Jesteście fanami gier survival horror? Spędziliście dziesiątki (setki?) godzin z Minecraftem? Na widok zombi świecą wam się oczy z radości? To świetnie się składa! 7 Days to Die jest połączeniem wszystkich tych produkcji. Zatem koniecznie przeczytajcie poniższą recenzję, żebyście broń Boże nie kupili tego badziewia.
W tym akapicie powinien pojawić się opis fabuły. Na pewno jesteście ciekawi jak wygląda tło fabularne tej „genialnej” pozycji. Otóż próbujecie przeżyć w świecie po apokalipsie zombi. Koniec. Tak jak wspomniałem, tytuł jest połączeniem Minecrafta z realistyczną (buahahaha) grafiką i zombiakami. Startujemy z gołą postacią (w przenośni i dosłownie). Musimy zrobić sobie ubranie, narzędzia, wybudować schronienie. Mechanika jest identyczna jak w hicie ze stajni Mojang. Uderzając pięściami w drzewo wpadają nam do inwentarza kawałki drewna. Uderzając rękami w ziemię zbieramy ziemię. Zauważyliście jak brzmi to absurdalnie? To co w Minecrafcie jest naturalną mechaniką rozgrywki (dzięki specyficznej grafice) tutaj jest żałosne. Wyobraźcie sobie realistyczną (heh) grafikę i walenie rękoma w skałę, aby zdobyć jej kilka kawałków…
Jak widzicie bardzo szybko zacząłem narzekać. I już nie przestanę. Na pewno zwróciliście już uwagę na moje, jakże dyskretne, wtrącenia o grafice. Że niby jest nieciekawa. No cóż – jej urodę można porównać do rozjechanego zwierzątka na szosie lub mojej żony o poranku :). Tego nie da się opisać – spójrzcie na zdjęcia umieszczone na tej stronie. Dramat. Widoczność na 10 metrów. Obiekty pojawiające się tuż przed nosem. Zombiaki były lepiej zrobione (a już na pewno animowane) w pierwszej części Resident Evil. Ta gra byłaby jedną z brzydszych pozycji na PS2!
No dobrze, skoro szata graficzna nie jest mocną stroną tej produkcji, to może chociaż warstwa audio jest ok? Jak najbardziej. Jeśli od urodzenia jesteście głusi. W przeciwnym wypadku usłyszycie sample z Commodore. Opowiem wam o jakości kodu w tej perełce. Mapa, na której przychodzi nam grać jest bardzo rozległa (to nie jest plus). Co jakiś czas zmienia się środowisko np. ze śnieżnego terenu przechodzimy do zielonego lasu. Zmienia się wtedy dźwięk z szumu na ćwierkające ptaki. Ale jak płynnie! Jeden krok postaci – ćwierkają ptaki. Jeden krok wstecz, szum lasu! Rewelacja! A teraz mój ulubiony mechanizm – co kilkanaście sekund przycięcie! I to takie porządne chrupnięcie, gdzie cała gra staje. I tak co kilkanaście sekund. Nie wiecie, jak bardzo chcę zakląć.
Przejdźmy teraz do najważniejszej części, czyli mechaniki gry. Pisałem już o komicznym waleniu rękoma w skałę. Jednak jeśli przymkniecie na to oko, to sam crafting naprawdę nie jest zły. Nie wierzę, że to piszę, ale coś ni4e jest w tej grze spieprzone. Możemy zbierać właściwie wszystko i otrzymywać z tego olbrzymią ilość potrzebnych przedmiotów. I to koniec pozytywów. 7 Days to Die zostało przeniesione z PC i autorom najwidoczniej nie chciało się dopasowywać menusów do obsługi pada. Dzięki temu każdy ekran jest strasznie rozbudowany, znajdują się na nim dziesiątki pozycji, a my po wszystkim poruszamy się kursorem za pomocą gałek na padzie. Po 3 stworzonych narzędziach miałem dosyć.
No zaraz, zaraz, ale są jeszcze zombiaki! One zawsze ratują sytuację, prawda? Nie tutaj. Walka z nimi to cały czas jeden wymach ręki (lub narzędzia). Tak samo jak walicie w ziemię, tak samo walicie w zombiaka. Przyjemne to jak oglądanie transmisji z baletu mongolskiego. A broń palna? Dajcie sobie spokój. Jest jeszcze rewelacyjny tryb rozgrywki wieloosobowej. Tak, w poprzednim zdaniu pojawił się sarkazm. Jeśli myślicie, że po po włączeniu multi znalazłem jakiegoś gracza na tak rozległej mapie, to się mylicie.
Przejdźmy do podsumowania, bo szkoda waszego cennego czasu na czytanie o tym gniocie. Jakim cudem gra, która na PC znajduje się cały czas jako „Early Access” zostaje wydana na konsole jako pełnoprawna pozycja w cenie 150 zł? To pytanie do wydawcy – Telltale Games. Mi cisną się na usta następujące wyrazy – złodziejstwo, kpina, oszustwo. Gdyby pojawiła się ona jako pozycja F2P, można byłoby zacisnąć zęby i spróbować. W przeciwnym wypadku podarujcie sobie to badziewie. A jeśli chcecie wydać 150 zł to podam wam mój numer konta. Będzie to dużo lepsze spożytkowanie tej kwoty.
Dziękujemy za dostarczenie gry do recenzji firmie Telltale Games
Dodaj komentarz