W minionym miesiącu Control dostało nowe DLC – tym razem dotykające Alana Wake’a i jego historii. Sprawdźmy, czy warto się nim zainteresować.
Nie ukrywam, że od wielu lat jestem fanem produkcji wychodzących spod klawiatur Remedy Entertianment. Mój pierwszy kontakt z twórczością Finów miał miejsce przy okazji premiery Max Payne. Gra momentalnie zdobyła moje serce i kiedy w nią zagrałem, marzyłem o kontynuacji. Dwójka okazała się być jeszcze lepsza i po raz pierwszy można było w niej było usłyszeć nagranie zespołu Poets of the Fall. Śledziłem następne dokonania Remedy Entertainment i z niemałą przyjemnością wspominam swoje przechodzenie Alana Wake’a (w którym ponownie można było usłyszeć wspomniany zespół – tym razem występujący jako Old Gods of Asgard). Sprawdziłem również Alan Wake’s American Nightmare oraz Quantum Break i po tych produkcjach nie mogłem się doczekać na kolejne dziecko Finów – Control. Gra kontynuowała dobrą passę studia i zdobyła w mojej recenzji ocenę wynoszącą aż 9/10. Tekst możecie przeczytać po udaniu się na poniższą stronę.
Pierwsze fabularne DLC do Control okazało się być bardzo dobrym rozwinięciem mechanik i atmosfery występujących w podstawowej wersji gry. W Fundamencie nie brakowało nowych umiejętności i postaci, które znacząco potrafiły wpłynąć na obierane podejście w walkach, ale mimo tego dodatek nie był tak dobry jak główna część tytułu. Po ogłoszeniu planów na zawarcie w następnym rozszerzeniu Alana Wake’a bardzo się ucieszyłem. Alan Wake to jedna z moich ulubionych gier, a więc z ogromną nadzieją, ale też obawą czekałem, aby dowiedzieć się, jak Remedy Entertainment udało się wpleść pisarza w wydarzenia dziejące się w Najstarszej Siedzibie. Cóż… nie jest niestety najlepiej.
Control: WAŚ rozwija nieco wiedzę o Bright Falls i Cauldron Lake. Odnajdywane notki pozwalają nam dowiedzieć się więcej o Mroku, który wpłynął na życia rodziny Wake’ów i doprowadził do wytworzenia się złego alter-ego Alana – Mr. Scratcha. Z tą właśnie postacią wiąże się jedno z moich zastrzeżeń co do recenzowanego dodatku. Nie znajdziemy tu niczego, co pogłębiłoby naszą znajomość osobowości i zachowania tego bohatera. To wielka szkoda i ogromnie niewykorzystany potencjał – kto zna Mr. Scratcha, ten wie, że to osobnik, który nie cofnie się przed niczym na drodze do swojego celu. Należy jednocześnie oddać, że w WAŚ znajdziemy też wzmianki o innych znanych Alanowi postaciach – na czele oczywiście z jego żoną. Oprócz niej spotkamy też pewnego znajomego, ale w innej formie niż się spodziewamy. Jednak największą wadą tego DLC jest nieumiejętne prowadzenie fabuły. Bardzo szybko historia przestała mnie interesować i grałem tylko po to, aby dojść do końca i poznać – w żadnym stopniu odkrywcze i zaskakujące – zakończenie. Losy Alana Wake’a mogłyby być szeroko rozpisane, a i tak byłoby jeszcze co przedstawić w pełnoprawnej kontynuacji. Szkoda, że nie pokuszono się o więcej inwencji twórczej. Na pewno plusem jest klimat. WAŚ bliżej do horroru, jakim było Alan Wake niż do pełnoprawnej gry akcji. Scenki filmowe przedstawiające Alana tworzącego nowe fragmenty, której jesteśmy główną bohaterkę, i zbliżenia na maszynę do pisania są bardzo dobrze wykonane i do tego elementu nie mam zastrzeżeń. Fragmenty te są wierne duchowi oryginału i to jest ich największa zaleta. Szkoda jednocześnie, ze nie usłyszymy nowego nagrania Old Gods of Asgard. Hit na miarę Children of the Elder God z “jedynki”, czy Balance Slays the Demon z samodzielnego rozszerzenia byłby bardzo mile przeze mnie widziany.
