Ogniem i Kataną, czyli o tym, jak Polacy stworzyli małe dzieło sztuki jakby żywcem wyjęte z filmu Akira Kurosawy.
Nie ukrywam, że bardzo lubię kulturę kraju kwitnącej wiśni. Cóż jest bardziej charakterystycznego niż katany i samuraje, którym poświęcono niezliczone mangi i anime. Oczywiście do światowej kultury weszły też filmy Akiry Kurosawy. Ostatnio jednak częściej mamy okazję spotkać katany w grach science-fiction niż w klasycznych historiach o feudalnej Japonii. Tym bardziej ciekawe jest to, że za grę w tym klimacie wzięło się polskie studio Flying Wild Hog. Z jakim skutkiem? Zapraszam do mojej recenzji!
Zarys fabuły
W Trek to Yomi wcielamy się w Hirokiego, którego poznajemy jeszcze jako młodego ucznia samurajskiego fachu. Niestety, w wyniku najazdu rabusiów jego mistrz zostaje śmiertelnie ranny. Hiroki jest mu jeszcze w stanie obiecać, że będzie chronić wioskę i jego ukochanej córki Aiko. Wiele lat później widzimy Hirokiego u jej boku. Wtedy to dochodzi do kolejnej napaści bandytów na sąsiednią wioskę. Jako Hiroki wyruszamy więc, aby stawić czoła naszemu przeznaczeniu…
Rozgrywka i sterowanie
No dobrze, zacznijmy od tego, że wszystkie zrzuty ekranu w tej recenzji wzięte są z oficjalnych zasobów dostępnych na nintendo.com. Pierwszy raz spotkałem się z przypadkiem, że w grze nie działa przycisk do zapisywania zdjęć i filmów. To zapewne niedopatrzenie, które zostanie usunięte z kolejną aktualizacją (miejmy nadzieję).
Trek to Yomi było już wydane na innych konsolach i najprawdopodobniej sterowanie w wersji na Switcha nie robi tutaj większej rewolucji. Nasza postać porusza się po świecie 3/2.5D. Czasem mamy możliwość pomyszkowania po lokacji i odkrycia tajnej ścieżki. Kiedy jednak dochodzi do walki mamy do czynienia z platformówką, gdzie poruszamy się tylko w lewo lub w prawo. Podczas starcia możemy budować kombinacje z lekkich i mocnych cięć. Przez całą grę będziemy uczyć się nowych układów, jednak nigdy nie możemy zapominać o blokowaniu ataków naszych wrogów. Na deser mamy mały arsenał broni dystansowej: od bo-shurikenów i łuku, a kończąc na potężnym, acz wolnym Ozutsu. Jest to ręczna armatka, możecie więc sobie wyobrazić jej pracochłonną obsługę, ale i zniszczenia, które powoduje.
Na średnim poziomie trudności starcia często są niemałym wyzwaniem. Niekiedy wymagają wielu podejść, choć dzięki temu dają dużą satysfakcję. Kiedy tylko uczymy się nowej, zabójczej według nas kombinacji, do gry wkraczają bardziej opancerzeni albo trudniejsi przeciwnicy. Sterowanie na padzie jest intuicyjne i przeważnie responsywne. Czasem jednak praca kamery utrudniała rozgrywkę, kiedy nasza postać była małym punkcikiem na ekranie, a dochodziło właśnie do walki.
Kwestie audiowizualne i klimat
Nie ma co ukrywać, klimat budowany jest w znaczącej mierze przez pomysł, aby ukazać lokacje tak, jakby były ujęciami z filmu Akira Kurosawy. Czasem jest to scena z piękną kompozycją, innym razem kamera dynamicznie oddala się i przybliża w zależności od tego, gdzie znajduje się nasza postać. Po przejściu do kolejnej części mapy czeka nas zupełnie nowe ujęcie — jak w filmie. Na tym nie koniec stylizacji, ponieważ „filmowość” podbija fakt, że produkcja jest czarno-biała. Mamy też nałożony filtr tworzący ziarno i zanieczyszczenia obrazu, jednak wolałem go po pewnym czasie wyłączyć. Obraz dalej wyglądał na filmowy, ale „odświeżony w HD” ;).
