Udaj się w niezapomnianą podróż w poszukiwaniu przyjaźni i prawdziwych uczuć, a przy okazji uratuj świat.
Tales of Hearts R jest odnowioną wersją wydanej w 2008 roku gry na konsolę Nintendo DS o niemalże identycznym tytule. Końcowa litera „R” została dodana specjalnie dla wydania Vitowego i oznacza „Re-imagination”, co można powiązać z bardziej odpowiadającym w przypadku tej produkcji słowem „remake”.
Animowane intro gry przedstawia nam trzy bardzo ważne postacie: Hisu, jego siostrę Kohaku oraz złą wiedźmę Incarose. Oprócz naszego głównego bohatera, to właśnie te postacie będą filarami podtrzymującymi fascynującą fabułę. Zaraz po wstępie poznajemy naszego protagonistę, Kora Meteor, w trakcie fundamentalnego dla dalszej historii wydarzenia – otrzymania od dziadka Somy. Soma jest bardzo szczególnym przedmiotem, który materializuje naszą Spirię w formę oręża. Zapytacie, czym jest ta Spiria. Najprościej mówiąc, jest to dusza – skumulowana energia stworzona z naszych uczuć i charakteru. W związku z tym, posiadamy również unikalną umiejętność wnikania do Spirii osób trzecich, poznając ich wewnętrzne rozterki uczuciowo-moralne. To właśnie ta mechanika popycha naszą opowieść do przodu, fundując unikalne zwroty akcji.
Elementem mocno wyróżniającym grę studia Bandai Namco na tle pozostałych japońskich RPG jest system walki, kryjący się pod tajemniczym skrótem ARC-LMBS (Aerial Chase Linear Motion Battle System). W praktyce oznacza to, że nie jesteśmy ograniczeni do typowo turowej rozgrywki z jakiej słyną japońskie produkcje. Walki toczone są w czasie rzeczywistym, a ataki wyprowadzamy przez łączenie zwykłych ciosów z Artami (umiejętnościami), które zużywają surowce jakimi są punkty TP i TC. Całkiem nową mechaniką, która została zaimplementowana jedynie do wersji dla konsoli PS Vita jest Chase Link pozwalający na czasowe unieruchomienie przeciwnika, a następnie wykonanie na nim śmiertelnej kombinacji ataków. System walki były dla mnie najpozytywniejszym zaskoczeniem, gdyż jest to miła odskocznia od typowo jRPG’owych mechanik. Dzięki temu gra przez cały czas jest dynamiczna i nie pozwala graczowi się nudzić.
Potyczki toczymy w cztero-osobowej drużynie. To kto wejdzie, w dalszym etapie gry zależy jedynie od nas. Najważniejsze jest, aby w odpowiedni sposób rozdzielić zadania między postaciami, tak aby jedna skupiała się na leczeniu, druga na przeszkadzaniu przeciwnikom w rzucaniu zaklęć, a trzecia np. na zadawaniu jak największej ilości obrażeń. Już na samym początku powinniśmy się zdecydować, która postać ma pełnić jaką rolę, a następnie, konsekwentnie ją w tym kierunku rozwijać. Standardowo, nasi sojusznicy są kontrolowani przez sztuczną inteligencję, lecz w każdym momencie możemy wydawać im własne polecenia. Co więcej, będziemy do tego wielokrotnie zmuszeni. Przez zakupienie odpowiednich zwojów możemy bardzo szczegółowo określić zadania sojuszników. Jeden z nich pozwala na wymuszenie leczenia sojuszników gdy ich poziom zdrowa spadnie poniżej danej wcześniej wartości procentowej. Takie rozwiązanie tworzy wielkie pole do popisu dla graczy podchodzących do produkcji taktycznie.
System rozwoju postaci opiera się na rozdawaniu punktów Soma Build w jedną z pięciu gałęzi somatycznego pięciokąta. W parze z rozwojem statystyk, otrzymujemy ulepszone wersje naszych broni. Rozważne i równomierne dodawanie punktów będzie w dużej mierze uzależniało nasz sukces lub porażkę. Gra nie wybacza błędów. Źle przydzielonych punktów nie da się cofnąć, a jedyne co możemy zrobić to wczytać zapis przed wykonaniem ostatniej zmiany.
