Ravenswatch trafiło w kwietniu do wczesnego dostępu na Steamie. Jak wypada dotychczasowa zawartość w tej grze? Odpowiedź przyniesie ten artykuł.
Ravenswatch to produkcja stworzona przez stosunkowo młode studio Passtech Games. Miałem już przyjemność ogrywania innego dzieła Francuzów. Chodzi oczywiście o Curse of the Dead Gods. Tytuł ten dostał ode mnie bardzo wysoką ocenę i sprawił, że zacząłem śledzić wspomniany zespół. Dlatego też kiedy tylko zobaczyłem zwiastun dzisiaj opisywanej gry, momentalnie dodałem ją na listę moich obserwowanych produkcji. Niedawno ukazała się ona na Steamie w ramach wczesnego dostępu. Nie stanowi więc odzwierciedlenia ostatecznego kształtu gry. Z tego powodu w tym tekście nie znajdziecie finalnej noty. Zamiast tego potraktujcie go jako zestawienie wrażeń po spędzeniu z tym tytułem niemałej liczby godzin. Czy już teraz warto zainteresować się kolejnym dziełem z portfolio Passtech Games? A może lepiej dać mu jeszcze trochę czasu? Nie przedłużając niepotrzebnie, zapraszam do dalszej lektury artykułu.
Fabuła
Na pewno nie jest dla Was tajemnicą moja niechęć do spoilerów. Nie zamierzam łamać mojej żelaznej zasady i nie będę przedstawiał wydarzeń, których doświadczymy w Ravenswatch. Powody ku temu są dwa. Po pierwsze, nie ma właściwie o czym pisać – poza zarysem fabularnym, jaki widzimy w grze nie znajdziemy tu opowieści. Wszystko opiera się w przeważającej części na właściwej rozgrywce. Jeżeli natomiast jesteście ciekawi wstępu fabularnego, to zachęcam do zapoznania się z jego oficjalną treścią.
PRZEPĘDŹ KOSZMAR ZE SWEGO KRÓLESTWA
Źródło: Steam
W Reverie jest coraz więcej koszmarów, które deprawują wszystko, co stanie im na drodze. Musisz udoskonalić swe umiejętności i znaleźć w sobie siłę, by pokonać koszmarnych przeciwników za pomocą wyjątkowych zdolności bohaterów inspirowanych postaciami z podań ludowych oraz legend.
DYNAMICZNA ROZGRYWKA
By pokonać Koszmar i dotrzeć do ostatniego rozdziału, potrzeba silnej postaci, koncentracji i znakomitej współpracy. Podnieś swą moc bojową za pomocą bitew i staw czoła bossowi poziomu, gdy poczujesz gotowość… lub gdy nie będziesz mieć wyboru.
MROCZNE OPOWIEŚCI
Świat Reverie został zbudowany na starych podaniach ludowych oraz legendach. Od „Trzech małych świnek” przez mitologię staroskandynawską po „Księgę tysiąca i jednej nocy” – w Ravenswatch najlepsze opowieści są przedstawione w stylu mrocznego fantasy i dodają grze ponadczasowości.
Ravenswatch w pojedynkę i w drużynie
Ravenswatch reprezentuje gatunek rogue-lite, a więc bez wątpienia nieraz zginiecie podczas Waszej przygody. W odróżnieniu jednak od wielu produkcji z tego rodzaju, w opisywanej dziś grze mamy niemały margines błędu. Nasze postaci możemy bowiem wskrzesić do 4 razy. Wykorzystujemy do tego pióra kruków. Należy jednocześnie zaznaczyć, że ta sama ilość piór jest wspólna nawet podczas grania z innymi chętnymi przygód. Czy jesteśmy sami, czy w 2, 3, a nawet 4 osoby do naszej dyspozycji są 4 pióra. Na pewno przydatna jest możliwość przywrócenia do życia naszych kompanów. Mamy na to pół minuty od momentu, kiedy nasz towarzysz padnie i nie zużywamy na to pióra. Można więc stwierdzić, że w pewien sposób współpraca ułatwia rozgrywkę.
Nie znaczy to bynajmniej, że jest ona łatwa. Musimy bowiem mieć się na baczności i obserwować zachowania przeciwników, starając się unikać ich ataków. Graczy do rozgrywki możemy zaprosić na dwa sposoby. Pierwszym z nich jest po prostu wybranie chętnego z listy naszych znajomych na Steamie. Druga metoda pozwala teoretycznie na podanie naszego kodu sesji, po czym dołącza do nas ktokolwiek, kto zna ten ciąg znaków. Nie jestem jednak w stanie zweryfikować działania tej metody. W mojej rozgrywce zawsze pole na kod było puste.
