinien pojawić się na poprzedniej generacji, kosztować mniej i wyglądać lepiej. Niestety skończyło się tak, jak widzicie na obrazkach. Tylko dla fanów.
Ocena portalu: 6.5
Za udostępnienie gry dziękujemy firmie Premier
Dodaj komentarz