LCB Game Studio zaskarbiło sobie moją miłość już w zeszłym roku, gdy wydali pierwszą grę z serii Pixel Pulps. Varney Lake to ich drugi tytuł.
W lipcu zeszłego roku na konsolach i PC pojawił się Mothmen 1966. Varney Lake to druga historia w ramach serii Pixel Pulps. Tym razem zmierzymy się jednak z inną mityczną kreaturą – wampirem! Przenieśmy się więc do roku 1954 i pewnych pamiętnych wakacji.
Fabuła
Wakacje, rok 1954 i trójka nastolatków cieszących się latem. Christine, Doug i Jimmy to członkowie (i założyciele) Klubu Jedynaka. Mają sporo wolnego czasu i wielkie plany! Co powiecie na to, by kupić kino samochodowe? Trójka przyjaciół zbiera i odkłada więc pieniądze na ten cel, planując zakup, gdy najmłodsze z nich dotrze do 18-tych urodzin.
Wśród wakacyjnych aktywności mamy jeszcze poszukiwanie chmur w kształcie Góry Rushmore i złowienie legendarnej wręcz ryby. Czemu legendarnej? Cóż. Ktoś ją podobno kiedyś złapał, ale było to tak dawno temu, że mało kto wierzy w prawdziwość tej historii. Szczególnie, że nikt nigdy nie trafił później na podobną.
Wszystko brzmi więc sielankowo. Aż do pewnego dnia, gdy dzieciaki próbują uniknąć konfrontacji z lokalnymi rozrabiakami i trafiają na opuszczoną szopę. A w niej… wampira.
Rozgrywka
Część akcji rozgrywać się będzie w roku 1954, gdy trójka naszych bohaterów była zaledwie dzieciakami. Niektóre rozdziały jednak przeniosą nas do roku 1981, gdzie Lue (jedna z kilku postaci łączących Varney Lake z Mothmenem) będzie próbował poznać historię o wampirze od naocznych świadków.
Sama gra jest tekstową przygodówką z minigrami o… różnej naturze. Przed nami więc więcej czytania niż klikania i trochę rozpracowywania mechanizmów potrzebnych w pojedynczych „scenach”.
Całość podzielona jest na 11 krótkich rozdziałów, w których skakać będziemy pomiędzy różnymi postaciami i liniami fabularnymi. Nie zabraknie też gry karcianej, kolejnego wariantu pasjansa, tym razem nazwanego Super 10.
A jak już wspominałam przy poprzednim tytule LCB Game Studios – uwielbiam klasyczne karcianki.
Sterowanie
Większość interakcji z grą to klikanie opcji dialogowych lub wybór podejmowanych akcji. Pomiędzy tym będziemy mieć sporo dialogów i czytania. I z całego serca zachęcam, by to zrobić! Bo właśnie historia, świetne zdania i dobrze narysowane postacie są kluczem Pixel Pulps. Są tym, co wyróżnia je na tle innych gier… Ale o tym za chwilę!
Wracając jeszcze do sterowania. Nie mamy zbyt wiele aktywnych przycisków, a wszystko jest logiczne. Jedyna „trudność” gry ujawni się przy mini-grach, które i tak możemy szybko pominąć. Jeśli jednak zaprzecie się, by złowić legendarną rybę czy zdobyć osiągnięcie za wygraną w Super 10, będziecie potrzebowali chwili, by zrozumieć zasady gry i przemyśleć, jak wygrać.
Szczerze, łowienie sprawiło mi początkowo pewną trudność, ale przez to było znacznie bardziej satysfakcjonujące!
W zależności jednak od tego, które wakacyjne plany postanowicie spróbować „odhaczyć”, spotkacie się z innymi minigrami. I tak, potrzebne będzie przejście gry więcej niż raz, by sprawdzić je wszystkie.
Grafika i dźwięk
Jak wygląda Varney Lake sami widzicie. Limitowana paleta kolorów to w tym przypadku: zielony, cyjan, niebieski, żółty oraz czerń i biel. Człowiek momentalnie się jednak wczuwa (ja jeszcze dodatkowo zmieniłam światło na niebieskie) i po prostu cieszy się wszystkim. Warto też wspomnieć o tym, że grafiki zazwyczaj nie są statyczne i jakieś pojedyncze elementy będą się ruszać, dodając trochę życia do scen.
Muzycznie mamy tu 8-bitową ścieżkę dźwiękową, brak głosów postaci, poza okazjonalnymi… dziwnymi dźwiękami, które będą dalej jakby częścią tła. Sami zobaczycie!
Historia
Tym, co najbardziej urzeka mnie w Varney Lake jest to, jak napisana jest historia. Nie tyle sama jej treść (która też jest fajna), ale używane słowa i zwroty. I poczucie humoru, głupie puny czy nawiązanie do mojego ukochanego cytatu z poprzedniego ich tytułu.
Wiem, że mam głupkowate poczucie humoru i uwielbiam suchary, ale po scenie, gdy Jimmy prosi wampira o Krwawą Mary śmiałam się dobre kilka minut. To idealny przykład tego, czego możecie się spodziewać po tej grze.
Historia nie jest specjalnie straszna, ale jest porywająca, dużo się dzieje i przede wszystkim, jest genialnie napisana. Rzadko to doceniam, a tu nie umiem o tym zapomnieć.
Wrażenia
Varney Lake to jeden z tych tytułów, do których będę wracać. Skończyłam wczoraj grać w niego zbyt późno w nocy, bo był już prawie świt, ale nie żałuję ani sekundy. I nie mogę się doczekać, by poeksplorować inne wątki, których teraz nie było mi dane zobaczyć. To też jest genialny zabieg swoją drogą – pokazuje nam, jak bardzo szybko mijają wakacje i że nie zawsze mamy czas, by zrobić wszystko, co byśmy chcieli. Drobne, ale świetne.
Varney Lake ukaże się już jutro na konsolach Xbox, PlayStation oraz Nintendo Switch, a także na PC.
Grę do recenzji dostarczył Stride PR.
Dodaj komentarz