W moim przypadku skutkiem nierozważnie rozdanych punktów okazał się kilkugodzinny grind w celu nadgonienia niepotrzebnie wymaksowanych statystyk na etapie, w którym nie mogłem sprostać zadaniu pokonania bossa, tylko dlatego, że ostatni zapis wykonałem stosunkowo dawno. Powinniście wykonywać zapisy za każdym krokiem, kiedykolwiek to będzie możliwe. Walki z bossami do łatwych nie należą. Zwłaszcza, gdy niewłaściwie rozwijamy naszą drużynę i przydzielamy im złe role. I chociaż bossowie są trudni, to walki między nimi niewiele się różnią. Każdy z nich posiada ogromną liczbę punktów życiu i potężne ataki. Sposoby na ich pokonanie praktycznie za każdym razem są takie same. Różni się jedynie liczba naszych zgonów i użytych mikstur.
Przeciwników napotykamy podróżując od miasta do miasta, praktycznie wszędzie. Częstotliwość pojawiania się potyczek możemy zmniejszyć lub zwiększyć stosując specjalne mikstury. Pozwala to na częściowe dostosowanie potrzebnego poziomu postaci do pokonania bossa.
Świat gry jest niesamowicie biedny, a krajobrazy błagają o pomstę do nieba. Za taki a nie inny stan rzeczy w dużej mierze jest odpowiedzialna macierzysta konsola (NDS), która nie była w stanie wygenerować piękniejszego i bogatszego obszaru. Jedynym graficznym postępem jest lekkie podbicie rozdzielczości tekstur i modeli postaci. Na szczęście fabuła wynagradza niedogodności graficzne aż w nadmiarze.
Kreatorzy postaci zasługują na owacje na stojąco. Dawno nie spotkałem ekipy bohaterów tak różniących się między sobą, a jednocześnie tworzących tak zgraną paczkę. Dialogi prowadzone między postaciami zapewnią wam bardzo dobre samopoczucie. Właściwie humor zawarty w grze to jedna z najmocniejszych, ale jednocześnie najsłabszych stron produkcji biorąc pod uwagę nie anglojęzycznego odbiorcę. Do wychwycenia większości żartów jak i treści fabularnej, jest wymagana zaawansowana znajomość języka angielskiego. Wydawcy w tym przypadku, jak i w większości importowanych z Japonii gier, nie pokusili się o polską lokalizację. Otrzymujemy jedynie angielskie napisy tłumaczące oryginalne, japońskie kwestie dialogowe. Tak więc, czuj się ostrzeżony!
Wraz z postępami w fabule, między naszymi bohaterami zawiązują się i wzmacniają więzi. Doprowadzone na odpowiedni poziom pozwolą nam na wykonanie od czasu do czasu, łączonych ataków w trybie Chase Link. Niestety nie są one na tyle potężne na ile mogłoby się wydawać. Jest to jedynie przyjemny dodatek, pozwalający nam w pewnej mierze dostrzec relacje między postaciami.
W Tales of Hearts możemy pobawić się w kucharza. Każda z miejscowości posiada sklep oferujący przepisy kulinarne, po wykupieniu których możemy przyrządzać różnorodne, typowo japońskie dania. Niestety nie da się od razu upichcić wszystkiego. Aby przygotowywać coraz to lepsze dania będziemy zmuszeni do wbicia odpowiedniego poziomu naszej umiejętności gotowania. Każde z dań daje nam na określony czas jakiś bonus lub np. jednorazowo odnawia punkty życia. Gotować możemy raz, po każdej z walk lub po wyspaniu się w zajeździe. Mechanika ciekawa, chodź na dłuższą metę mało przydatna. Głównie dlatego, że przepisy, które nabywamy mają ogromny rozrzut poziomowy, a naprawdę przydatne potrawy możemy przyrządzić na ok. 60 poziomie, co wymaga niemało czasu.
Muzyka to kolejny, mocny atut gry. Utwory są idealnie wpasowane w zaistniałą sytuację i pogłębiają immersję. Przez większość czasu będziemy raczeni pozytywnymi, nastrającymi do poznawania dalszej fabuły motywami.
W moich oczach jest to najlepsza produkcja, zaraz obok Freedom Wars, jaka ukazała się na PS Vita w tym roku. Niesamowita, wciągająca fabuła, oryginalny system walki, zabawni bohaterowie, rozbudowany system rozwoju postaci – czego chcieć więcej w jRPG? Pozycja obowiązkowa dla fanów serii Tales of i nie tylko.
Dziękujemy firmie Cenega za dostarczenie kopi recenzenckiej
Świetna recenzja dla świetnej gry 😉