Powtórka z Wander.
Znowu będzie krótka recenzja, bo znęcanie się nad jakimiś biednymi deweloperami przestało sprawiać mi przyjemność. Jak chcą wydawać takie gry, to droga wolna. Niech tylko nikt tego przypadkiem nie kupi.
Action RPG w stylu Diablo. Gra podzielona na kilkanaście poziomów. Powtarzamy levele, nabijamy doświadczenie, dostajemy kolejne przedmioty i po 3-4 godzinach jesteśmy w stanie przejść wszystko. Ostatni boss sztucznie utrudniony. Zabija nas po prostu na kilka ciosów. Absurd. Maksymalny poziom to 30, mimo że na którymś ze screenshotów pokazują 99.
Była szansa na kilka godzin śmiechu na coopie, ale potem okazało się, że dostępny jest tylko lokalny. Porozmawiałem chwilę z osobami, którym udało się to przetestować i ku mojemu zaskoczeniu, ten tryb również został skutecznie skopany. Nie ma żadnego progressu, można odpalić każdy poziom… Odpaliłem coopa na dwóch padach. Nic co mogłoby zmotywować do dalszej gry. Mówiąc krótko, nie różni się to niczym od singla.
Dużo łatwiejsza gra rycerzem niż pozostałymi klasami dystansowymi. Niewygodne i nieintuicyjne celowanie. Graficznie na poziomie indie gierek z PS3. Przez moment zacząłem się nawet zastanawiać, dlaczego się robi takie gry, ale za dużo jest dobrych tytułów, żeby przeżywać takie głupoty. Kupcie sobie jakiś Bastion czy coś.
Ender of Fire nie jest warte ani grosza, bo sprawia wrażenie jakiejś wczesnej alphy. Nawet nie da się obsługiwać menu strzałkami. Wszystko wygląda tak, jakby ktoś to wydał na miesiąc przed zapowiadaną premierą. Nie sprawdzałbym tego z ciekawości nawet za 10 złotych. Kiedyś pewnie wpadnie w Plusie obok jakiegoś większego tytułu.
Recenzja jest równie słaba co gra.