Oldskulowe Sea of Stars jeszcze przed wydaniem robiło nie mały zamęt wśród fanów jRPG. Gra, twórców The Messenger, która w założeniu miała być ukłonem w stronę najbardziej uznanych tytułów gatunku. Gra, która powstała dzięki udanej zbiórce w kampanii crowdfundingowej. Wreszcie gra, która po premierze zbiera często maksymalne oceny. Czy mamy do czynienia z kolejnym „przehajpowanym” tytułem? Postawmy żagle i wyruszmy przez Morze Gwiazd by odpowiedzieć sobie na to pytanie.
Świat Sea of Stars
Fabuła jak to często w obrębach gatunku działa początkowo wydaje się bardzo sztampowa. Tak zwany „Archiwista” wprowadza nas w główne założenia świata i snuje swoją opowieść o dzieciach przesilenia. Choć równie dobrze można by ich nazwać dziećmi przeznaczenia, bo tylko nasza para protagonistów dysponuje mocami mogącymi pokonać pradawne zło. Jednak gdzieś z tyłu głowy nie można pozbyć się tego specyficznego dreszczu. Tego przeczucia, że jest to tylko cisza przed burzą i czeka nas emocjonalny rollercoaster.
W istocie. Po niefortunnym wypadku, który spotyka przyjaciela bohaterów ci skierowani zostają na szkolenie. Po dziesięciu latach nauki walki i magii, która jest zarazem świetnym prologiem i służy jako samouczek, w końcu mogą wyruszyć na prawdziwą misję. Choć tu jak to zwykle bywa szybko okazuje się, że tak jest trudniejsza niż zakładano.
Niestety moje krążenie jest całkiem uzasadnione, gdyś uważam za totalny brak taktu zdradzenie wam czegokolwiek z fabuły gry. Nawet nowe postacie w Sea of Stars, które dołączają do drużyny są na tyle specyficzne i często towarzyszą im mocne zwroty fabularne, że nie sposób przy recenzji o nich opowiedzieć. Zwyczajnie popsułoby wam to całą radochę z grania. A uwierzcie mi na słowo. Jest co przeżywać i poznawać. Tytuł bez wątpienia wpasowuje się historią w najbardziej znane i docenione klasyki gatunku. Możecie więc oczekiwać, że fabuła wielokrotnie dokona mocnego zrywu i mocno skręci gdy będziecie się tego najmniej spodziewać.
Jak bardzo twórcy wzięli sobie do serca klasykę widać nie tylko w sposobie prowadzenia opowieści. A nawet w samej podróży, która składa się w zasadzie z dwóch elementów. Pierwszym jest klasyczne przemierzanie lokacji – często podziemi, które niejednokrotnie same w sobie stanowią logiczną lub środowiskową łamigłówkę. Drugim jest poruszanie się po mapie, zarówno lądem, morzem i… to pozostawię wam do odkrycia. Mapa świata naszpikowana jest wyspami, z te z kolei zawierają w sobie wiele sekretów i lokacji do zbadania. Do wielu takich miejsc trzeba powrócić z czasem, gdy już uzyskamy odpowiednie zdolności. Ale backtracking nie jest jakoś specjalnie w grze odczuwalny. Wręcz przeciwnie. Jeśli jesteście weteranami gatunku z przyjemnością zanurzycie się w poszukiwanie skrzynek, ukrytych przejść i sekretów.
Dodatkiem urozmaicającym grę jest możliwość zakładania w niemal każdym miejscu na mapie obozowiska. To właśnie w tym miejscu przygotujecie się przed kolejną podróżą. Porozmawiacie z postaciami z drużyny, których jest łącznie sześć i każda posiada rozbudowany wątek fabularny. Ugotujecie posiłek, wysłuchacie nowych opowieści Teaks – wędrownej historyczki. Czy po prostu odpoczniecie by przywrócić zdrowie i manę. Obóz daje także poczucie spokoju. Biorąc pod uwagę, że często możemy go rozbić przed walką z bossem, także chwilowe wyciszenie przed trudniejszą konfrontacją. Zdecydowanie jest to miło spędzony czas.
