Ishin dla fanów serii Yakuza to nie tyle gra, co prawdziwa legenda. Rok 2023 to rok, w którym powrócił najlepszy symulator samuraja. Tym razem, na szczęście, jest dostępny dla wszystkich.
Like a Dragon: Ishin wydany pierwotnie w 2014 roku spin-off nigdy nie trafił na rynek zachodni, więc przez wiele lat był jedynie „mokrym snem” wszelkiej maści koneserów samurajskich klimatów. Można śmiało więc założyć, że rok 2023 będzie dla wielu swoistym świętem.
Droga i życie samuraja.
Mamy rok 1867 Samotny samuraj Ryoma udaje się do Kyo – fikcyjnej wersji Kyoto – by odnaleźć zabójcę swojego mentora. Jedyną wskazówką jest styl walki, którym posługiwał się zabójca. By go odnaleźć, bohater nie tylko musi wstąpić w szeregi organizacji Shinsengumi (odłam specjalnej policji). Dodatkowo jest zmuszony zejść z honorowej drogi, którą do tej pory podążał. Tak w dużym skrócie rysuje się fabuła Ishin, która stanowi swoisty feudalny, świetnie napisany kryminał. Na tyle dobry, że każdy rozdział oglądałem z wypiekami na twarzy. Już dawno nie przeżywałem w grze tak mocno historii.
Walka
Wielu powie, że sercem Ishin jest rewelacyjny system walki. Stanę tu w opozycji, bo dla mnie prawdziwą esencją tytułu jest wszystko co dzieje się poza starciami. Na każdym samurajskim kroku czeka na nas nowa aktywność, czy postać do poznania. Powróciły dobrze znane fanom „więzi”. Poprawiamy je nawet z pozornie zwykłymi sklepikarzami. Za każdą taką znajomością stoi całkiem dobra, samodzielna opowieść. Poznacie ją, o ile będziecie czynnie uczestniczyć w życiu zainteresowanego. Może być to przykładowo częste spożywanie posiłków w danej restauracji, kupowanie rzeczy w sklepie, czy dostarczanie ryb wędkarzowi. Choć nie brzmi to specjalnie pasjonująco, to zaręczam, że opowieści rekompensują poświęcony czas. Co ciekawe, nawet ze zwierzakami, które w późniejszym czasie można adoptować, również należy najpierw się zaprzyjaźnić.





Zwierzęta w Ishin
Skoro już przy zwierzakach jesteśmy, to w pewnym momencie fabuły przejmujemy niewielkie domostwo. Samo w sobie można je potraktować jako grę w grze. To „Inne Życie” posiada własną mini fabułę związaną z młodą Haruką. Obiecaliśmy jej spłacić ziemię po śmierci rodziców. Oczywiście z czasem bardzo zbliża to sierotę do nieposiadającego dzieci samuraja. Dom jest także odpoczynkiem i azylem pomiędzy fabularnymi wydarzeniami i licznymi walkami. Nie tylko możemy zmieniać jego wygląd ale także usprawniać farmę i z czasem uprawiać coraz więcej warzyw. Te natomiast możemy sprzedawać lub robić z nich liczne potrawy. Gdy najdzie nas ochota, możemy wskoczyć do łaźni, pójść do miasta kupić nowe kimono dla Haruki lub po prostu spędzić czas z adoptowanymi przez nas zwierzakami. Nie będę oszukiwał… spędziłem tu mnóstwo czasu.
Kamień, nożyce… kurczak?
