Śmiało mogę stwierdzić, że era przygodówek point&click ma już swoje najlepsze lata za sobą. Dlatego też, tym ciekawsza wydała mi się akcja crowdfundingowa studia Double Fine, którą rozpoczęto w 2012 roku. Tim Schafer poprosił graczy o wsparcie w wysokości 400 tys. dolarów potrzebnych na stworzenie staroszkolnej przygodówki utrzymanej w dobrze znanej dla fanów rysowanej stylistyce. Gra została okraszona enigmatycznym tytułem Broken Age. Szybko okazało się, że na świecie jest wielu graczy wspominających z łezką w oku produkcje pokroju Neverhood czy Monkey Island i to właśnie oni postanowili dać szansę panu Timowi i jego studiu rzucając w ich stronę prawie 4 miliony dolarów, przekraczając w ten sposób dziesięciokrotnie pierwotnie zakładany cel.
Zebranie tak ogromnej kwoty poskutkowało zwiększeniem zasięgu produkcji na praktycznie większość obecnie używanych „inteligentnych” urządzeń elektronicznych. Ja miałem okazję zapoznać się z grą przy okazji premiery na konsole Sony, PlayStation 4 i PS Vita. Premiera ta została zsynchronizowana z premierą drugiego, długo wyczekiwanego przez graczy, aktu. Na komputerach osobistych pierwszy akt pojawił się 28 stycznia 2014 roku, więc dane im było czekać ponad rok na zwieńczenie nietuzinkowej historii.
Tyle słowem wstępu. Zacznijmy więc właściwą część mojego omówienia tegoż dzieła. Rozgrywkę zaczynamy od wyboru jednej z dwóch postaci: Velli lub Shaya. Na pierwszy rzut oka można stwierdzić, że oboje pochodzą z innych światów. Vella zostaje wytypowana jako ofiara dla wielkiego potwora, który może zniszczyć całą jej wioskę jeśli nie zostaną zaspokojone jego pragnienia. Shay natomiast żyje na statku kosmicznym, który wyruszył z misją, której celu nie jesteśmy w stanie bliżej sprecyzować. Scenerie obu części historii mocno kontrastują między sobą, jeśli chodzi o otoczenie. Wioska Velli przywodząca na myśl nadbrzeżne miejscowości śródziemnomorskie z końca XVII wieku jest przeciwnością supernowoczesnego (chodź poniekąd dziwacznego) statku kosmicznego Shaya. Trzeba przyznać, że już na samym początku historia zaskakuje. Pod niepozorną, przypominającą ilustrację do książek dla dzieci oprawą, kryje się bardzo dobre, niebanalne opowiadanie. Powinienem na tym zakończyć, aby nie zepsuć potencjalnym graczom przyjemności z samodzielnego odkrywania fabularnej części gry.
Rozgrywka nie wnosi nic nowego do gatunku. Aby ukończyć grę będziemy zmuszeni do korzystania z kursora i dwóch przycisków. Bardzo standardowe rozwiązanie jak na przygodówkę, prawda? Cała rozgrywka polega na rozwiązywaniu mniej lub bardziej logicznych zagadek. Do ich rozwiązania będziemy zmuszeni dobrze zapoznać się z dostępnymi lokacjami oraz przedmiotami. Na wstępie zagadki są proste i nie składają się z kilkunastu kroków. Z czasem sprawy zaczynają się komplikować i stają się coraz bardziej absurdalne. W pewnym momencie klikałem wszystkim we wszystko, ponieważ tak nielogiczne były interakcje. Oldschool pełną gębą. O ile pierwszy akt był zjadliwy, tak drugi w kwestii trudności osiąga swoje apogeum. Nie wiem czy właściwe jest używanie tutaj słowa trudność. Zagadki są po prostu, może nie nielogiczne, ale abstrakcyjne. Przytoczę tutaj jeden przykład, z którym męczyłem się dobrą godzinę! Jest to lekki spoiler, więc jeśli nie chcesz sobie „psuć” zabawy omiń ten akapit.