Grywalne postaci w Ravenswatch
W odróżnieniu od Curse of the Dead Gods, Ravenswatch pozwala nam wybrać początkowo jedną z 4 postaci. Na samym starcie dostępni są:
- Scarlet
- Flecista
- Beowulf
- Królowa Śniegu
To, na kogo postawimy ma ogromne znaczenie na styl starć, jaki będziemy musieli obrać. I tak na przykład Flecista stawia na ataki na odległość. Gra na swoim flecie nuty trafiające przeciwników, a w razie potrzeby – i mając naładowaną umiejętność – może posłać na oponentów stado szczurów. Królowa Śniegu jest dość podobna do Flecisty. Ona również korzysta bowiem z ataków dystansowych, aczkolwiek ona spowalnia oczywiście nieprzyjaciół, których następnie może zdejmować, prowadząc ostrzał. Beowulf to tak na dobrą sprawę barbarzyńca, stawiający na pierwszym miejscu brutalne ciosy. Natomiast Scarlet to połączenie złodziejki i pewnego stworzenia. Więcej o nim dowiecie się z następnego akapitu. We wczesnym dostępie możemy też odblokować kolejne dwie grywalne postaci. Jedną z nich jest niesamowicie zwinny Aladyn, który może na przykład przeskakiwać nad przeciwnikami. To zdecydowanie jedna z moich ulubionych postaci.
Ataki i ruchy specjalne
Wspomniałem wyżej, że wybór naszego bohatera (lub bohaterki) jest niesłychanie istotny. Już przystępuję do wyjaśnienia tej kwestii. Mnie najbardziej spodobało się granie jako Scarlet i to właśnie na tej postaci się skupię. Jak nadmieniłem wcześniej, jest to częściowo złodziejka. Może się schować za płaszczem, by zakraść się za przeciwnika i następnie wyprowadzić druzgocący cios. Co warto zaznaczyć, każdy atak wykonany po ukryciu się w ten sposób jest ciosem krytycznym. Zdecydowanie przydaje się to podczas starć z silniejszymi wrogami. Oprócz tego Scarlet może rzucić bombę, która jest w stanie zadać imponujące obrażenia grupom przeciwników. Jest też oczywiście podstawowy szybki cios oraz atak ostateczny (odblokowywany przy 5 poziomie postaci). O rozwoju dowiecie się jednak później. Teraz przejdźmy do drugiej formy Scarlet. Bohaterka jest bowiem lykantropką, a więc w nocy (w grze występuje cykl dnia i nocy) zamienia się w wilkołaka!
Zauważmy, że w podstawowej formie, ludzkiej, Scarlet nosi czerwony płaszcz. Jest to bardzo fajne odwołanie do baśni o Czerwonym Kapturku. Wróćmy teraz do wilkołaka. Jako ten stwór mamy oczywiście silniejsze ciosy oraz jesteśmy nieco mniej podatni na przyjmowanie obrażeń. Możemy też aktywować specjalną aurę. Dzięki niej za ranienie przeciwników będziemy się trochę leczyli. Wilkołak dysponuje tez specjalnym wyskokiem (zamiast bomby u Scarlet) również zadającym obrażenia na większym obszarze, a także silnym kłapnięciem kłami. Bardzo przyjemnie grało mi się jako ta postać i na pewno jest moim faworytem w Ravenswatch.
Rozwój postaci w Ravenswatch
Rogue-lite nie byłoby sobą, gdybyśmy nie mogli wpływać na możliwości naszych postaci. Passtech Games podeszło do tego tematu dość specyficznie. Mianowicie, celem gry jest pokonanie bossa. Ten pojawia się po 4 dniach – jesteśmy wtedy automatycznie do niego teleportowani. Czasem możemy udać się do niego wcześniej, jeśli zobaczymy na minimapie odpowiedni symbol i się tam wybierzemy. Ja jednak nie radzę starać się pokonać tego przeciwnika jak najszybciej. Nieporównywalnie lepszym pomysłem będzie zwiedzanie mapy.