Żałuję, że ostatni z upiększaczy nie jest opcjonalny. Mianowicie obraz nie jest pokazywany na całości wyświetlacza konsoli ani telewizora. Mamy dodatkowe czarne paski na górze i dole, co imituje kinowy obraz. Z drugiej jednak strony zabiera cenne miejsce szczególnie przy grze w trybie przenośnym. Uważam, że natywny współczynnik proporcji 16:9 w wyświetlaczu konsoli Nintendo byłby w zupełności właściwy i efekt filmowy byłby zachowany.
Bardzo duży plus należy się za fakt podłożenia głosu pod wszystkie dialogi. Oczywiście dialogi prowadzone są po japońsku, co potęguje klimat i immersję. Jest co prawda do wyboru opcjonalna ścieżka angielska, ale nie wyobrażam sobie grania w taki sposób. Do tego dochodzi kapitalna muzyka, oczywiście wpisująca się w japońskie tradycyjne brzmienia. Bardzo podobały mi się znajdowane po drodze ukryte artefakty. Dzięki nim dowiemy się o japońskich legendach, jak i o pochodzeniu naszego bohatera. To dodatkowe informacje, których inaczej nie poznalibyśmy z przerywników filmowych. Podsumowując, gra ocieka klimatem i wizualnie bardzo dobrze prezentuje się na Nintendo Switch. Warto w tym miejscu zaznaczyć, że Trek to Yomi posiada polskie kinowe tłumaczenie dialogów.
Ocena portu na Nintendo Switch
Wspomniałem już o tym, że przydałoby się, aby obraz gry wyświetlał się na całym ekranie Switcha w trybie przenośnym. Do tej uwagi należy dodać też to, że niektóre pojawiające się podczas gry napisy są naprawdę małe. Nie udało się również uniknąć tego, że przy czarno-białej grze, białe napisy bez żadnego tła lub obrysu są czasem nieczytelne. Dzieje się tak, kiedy wyświetlają się akurat na tle białych fragmentów tła, jak na przykład pożary. Trek to Yomi zdarzało się też od czasu do czasu tracić płynność. Działo się to na szczęście tylko w niektórych miejscach, jak zauważyłem tam, gdzie szalały właśnie pożary.
Podczas rozgrywki odczułem też inne mniejsze błędy. Raz w lokacji nie mogłem przejść dalej, pomimo że pokonałem wszystkich przeciwników. Innym razem na planszy nie doczytał się boss kończący grę. W obu przypadkach musiałem włączyć ostatni zapis. Jeśli chodzi o czasy ładowania, to nie ma tragedii, nie jest też jakoś fenomenalnie. Ot, gra włącza się w około 70, a stan zapisu w 40 sekund. Podsumowując, gra nie ustrzegła się drobnych błędów i mogłaby być jeszcze lepiej zoptymalizowana, jednak z pewnością nie psuło mi to w znaczący sposób zabawy.
Podsumowanie
Odczuwam autentyczną dumę z tego, że polskie studio zrobiło tak klimatyczną produkcję. Co ważne, Trek to Yomi nie tylko wygląda kapitalnie, ale oferuje też satysfakcjonującą rozgrywkę. Powinna zająć Was przez mniej więcej 5 – 6 godzin, co dla tytułu w tym pułapie cenowym jest strzałem w dziesiątkę. Tytuł nie jest pozbawiony drobnych wad. Prawdziwy samuraj zaciska jednak zęby i spełnia swój obowiązek. Zemsta, chęć pomocy mieszkańcom, czy miłość do Aiko? To Wy wybierzecie swoją ścieżkę. Jak już to zrobicie, to pod koniec dnia miło wspomnicie swoją podróż do Yomi.
Kod recenzencki dostarczył Devolver Digital
Dodaj komentarz