Walka w Sea of Stars
Nawiązując do bossów i ogólnie starć. Są one jednym z kluczowych elementów gry, zatem nic dziwnego, że zostały potraktowane z taką dbałością. Walki toczą się w turach, jednak sami możemy zdecydować, która z naszych postaci zaatakuje jako pierwsza. Ma to kluczowe znaczenie w momencie gdy przeciwnik nakłada na siebie „osłony”, które można zbić jedynie specyficznym typem obrażeń. Jest to o tyle istotne, że najczęściej wróg w tym czasie skupia się by wykonać potężny atak. Dzięki trafieniu w jego słabości pozbawiamy go tej możliwości.
Jednak to nie koniec. Walki ogólnie pomimo turowości mają w sobie wiele zręcznościowych elementów. Przyciśnięcie przycisku w odpowiednim momencie wzmacnia podstawowy atak lub blokuje nadchodzący. Każde zaklęcie ma inne wytyczne. Jedno wymaga przytrzymania przycisku w celu zwiększenia siły. Inne natomiast kilkukrotnego wciśnięcia w odpowiednim czasie. Wszystko to sprawia, że starcia są żywiołowe i ciekawsze. Nawet małe potyczki nie nużą.
Dość szybko postacie uczą się także gromadzenia energii, która po zadaniu zwykłego ataku wypada z wroga w postaci święcących kulek. To kolejny, bardzo ważny element taktyczny starć. Bowiem nie musimy wykorzystywać ich od razu. Wyłącznie od nas zależy, czy zgromadzoną energią wzmocnimy atak, zaklęcie uzdrawiające czy potężne combo czyniąc je jeszcze mocniejszym. Warto zastanawiać się nad zużyciem tej bonusowej puli w odpowiednim momencie. Dobre jej wykorzystanie potrafi przesądzić o wyniku walki.
Wspomniane combo są także istotne i pozwalają parze postaci wykonać znacznie mocniejszy atak. Jednak ten zużywa pasek, który narasta w czasie zadawania i blokowania ciosów. Zatem nie możemy dowolnie szastać takimi kombinacjami. Czasem warto przeczekać by w odpowiednim momencie uzdrowić całą drużynę. Innym razem warto pozbawić bossa pomocników lub zadać mu w ten sposób decydujący cios. Co ciekawe, pomocna okazuje się tutaj sama animacja wielkich przeciwników gdyż wyraźnie widać ich zmęczenie – krytyczny poziom życia.
Warto brać także pod uwagę, że manę odzyskujemy w czasie standardowych ataków. Więc nawet tutaj musimy wykazać się nieco taktycznym podejściem i dobrze wykorzystywać magię. Biorąc pod uwagę liczne amulety, bronie i zdobywane fabularnie zaklęcia gra oferuje jedną z najlepszych mechanik turowych starć od lat.
Wykonanie techniczne Sea of Stars
Korciło mnie by o grafice napisać już na samym początku. Jakby nie patrzeć często jest to pierwszy element, na który zwracamy uwagę po uruchomieniu gry. Pozostawiłem sobie ku temu jednak specjalne miejsce bo… Na bogów, jak ta gra wygląda! Graficznie Sea of Stars jest prawdziwą perełką i zachwyca dosłownie w każdym, ale to KAŻDYM momencie. Nawet mapa świata to prawdziwy majstersztyk. Lokacje są pięknie animowane, posiadają niesamowite szczegóły, a odpowiednio dobrana kolorystyka danego miejsca nasila tylko poczucie immersji ze światem.