Nieco pozytywnie zaskoczyła mnie rozgrywka. Oczywiście sam jej trzon pozostaje taki sam i bez najmniejszego problemu można się zorientować, że gramy w Control. Nadal wcielamy się w Jesse Faden, panią dyrektor Federalnego Biura Kontroli, jako która walczymy z przeciwnikami opanowanymi przez Syk i odkrywamy tajemnice Najstarszej Siedziby. Studio Remedy dodało jednak coś, dzięki czemu wiemy, że WAŚ jest poświęcone Alanowi Wake’owi. Budynek, na którego terenie działamy został zaatakowany przez Mrok. Jak zapewne pamiętacie z podstawowej wersji gry, Jesse nie posiada na swoim podorędziu latarki – notabene, podstawowego narzędzia Alana. DLC dodało jednak lampy przenośne w wielu miejscach Najstarszej Siedziby. Podnosimy je więc za pomocą telekinezy i kierujemy w atakujący placówkę Mrok, aby się go pozbyć, a tym samym często otworzyć przejścia w nowe miejsca. Przyznaję, że aż się zaśmiałem, kiedy mogłem zlikwidować Mrok w ten klasyczny sposób. Przypomniały mi się bardzo przyjemne chwile spędzone w grze Alan Wake i sprawiły, że wróciła mi tęsknota za kolejnymi przygodami pisarza. Mam nadzieję, że za pomocą dodatku Remedy chce przypomnieć o swoim bohaterze i przygotować grunt pod Alan Wake 2. Ale do rzeczy, wróćmy do Control!
Gdy już opadł zachwyt związany z tym podejściem do rozgrywki okazało się niestety, że niewiele więcej zobaczę przez pozostałe 3 godziny, które są potrzebne do ukończenia WAŚ. Nie miałem wygórowanych oczekiwań – liczyłem na wciągającą historię (tego marzenia nie udało się spełnić) oraz nowych przeciwników – opanowanych przez Syk i Mrok, wymagających skierowania na nich najpierw światła, a następnie załatwienia w standardowy sposób. Niestety, nie znajdziecie tu takich oponentów. Nie dodano żadnego nowego typu wroga. To ogromna wada tytułu i skandalicznie niewykorzystany potencjał. Muszę oddać jednocześnie twórcom, że fakt faktem wstawili do swojej gry niewystępującego wcześniej przeciwnika – wielkiego bossa, którego możemy atakować jedynie po całkowitym rozświetleniu pomieszczenia – ale to za mało. Musimy wygnać go z pokojów nowego Sektora Śledczego trzy razy, po czym możemy z nim walczyć, aby ukończyć dodatek. Bardzo zawiodłem się na takim rozwiązaniu. Rozgrywka w WAŚ nie wybija się niczym wielkim i pierwsze pozytywne wrażenie szybko ginie, ustępując miejsca zmęczeniu. Jest ono spowodowane wykonywaniem w kółko tych samych czynności, przez co miałem wrażenie, że Alan Wake był dodany na siłę do Control. O ile w podstawowej wersji tytułu nawiązania do Bright Falls i pisarza były naturalne i stanowiły miły akcent, o tyle w poświęconym mu dodatku paradoksalnie wydają się być zbyt eksponowane, a jednocześnie niewystarczająco wykorzystane. Sytuacji nie ratuje nawet nowa postać serwobroni i możliwość wystrzeliwania w przeciwników kilku podniesionych elementów naraz. Rozgrywka w WAŚ jest zwyczajnie wtórna i mało odkrywcza. Co gorsza, nie korzysta właściwie ze źródłowego materiału.
WAŚ nie jest niestety udanym dodatkiem. To wyraźny skok na sentyment graczy, którzy zakochali się w wydanej ponad dekadę temu gry. W DLC znajdziemy nowe elementy – postać serwobroni, umiejętność Jesse, spowite Mrokiem automaty do gry i zręcznościowe sekwencje – ale nie są to zmiany na tyle istotne, abym mógł polecić komukolwiek, oprócz najbardziej zagorzałych fanów Control, zagrania w to DLC. Zwykli fani podstawowej gry zanudzą się, a miłośnicy Alana Wake’a poczują niedosyt. Mogło być bardzo dobrze, a jest przeciętnie. Niestety, Remedy, tym razem, o dziwo, nie wyszło Wam.
















Dołącz do dyskusji
Zaloguj się lub załóż konto, by skomentować ten wpis.
Świetny dodatek, lepszy od postawy IMO, jeśli ktoś jest fanem Alana Wake’a 2.