Co by jednak nie było, na tym się nie kończy. Jak przystało na dobrą odsłonę Yakuzy, w Ishin spędzicie masę godzin na ciekawych, często zabawnych mini-grach. Macie ochotę na tradycyjne karaoke? Proszę bardzo. A może wolicie tańczyć w rytmicznej grze lub udać się do geishy, by zagrać w nią w pijacką zabawę albo kamień, nożyce i papier? Pewnie, macie taką możliwość. Jeśli wam się znudzi, to zapraszam na wyścigi kurczakówlub na arenę walki.Nie zapomnijcie też po drodze pograć w karty i wyłowić kilka rybek z pobliskiej rzeki… Zaraz, ale kiedy tu czas na fabułę?! No właśnie. Mini-gier jest tak wiele, że często z powodzeniem odciągają nas od głównego wątku. Co jednak najlepsze, praktycznie zawsze oferują nam odskocznię od brutalnie ukazanej rzeczywistości. To ogólnie fenomen, że tak poważna historia bez uszczerbku na zdrowiu łączy się z bardziej humorystyczną zawartością.
Mini-gry
W sprawie mini-gier warto także przybliżyć zarządzanie naszą własną jednostką policji. Polega ona głównie na werbowaniu żołnierzy oraz na wykonywaniu licznych terenowych misji. Rekrutować możemy zarówno w mieście, jak i w samej fabule. Żołnierze ukazani są za pomocą kart mają własną jakość i zdolności. Odpowiednie przypisanie ich jest kluczowe w starciach. Nie tylko daje nam bowiem liczne bonusy w postaci chociażby leczenia, ale także nowe rodzaje specjalnych ataków. Oczywiście im bardziej unikalna karta, tym lepsze ataki. Silniejsi generałowie mogą też awansować na wyższe poziomy doświadczenia. Jeśli natomiast mowa o samych misjach, to te polegają zwykle na przemierzaniu niewielkich lokacji, które możemy śmiało nazwać dungeonami. Im większe wyzwanie, tym większa nagroda. Takich misji jest sporo, więc jest to kolejna mini-gra, w której na pewno spędzicie masę czasu.




Kataną i rewolwerem
Jeśli chodzi o walkę, to w moim odczuciu najbliższa jest ona tej z Yakuza 0. Bardzo szybko Ryoma poznaje cztery style walki, w których będzie rozwijał swoje umiejętności. Są nimi: Brawler, Swordsman, Gunman i Wild Dancer. Jak nietrudno się domyślić, Brawler to walka bez broni. Daje spore pole do manewru, chociażby ze względu na wykorzystywanie walających się wszędzie przedmiotów. Swordsman to klasyczny styl walki kataną, który stanowi prawdziwą siłę w pojedynku jeden na jednego, Gunman pozwala nam na chwilę wcielić się w rewolwerowca i osłabiać przeciwników z dystansu. Jest to ogólnie też całkiem niezły styl na niektórych bossów. Ostatnim natomiast jest Wild Dancer, który stanowi połączenie szermierza z rewolwerowcem. Jak nazwa wskazuje, dzięki temu stylowi niemal tańczymy wśród wrogów. Stanowi on wobec tego to świetny wybór przy dużym skupisku przeciwników.
Płynne starcia w Ishin
Pomiędzy stylami możemy płynnie przechodzić w samej walce. Wykorzystując ich ataki, nabijamy specjalne poziomy, za które możemy wykupować umiejętności. Co fajne, niektóre zdolności są początkowo zablokowane i musimy w czasie rozgrywki znaleźć szkołę, w której mistrz nauczy nas z nich korzystać. Wspomniane już wyżej karty generałów możemy podpinać pod style walki. Dzięki temu możemy używać ich zdolności poza dungeonami. Gra oferuje zarówno automatyczne, jak i manualne ich użytkowanie. Ogólnie rzecz ujmując, walka w Ishin daje sporo frajdy i możliwości. Pomimo że bardzo polubiłem turowy system ostatniej części, miło było mi wrócić do bardziej klasycznych rozwiązań.




Rewolucji brak, ale i tak jest rewelacyjnie!
Gry studia Ryu Ga Gotoku są prawdziwym stylem życia. Tak specyficzne, że albo się je kocha, albo całym sercem nienawidzi. Tu nie ma półśrodków. Trwające czasem po kilkanaście minut przerywniki filmowe, ślamazarne tempo rozgrywki i miejscami archaiczne mechaniki to najczęściej wymieniane przez przeciwników tytułów studia wady. Miłośnicy zaś z dumą opowiadają o fantastycznie napisanych postaciach, wciągających fabułach i tonach dobrej zabawy, którą w dużej mierze stanową liczne mini-gry. Gdyby spojrzeć na całość z boku, to… obie strony mają rację. Myślę, że właśnie połączenie tych wszystkich cech stanowi siłę Yakuzy.