Mapka mapką, ale przy większej skali, w czasie podróżowania przez liczne podziemia czy miasta jest jeszcze piękniej. Postacie poruszają się płynnie i przy każdym, nawet najmniejszym ruchu zachwycają dokładnością animacji. Czy to wspinaczka, czy chodzenie po linie. Nawet zwykły bieg i stanie w miejscu (!) zostało przez grafików dopieszczone pod każdym względem. Nie sposób przystawać na moment by po prostu cieszyć oczy. O poszczególnych animacjach mógłbym dosłownie pisać godzinami. Niestety niektóre z nich dotyczą późniejszych postaci i z racji tego wolę byście sami nacieszyli oczy. Dawno, ale to dawno nie widziałem tak dopieszczonego pixel artu.
Grafika grafią, ale w grze nie poczulibyśmy klimatu dawnych lat gdyby nie ścieżka dźwiękowa. Niech za jej jakość świadczy fakt, że od chwili gdy po raz pierwszy odpaliłem tytuł utwory nie opuszczają moich playlist. Słucham ich w zasadzie każdego dnia. Za całość odpowiada Eric W. Brown, jednak gościnnie towarzyszy mu sam Yasunori Mitsuda. Tego pana fani jRPG doskonale kojarzyć mogą z Chrono Triggera czy Xenogears i powiem wam szczerze. To się po prostu czuje. Ta nutka starych tytułów jest tu wręcz namacalna. Jako przykład niech posłuży wam chociażby utwór „Encounter!”, który przygrywa w kluczowych walkach. Powrót do przeszłości gwarantowany!
Co jednak najważniejsze. Przez łączne, ponad 80 godzin zabawy – gdyż ogrywałem grę zarówno na PlayStation 5 jak i czwórce. Nie uświadczyłem żadnych problemów technicznych. Jedynie raz, powtórzę RAZ wywaliło mnie z tytułu, więc musiałem wczytać zapis. Czasem cienie postaci przy wczytywaniu lokacji potrafią też śmiesznie przyśpieszyć lub na moment się zatrzymać. Ale przecież jest to totalna bzdurka, na którą większość graczy nawet nie zwróci uwagi. Prawda jest taka, że Sea of Stars to świetnie zoptymalizowany tytuł, który działa płynnie i bezproblemowo. Bo wątpię bym miał po prostu takie szczęście. Niewątpliwie dobrą wiadomością jest też, że działa tak samo dobrze na poprzedniej generacji. Przecież wielu graczy nadal dobrze bawi się na PlayStation 4. Zatem nie musicie tak naprawdę zastanawiać się nad wyborem wersji. Obie działają wybornie.
Niestety nie obyło się bez malutkich cierni w samym designie gry. Klasyka klasyką, ale chociażby brak map poszczególnych lokacji to karygodny błąd. Niektóre dodatkowe aktywności również są aż za bardzo… ukryte. No ale powiedzmy, że wówczas nie byłyby sekretami. Gra zwyczajnie posiada zaszłości z klasycznych tytułów. Zarówno te pozytywne jak i negatywne.
To jakie jest Sea of Stars?
Sea of Stars to tytuł, który w pełni zasługuje na uznanie graczy i krytyków. Gra nie została „przehajpowana” przez media. Wszystko co o niej czytacie jest prawdopodobnie prawdą… Wolę w tym miejscu zostawić sobie margines błędu, bo i nie wiem co kto pisze. To tytuł, który pozwoli wam przenieść się w czasy świetności jRPG i przeżyć prawdziwą podróż po Morzu Gwiazd. Osobiście i bardzo niechętnie muszę przyznać, że przy Sea of Stars bawiłem się znacznie lepiej niż przy Final Fantasy XVI. Jest to wręcz paradoks, że japońskie RPG jest mniej japońskie niż to wydane przez Kanadyjczyków. Jest to też smutny znak czasów i uważam, że japońscy giganci powinni przestać wpatrywać się w zachód. Gdyż nawet nie stworzone ich dłońmi Sea of Stars pokazuje, że gatunek jRPG ma jeszcze wiele do zaoferowania. Posiada też w sobie specyficzną magię, której próżno szukać w zachodnich tytułach.
Za grę do recenzji dziękujemy Sabotage
Dodaj komentarz