Splatoon okazał się strzałem w dziesiątkę. Gdy na zeszłorocznych targach E3 Nintendo po raz pierwszy zapowiedziało nową markę, nikt nie spodziewał się tak ogromnego sukcesu. Trzecioosobowa strzelanka nie pasowała do rodzinnego wizerunku, jaki budują sobie Japończycy. Jak więc prezentuje się nowa produkcja firmy z Kioto?
Pierwsze zaskoczenie pojawia się już w momencie zamawiania tytułu. Od premiery edycję pudełkową można było bez problemu zakupić w Polsce za 129 zł, a wersję z figurką amiibo płacąc dwadzieścia złotych więcej. Jak na produkcję od samego Nintendo jest to niska cena, identyczna jak przy Mario Party będącym zbiorem mini gierek połączonych w grę planszową.
Po włożeniu płyty do napędu oraz odczekaniu krótkiej chwili, przywita nas ekran tworzenia własnej postaci. Następnie przechodzimy szybki samouczek i trafiamy do Inkopolis – miasteczka, z którego będziemy przechodzić do sklepów, trybu fabularnego czy do samych starć sieciowych.
Głównymi bohaterami produkcji są Inklingi, ludzie mogący przemieniać się w kałamarnice. Gdy jesteśmy człowiekiem, możemy korzystać z całego naszego uzbrojenia, by zamalowywać teren i pokonywać wrogów. Zmieniając formę możemy uzupełnić zbiornik atramentu, szybciej przemieszczać się po planszach, wykonywać dzięki temu dalsze skoki, przechodzić przez niektóre kraty czy wspinać się po ścianach.
Fabuła gry nie jest nadzwyczaj skomplikowana, co jednak idealnie pasuje do tego tytułu. Jako tajny agent walczymy przeciwko Octarianom, którzy ukradli nasze źródło energii elektrycznej – czyli ryby zwane Zapfishami. Rozlewając więc hektolitry farb pokonujemy wrogów na ciekawie zaprojektowanych planszach, przypominających mapy znane z typowych, trójwymiarowych platformówek Nintendo. Po drodze rozbijamy skrzynki oraz zbieramy orby, będące walutą dostępną wyłącznie w trybie jednoosobowym. Pozwalają one na ulepszenie broni, powiększenie pojemnika na atrament czy zwiększenie zadawanych obrażeń. Po przejściu 27 poziomów głównych, 5 plansz z bossami, nasza przygoda z tym trybem dobiega końca. Całość zajmuje około 6-7 godzin, co może nie jest jakimś ogromnym wynikiem, jednak wystarcza na wyuczenie się mechaniki gry przed przejściem do rozgrywek sieciowych.
W tym momencie rozpoczyna się najlepsza część produkcji. Przeciwko innym graczom walczymy na 5 ciekawych trybach rozgrywki, z czego do osiągnięcia dziesiątego poziomu doświadczenia mamy dostęp tylko do podstawowego Turf War, polegającego na zamalowywaniu naszym kolorem jak największego obszaru na mapie. Tutaj także widoczne jest ciekawe zastosowanie drugiego ekranu na kontrolerze Wii U. Podczas starć sieciowych wyświetla się na nim mapa pokazująca cały czas aktualne poczynania graczy z naszego zespołu. Jeżeli zostaniemy trafieni, za pomocą dotknięcia ikony jednego z członków naszej drużyny możemy w szybki sposób trafić z powrotem na środek bitwy. Niestety, mimo wbudowania w kontroler głośników oraz mikrofonu, gra nie wspiera komunikacji głosowej. Jedyna możliwość, by porozumieć się z członkami naszej drużyny polega na wydaniu za pomocą strzałek komendy “To me!” oraz pochwalenia “Nice”.
Podczas walk mamy do dyspozycji wiele różnych zestawów broni, składających się z: jednej z ponad 40 broni głównych, jednej z 10 pobocznych oraz jednej z 7 dodatkowych. Pakiety te są stworzone odgórnie, bez możliwości tworzenia własnych paczek. Oprócz odpowiedniego doboru broni, dobrze wybrać także ubrania o odpowiednich właściwościach. Te pomogą nam przetrwać większą ilość obrażeń, być całkowicie niewidzialnym podczas pływania jako ośmiornica, czy przechowywać większą ilość farby. Niektóre z nich mocno ułatwiają rozgrywkę, pokazując naszej drużynie miejsce, gdzie znajduje się gracz, który odesłał nas na punkt odrodzenia.
Wizualnie produkcja prezentuje się dobrze. Mimo korzystania z rozdzielczości typowej dla poprzedniej generacji konsol (720p, 60fps), zastosowanie kolorowego, kreskówkowego stylu graficznego powoduje, że w ten tytuł gra się przyjemnie. Muzyka wykorzystana w produkcji idealnie pasuje do jej stylu. Mimo krótkiej ścieżki dźwiękowej, trwającej niecałą godzinę, przyjemnie się jej słucha, nawet po przegraniu kilkudziesięciu godzin w trybie sieciowym.
Na samym końcu dodam jeszcze, że Splatoon wspiera trzy figurki amiibo, dające nam dostęp do trzech zestawów wyzwań, za które otrzymujemy bonusy, niemożliwe do odblokowania podczas zwykłej gry.
Podsumowując, opisana powyżej produkcja jest udanym eksperymentem Nintendo. Krótką fabułę rekompensuje świetny tryb sieciowy, a małą ilość map na premierę – ciągłe wspieranie nowymi mapami, broniami czy nawet powiększaniem ścieżki dźwiękowej. Tytuł poleciłbym każdemu posiadaczowi najnowszej konsoli stacjonarnej Japończyków.
Dodaj komentarz