Jak wskazuje sam tytuł, Pine: A Story of Loss to historia o utracie. Czy warto ją poznać? Dowiecie się po przeczytaniu tej recenzji.
Choć gry często służą rozrywce, tak jednak znajdziemy wśród nich wiele tytułów, które z zabawą mają niewiele wspólnego. Duża część produkcji wpadających w nurt tzw. gier poważnych często porusza trudną tematykę. Mogą one odnosić się do kwestii związanych z przeżywaniem traumy, radzeniem sobie z ciężką chorobą lub właśnie pewnego rodzaju utratą. Pine: A Story of Loss również możemy zaliczyć do kategorii serious games, których nadrzędnym celem jest skłanianie odbiorcy do refleksji.
Historia o samotności
Twórcy z Made Up Games przedstawiają przed nami historię samotnego wdowca. Mieszka on pośrodku wielkiego lasu, w drewnianym domu z dachem ze słomy. Gracz towarzyszy mu w jego codziennych obowiązkach obejmujących pielęgnację grządek warzywnych, podlewanie roślin i ścinanie słomy. Robi to wszystko po to, by zapewnić sobie pożywienie i opał na zimę, którą będzie musiał przetrwać. Czasem jednak podczas wykonywania tych prostych i żmudnych czynności, powracają do niego wspomnienia o zmarłej żonie. W takich chwilach widzimy mężczyznę coraz bardziej pogrążającego się w melancholii i żałobie. Z jednej strony pamięć o ukochanej przywołuje na myśl cudowne momenty z życia, ale z drugiej pozostawia wewnętrzną pustkę. Wdowiec musi codziennie znosić ból związany z samotnością, utratą żony i z pozbawionym sensu życiem.
Pokaż, nie mów
Pine: A Story of Loss jest dość nietypową grą. A nawet nie do końca jest grą – raczej należałoby określić ją mianem interaktywnej historii. I to niezbyt długiej, bo jej ukończenie nie powinno zająć więcej niż dwie godziny. Twórcy wykorzystują tutaj ciekawe rozwiązanie narracyjne w myśl ,,pokaż, nie mów” (ang. show, don’t tell). Nie znajdziemy tu zatem żadnych dialogów ani komentarzy narratora – historię poznajemy dzięki dokładnej obserwacji tego, co się dzieje na ekranie. Warstwa audiowizualna podpowiada nam, w jaki sposób możemy odczytywać emocje bohatera, który tak naprawdę nie wypowiada ani jednego słowa w ciągu całej rozgrywki. Dźwięki obecne w grze współgrają z przedstawionym obrazem i płynącymi z niego emocjami, tworząc tym samym przejmujące doświadczenie.
Celowa nuda
Jak wyżej wspomniałam, Pine jest nietypową grą, również w kontekście rozgrywki. Nasze działania w świecie gry polegają przede wszystkim na pomocy w wykonywaniu codziennych obowiązków przez drwala. Sterowanie nie wymaga od nas niczego skomplikowanego – cięcie drewna ograniczenia się do naciśnięcia jednego przycisku lub poruszenia gałką w danym kierunku. Tego typu czynności robimy bardzo często, w zasadzie każdy dzień mężczyzny sprowadza się do tego samego: podlania grządek, ścinania drewna czy przygotowania obiadu. Brzmi to wszystko nudno i… w zasadzie takie jest. Protagonista jest osobą pogrążoną w głębokim smutku, każdy jego dzień wygląda tak samo beznamiętnie. Twórcy w ten sposób spróbowali wzbudzić podobne emocje w odbiorcach, co z pewnością nie zachęci każdego. Jest to ciekawy zabieg, chociaż sprawia, że gra wówczas staje się pozbawiona elementu rozrywkowego. Co prawda, mamy tutaj kilka bardziej angażujących przerywników, np. w postaci muzycznej zagadki lub puzzli, jednak większa część gry opiera się na powtarzalności.
Trochę zbyt wolno…?
Tytuł ten można by określić nie tylko jako poważną grę, ale również coś wpisującego się w nurt slow gaming (powolne granie). Podobnie jak slow cinema, w takich produkcjach kładzie się nacisk na spokojne doświadczenie emocjonalne, eksplorację historii i jej kontemplację. Nie chodzi tutaj natomiast o widowiskowość, dynamikę czy niesamowicie angażujące interakcje. Slow gaming stoi w opozycji do wielu mainstreamowych gier i może być sposobem na relaksację lub oderwanie się od codzienności. Takim doświadczeniem było dla mnie właśnie Pine – chwilą na refleksję i odpoczynkiem od gier głównego nurtu. Przypuszczam jednak, że nie do każdego przemówi przedstawiona historia – jej odbiór będzie zależeć w dużej mierze od emocjonalnego połączenia z bohaterem. Mimo że nuda jest celowym zabiegiem, to nie zmienia faktu, że nadal jest po prostu nudą, a ,,poważność” gry nie jest walorem samym w sobie.
Oprócz nudy zdarzyły się też momenty frustracji – szczególnie wtedy, gdy gra kazała mi powtórzyć te samą czynność kilka razy z rzędu. Lub wtedy, gdy od kontrolera było wygodniejsze sterowanie dotykowe przy przesuwaniu elementów na ekranie. Takie sytuacje wyrywały mnie z doświadczenia gry i budziły raczej negatywne emocje. Chyba, że to też było celowe?… Choć raczej wątpię.
Podsumowanie
Myślę, że Pine: A Story of Loss jest ciekawą produkcją, której warto dać szansę. Jej odbiór będzie na pewno bardzo subiektywny ze względu na poruszaną tematykę. Każdy z nas w inny sposób przeżywał, przeżywa lub będzie przeżywać jakąś żałobę. Historia samotnego drwala może oswoić nas z myślami o śmierci bliskiej osoby i stanowić realne wsparcie w doświadczeniu takiej rozpaczy. Największa zaleta tej gry, czyli specyficznie poprowadzona narracja, może być jednocześnie jej największą wadą – nie znajdziemy tutaj rozrywki ani przyjemnego gameplay’a. Jedynie smutek, monotonię i melancholię. Ale taka właśnie jest żałoba, prawda?
Grę do recenzji dostarczyło Fellow Traveller Games.
Dodaj komentarz