Ishin a inne gry z serii
Jeśli mowa natomiast o Like a Dragon: Ishin, które – jak już wspomniałem – jest spin-offem głównej serii, to warto zdawać sobie sprawę, że tytułowi pomimo całkowitego odświeżenia nadal bliżej do Yakuzy 0 lub Kiwami niż do najnowszej odsłony z Ichibanem w roli głównej. To prawda, jak na remake przystało, zostało tu poprawione niemal wszystko. Twórcy bynajmniej nie poszli na łatwiznę i nawet dostali wiele nowych elementów. Nie mówimy w żadnym razie o małych szczegółach, a chociażby postaciach, które zawitały do serii już po wydaniu oryginalnego Ishin. Przyznaję, że jest to wspaniały ukłon w stronę wszystkich fanów. To także dowód, że twórcy traktują ich nadal poważnie. W skrócie, gra nie jest zwyczajnym skokiem na kasę. Warto również wspomnieć, że jest to pierwsza odsłona, która wykorzystuje silnik Unreal Engine 4, nie zaś autorską technologię studia.
Kwestie techniczne
Tak więc pod względem technologicznym tytuł daje radę i trudno nim się w niektórych miejscach nie zachwycać. Nie jest to oczywiście poziom wykonania najnowszych tytułów, ale poszczególnym lokacjom i postaciom trudno odmówić uroku. To naprawdę świetnie wykonany remake i pieczołowitość twórców widać niemal w każdym momencie rozgrywki. Niemal… dopóki nie spojrzy się na niektóre postacie z tłumu. Można powiedzieć, że to szczegół, który nie psuje zabawy z gry i jest to prawda. Ale widząc wygląd niektórych przechodniów, z niedowierzaniem kiwałem głową. Myślę, że biorąc pod uwagę całość, naprawdę dało się wykonać ich znacznie lepiej.
Delikatne skazy Ishin
Przez około osiemdziesiąt (tak, dobrze czytacie) godzin nie dotknęły mnie też większe problemy czy błędy. Ot czasami jakaś postać niezależna utknęła w ścianie, przechodzień zniknął mi przed oczami lub zahaczył się o stojącego nieopodal kota. Trudno tu więc mówić o jakimś strasznym zarobaczywieniu. Są to zwyczajne i już standardowe problemy gier z otwartymi miastami. Tak czy inaczej, Ishin śmigał płynnie niczym samuraj który tnie swoich wrogów. Muszę przyznać, że jest to bardzo miła odmiana po wielu ostatnio zbugowanych tytułach.




Ostatnie cięcie
Like a Dragon: Ishin to gra, na którą czekali nie tylko miłośnicy serii Yakuza. Jeśli jesteście fanami dobrze opowiedzianych historii, a przy okazji kochacie japońską kulturę, to sięgajcie po ten tytuł bez namysłu. Ja wychowałem się na filmach Kurosawy i aktualnie Ishin stanowi dla mnie najlepszy symulator samuraja na rynku. Nie próbujcie porównywać go z Ghost of Tsushima. To zupełnie inne style rozgrywki, inna szkoła gier. Ishin to Yakuza pełną gębą, ale polana feudalnym sosem. Jeśli więc graliście w poprzednie odsłony odnajdziecie się od razu. Pozostali, którzy dadzą szansę, mogą miło się zaskoczyć i być może właśnie dzięki Ishin wskoczycie w tę wybitnie dobrą serię. Bardzo wam tego życzę. To nadal świetny tutuł, a teraz jeszcze lepszy remake, z którego klimat niemal wylewa się z ekranu. Mistrz Kurosawa byłby dumny.
Grą do recenzji dostarczyła CENEGA.
Dodaj komentarz