Genesis Noir to ufundowana na Kickstarterze gra, która niedawno zasiliła katalog Xbox Game Pass. Po obejrzeniu zwiastuna, wiedziałam, że muszę w nią zagrać. Sprawdźcie więc naszą recenzję!
Co do zaoferowania ma nam beznadziejnie zakochany alkoholik mieszkający za zegarem? Najwyraźniej wiele. Genesis Noir to szalona i nietypowa przygoda. Ale od początku! Zerknijcie na zwiastun i lecimy z recenzją!
Fabuła
Na początku był chaos…
I w sumie to prawda. Choć w tym przypadku na samym początku mamy gościa sprzedającego zegarki zawieszone na połach jego płaszcza. Mamy nocny klub i dudniący w tle jazz. Mamy też (chyba) tutorial, czyli pierwszy poziom, który uczy nas klikania po elementach i poruszania się.
Cała rozgrywka to trzy kolory, czarny, biały i złoty. Minimalistyczny styl, grube kreski, twarze bez szczegółów i ludzie o nieproporcjonalnych ciałach to kwintesencja Genesis Noir. Gdy docieramy do mieszkania Miss Mass, kobiety, w której nasz bohater jest zakochany, jesteśmy świadkami okropnej sceny — ktoś strzela, a kula leci w kierunku ukochanej. Czas się zatrzymuje, a my zaczynamy eksplorować czas i przestrzeń w poszukiwaniu odpowiedzi na egzystencjonalne pytania.
Rozgrywka
Wcielając się w postać No Mana eksplorujemy świat od powstania atomu, Wielkiego Wybuchu i stworzenia wszechświata. Wszystko to operując analogami i zaledwie kilkoma przyciskami na kontrolerze. Większość akcji będziemy robić intuicyjnie i na wyczucie.

Przed nami kilka rozdziałów, opowiadających o różnych etapach wszechświata, a później Ziemi. Czekać na nas będzie mnóstwo różnych mechanizmów, dobrego jazzu w tle i łamigłówek. Będzie też sporo chodzenia, latania i klikania. To przygodowa klikanka, która mocno odstaje od wszystkiego, co powstało w tym gatunku.
Sterowanie
W grze zaledwie w najprostszych momentach zobaczymy pomoc ze sterowaniem. Nie zobaczymy podpowiedzi co mamy zrobić, a wszystkie wykonywane przez nas interakcje ze światem będą robione „na czuja”. Coś jak w What Remains of Edith Finch, gdzie łamigłówki zmieniały sterowanie i mechanizmy.
Czasem trzeba będzie kręcić analogiem w oszalałym tempie, innym razem robić „pociągnij i upuść” na elementach. Innym razem będziemy musieli odpowiednio obrócić kamerą, rozpędzić się, coś znaleźć, coś kliknąć, przełączyć czy otworzyć. Pukając do drzwi musimy podnosić kołatkę, a otwierając je faktycznie naciskamy na klamkę. Interakcje z otoczeniem są naturalne, choć czasem potrzeba chwili, by domyślić się, co trzeba zrobić.
W grze nie ma systemu podpowiedzi, ale błądząc po mapie w końcu można dojść do tego, co trzeba zrobić. Jeśli utkniecie jednak na za długo, dla pewności zrestartujcie grę. Dwa razy zdarzyło mi się, że coś się faktycznie zawiesiło. Czasem pomaga też otworzenie menu.
Miejcie jednak na uwadze, że automatyczne stany zapisu robią się rzadk, zazwyczaj gdy zmieniacie otoczenie.
Oprawa audiowizualna
Jak już wspominałam, Genesis Noir to historia wypełniona Jazzem. Miss Mass śpiewa, Golden Boy gra na saksofonie. Ten saksofon towarzyszyć nam będzie praktycznie przez całą grę, choć znajdą się też elementy z kontrabasem czy kompletniejszą muzyką. Mamy dźwięki otoczenia, melodyjne plumkania i dopiero w drugiej części gry jakieś głosy i bardziej „funkowe” brzmienia.

Podobnie będzie z grafiką. Przez znaczną część gry mamy trzy kolory: czarny, biały i złoty, gdzie to czarny dominuje. Styl jest czysty, pełen wektorowych linii. Jest na swój sposób uroczy, bardzo prosty i schludny. Trzy kolory w zupełności wystarczą, by pokazać ten świat.
Podczas scen zmieniają się proporcje wyświetlanego obrazu, dodając trochę więcej artyzmu.
Ogólnie
Z pierwszych rzeczy, które mi się nasuwają, jest myśl, że to dość długa gra. Na kilkanaście godzin. Gdy pomyślimy, że zbliżamy się do końca, gra nam krzyczy HA-HA i każe dalej latać kursorem po ekranie. Dla mnie to były 3-4 intensywne wieczory, bo to gra idealna właśnie na wieczór i noc, gdy świat jest cichy, a za oknem ciemno.
Mam wrażenie, że nie zrozumiałam tej gry, w sensie, wszystkiego z niej. Wydaje mi się, że można ją przejść kilka razy i za każdym razem wyłapie się coś innego. Wciąż się zastanawiam, czy te małe złote kropeczki to boskie cząsteczki?
To taka gra, która zostaje w głowie. Jest ciekawa i „dziwna”. Szalona i nietuzinkowa. I najważniejsze. Jest w Game Passie, więc jeśli macie konsolę z rodziny Xbox, możecie zagrać w nią już za chwilę.
Genesis Noir dostępne jest od 12 marca na Xbox One, Xbox Series, Nintendo Switch oraz PC. Za wydanie gry odpowiada Fellow Traveller.
Dodaj komentarz