To właśnie w tym tkwi cała magia Ravenswatch. Eksplorując mapę, na którą istotne miejsca są nanoszone losowo z każdym wczytaniem gry, możemy bowiem natknąć się na wiele interesujących miejsc. Jednym z najbardziej przydatnych jest fontanna. Nie tylko całkowicie uzupełnia ona nasze zdrowie, ale dodatkowo zwiększa nieznacznie jego maksymalny poziom. Niewykluczone, że wpadniecie też na studnię, z której – po wrzuceniu do niej odpowiedniej liczby złotej waluty – wypadną przedmioty zwiększające nasz atak, obronę czy zdrowie. Wspomniana waluta znajduje się w skałach, które musimy zniszczyć, uderzając w nie. Przemierzając mapę, natkniemy się też na teleporty. Korzystanie z nich nierzadko będzie kluczem do sukcesu. Znajdziemy również klucze otwierające mapy wyzwań czy spotkamy świnię. Poprosi nas ona o przyniesienie jej odpowiedniej ilości beli siana. Za spełnienie tej prośby – co nie jest tak proste, jak mogłoby się wydawać – nagrodzi nas oczywiście ulepszeniem zdolności.
Wzmocnienia te różnią się między sobą rangą (najlepiej celować oczywiście co najmniej w epickie) i sposobem działania. Jedno z moich ulubionych ulepszeń sprawia, że ziemia podpala się w miejscu detonacji bomby, co oczywiście ma ogromne znaczenie dla efektywnego eliminowania nieprzyjaciół. Znajdziemy też zwiększenie obrażeń, wyprowadzanie ciosu przy aktywowaniu osłony czy poprawę działania umiejętności leczniczych. Natomiast, mając odpowiednio dużo szczęścia, w świecie gry możemy natknąć się na – dość wymagającego – grzyba. Za jego pokonanie czeka nas niemała nagroda. Jest nią bowiem zbicie zdrowia bossa kończącego ten poziom o aż 20%! Z tego powodu zdecydowanie warto zwiedzać. Nigdy nie wiadomo, co czeka nas za zakrętem, ale pewne jest jedno – jeśli wyjdziemy ze starcia zwycięsko, będziemy mogli istotnie ułatwić sobie przejście rozdziału.
Grafika, udźwiękowienie i kwestie techniczne
Gra prezentuje się tak, jak widać na załączonych do recenzji zrzutach ekranu. Nadal mamy więc do czynienia z dość komiksową, cel-shadingową, stylistyką. Skojarzenie z Curse of the Dead Gods jest wobec tego uzasadnione. Dla mnie jest to ogromna zaleta. Podoba mi się również to, że tytuł bez najmniejszego problemu działa nawet w 60 klatkach na sekundę na Steam Decku w najwyższych ustawieniach. Ja jednak ograniczyłem odświeżanie do 40 Hz, co jest dla mnie wystarczającym poziomem płynności. Ogromnym zaskoczeniem na plus okazał się dla mnie czas pracy Decka podczas grania w Ravenswatch. Okazało się, że gra bez problemu mogła działać ponad 6 godzin na tym komputerze! Co do udźwiękowienia, to odgłosy potworów nie zapadają w pamięci, są dość standardowe. Bardzo podoba mi się natomiast to, że każda postać ma swój głos i komentuje wydarzenia.
Nie mogę też przejść obojętnie obok bardzo przyjemnej muzyki. Należy też docenić twórców za wypuszczenie gry w polskiej kinowej wersji językowej. Przetłumaczona jest większość napisów, ale jednocześnie widać, że to wczesny dostęp. Nie znajdziemy bowiem ogonków, co początkowo może trochę przeszkadzać. Są tu też pewne pomniejsze błędy, ale mimo tego uważam dodanie języka polskiego – zwłaszcza na tym etapie produkcji – za zaletę. Dzięki temu niejeden gracz z naszego kraju może zdecydować się na sięgnięcie po ten tytuł. Mam nadzieję, że Passtech Games i w finalnej wersji gry zadba o większe symbole na mapie. Teraz można się pogubić i łatwo zgubić małą kropkę symbolizującą naszą postać.
Podsumowanie
Ravenswatch to moim zdaniem zdecydowanie produkcja, którą warto obserwować. Jeśli lubicie Curse of the Dead Gods, to tworzona właśnie przez Francuzów gra powinna być na Waszych celownikach. Idealnie działa ona na Steam Decku (niestety w ustawieniach nie ma rozdzielczości przekraczającej 720p) i niesamowicie wciąga. Rozgrywka jest prosta, ale jednocześnie to w niej tkwi jej siła. Możemy skupić się na unikaniu ataków przeciwników i wyprowadzaniu własnych ciosów. W moim przekonaniu jest to obowiązkowy tytuł dla fanów gatunku rogue-lite, którzy chcieliby obserwować, jak gra zmienia się na ich oczach. Na pewno chętnie zagram również na PlayStation 5, kiedy gra wyjdzie ostatecznie w przyszłym roku. Uważam, że jest na co czekać i szczerze rekomenduję tę produkcję. Nawet na aktualnym etapie prac.
Kod wczesnego dostępu udostępniła agencja Dead Good Media.
Dodaj komentarz