W jednej z lokacji trafiamy na węża zeskakującego na nas z drzewa i zaczynającego nas dusić. Zaraz obok została umieszczona tuba, w którą zadęcie odstraszało węża i uchodziliśmy z całej sytuacji, jak mi się wydawało, cało. Przechodząc do kolejnej lokacji nie miałem pojęcia jak uratować duszącego się ciałem obcym burmistrza. Po użyciu na nim całego ekwipunku i przejściu poprzednich lokacji spodziewałem się, że to ten wąż ma mi w jakiś sposób pomóc. To samo zrobiłem w jego przypadku – i co? Nic. Byłem w kropce. Czas mijał, a ja wciąż nie wiedziałem, co mam czynić. Ostatecznie rozwiązaniem okazało się pozwolenie wężowi na podduszenie przez ok. 2 minuty, aż ten opadnie z sił. Tak, bardzo logiczne, że ja na to od razu nie wpadłem. Zagadek o podobnym poziomie jest o wiele więcej. Niech o ich złożoności świadczy fakt, że grę da się ukończyć w poniżej godziny znając wszystkie zagadki. Mi przejście całej gry zajęło ponad 12 godzin.
Wybór jednej z dwóch części historii, którą chcemy aktualnie poznać nie ma wpływu na fabułę, ponieważ mamy możliwość przełączania się miedzy postaciami niemal w każdym momencie. Dodatkowo, aby pchnąć wątek do przodu trzeba ukończyć obie historie. Niestety mechanika przełączania się miedzy postaciami nie została w pełni wykorzystana i jej potencjał wykorzystano częściowo. Najistotniejsza w kwestii przełączania okazała się spostrzegawczość. Szczególną uwagę trzeba zwracać na symbole, które swoją drogą też napsuły mi sporo krwi. Jednocześnie za takie rzeczy ten gatunek się kocha. Niespodziewane rozwiązania banalnych z pozoru zagadek. Fragmenty z zapamiętywaniem wzorów i symboli przypomniały mi czasy dzieciństwa, kiedy to z notesikiem zapisywałem co ważniejsze schematy, które mogły przydać się w dalszej części gry. Poziom trudności zagadek między pierwszym, a drugim aktem jest bardzo nierówny. Akt drugi jest dwukrotnie dłuższy od pierwszego. Nie ma tutaj w żadnym stopniu mowy o proporcjonalnym podziale akcji.
Udźwiękowienie zostało zrealizowane po mistrzowsku. Zostało one przyjęte dobrze do tego stopnia, że ścieżka dźwiękowa doczeka się wydania nie tylko w wersji cyfrowej, ale klasycznej, na krążku CD. Miejscami to muzyka ratowała Broken Age przed zamknięciem z powodu frustracji. Gra aktorska ludzi odpowiedzialnych za dialogi jest znakomita, co w tym gatunku jest sprawą niebywale ważną, na którą w dużym stopniu zwraca się uwagę.
Grafika jest w pełni malowana. Nie ma tutaj mowy o jakichkolwiek modelach trójwymiarowych. Animacje postaci posiadają zadziwiająco dużo klatek, co w grach tego typu jest rzadkością. Na PlayStation 4 tytuł nie ma żadnych problemów z płynnością i pozwala w pełni cieszyć się rozgrywką i poznawaniem historii.
Po Broken Age nie spodziewałem się wiele i też wiele nie dostałem. Pomimo, że w produkcji zawarto ciekawą, niebanalną historię, to złożone, abstrakcyjne zagadki psuły mi jej poznawanie. Bez wątpliwości gra zostanie doceniona przez weteranów point-and-clicków, ale równocześnie zrozumiałem dlaczego gatunek obecnie jest niemalże martwy. Jeśli macie możliwość ogrania tego tytułu na urządzeniu z iOS lub Androidem to definitywnie warto dać mu szansę, zwłaszcza, że jest on tam dostępny za ułamek ceny wersji konsolowej.
Dodaj komentarz