Kiedy dowiedziałem się, że przyjdzie mi być odpowiedzialnym za recenzję gry od Exor Studio wiedziałem, że będzie to świetna zabawa.
Zacznijmy jednak od jednego drobnego, lecz niezmiernie ważnego faktu. Mianowicie, Exor Studios to studio ze Szczecina, wobec czego cieszę się, że rodzima produkcja trafiła w moje ręce. Coraz częściej przekonuję się, że Polacy potrafią robić gry. Tak było, chociażby w przypadku Frostpunk: Wydanie kompletne, które było niezmiernie przyjemnym doświadczeniem. Przed wami The Riftbreaker!
Tutaj jest co robić!
The Rirftbreaker to produkcja, która na pewno przyciągnie do siebie niejednego gracza. Jest to bowiem tytuł, który zaskakuje. Dlaczego? Odpowiedź jest niezmiernie prosta i jednocześnie jest też powodem, dlaczego warto się nad nią pochylić. Exor Studios oddali w ręce gracza coś, co można określić jako połączenie strategii czasu rzeczywistego skupioną na ekonomii z dobrym tower – defense.
Dodatkowo plusem na pewno będzie fakt, że w The Riftbreaker dodano możliwość rozwoju postaci. Jest to element zrealizowany tak dobrze, że momentami można by pomyśleć, ze mamy przed sobą coś z wysokiej półki podpisanej RPG. Stąd można powiedzieć, iż właśnie to wymieszanie elementów sprawia, że ta pozycja jest tak wyjątkowa.
Fabuła jest, ale tak jakby jej nie było
To po prostu tło i tyle. Protagonistów jest para – Ashley S. Novak oraz jej inteligentny mech bojowy ochrzczony nazwą Mr. Riggs. Szkoda tylko, ze dynamika ich relacji wygląda dość sztucznie. Można powiedzieć, że jest ona wręcz szablonowa.
Podczas rozgrywki nie mogłem pozbyć się wrażenia, że gdy tworzono ten element gry, to po prostu zapomniano o opowieści. Sercem tego tytułu jest po prostu wyjątkowe podejście do tego, co oferuje w kwestii rozgrywki.
Każdy król buduje swój fort w The Rirftbreaker
Głównym naszym celem jest opanowanie i posprzątanie planety, na której się znajdujemy. Jesteśmy kolonizatorami i mamy stworzyć podstawy pod następny rozwój nowego świata. Twórcy postarali się, by nie było zbyt łatwo. Przygotowali oni 4 różne lokacje, a te stanowią dla nas wyzwanie. Każda rządzi się bowiem swoimi prawami. Miejsca, jakie odwiedzimy to tropiki, równiny, teren wulkaniczny, czy też oczywiście pustynia.
No dobrze, ale jak to wszystko się tutaj ogarnia? Przychodzą nam z pomocą twórcy tytułu, ponieważ stworzyli oni skomplikowany, lecz konkretny samouczek. Jest on zbudowany tak, że stopniowo odkrywamy techniczne aspekty The Riftbreaker. Oczywiście nie jest on prosty, bo – jak wspomniałem wcześniej – to naprawdę niezła mieszanka gatunkowa.
Sam momentami musiałem wracać do niektórych jego tematów. Ten tytuł bynajmniej nie ułatwia zabawy, kiedy się czegoś nauczymy. Twórcy musieli sprawdzić, czy faktycznie odrobiliśmy lekcję. Ja przyznam się, że nigdy nie byłem za bardzo pilnym uczniem, jednak po pewnym czasie zrozumiałem, o co chodzi.
To od czego zacząć?
Ekonomia to tutaj podstawa i czuć to na każdym kroku. Podobnie jak we wspomnianym przeze mnie Frostpunk: Wydanie kompletne, mamy tutaj do czynienia ze zbieraniem materiałów. Surowce to między innymi złoża węgla, stali i oczywiście wszystkiego innego, by pozyskać elektryczność. To ostatnie jest kluczowe, by nasze budynki działały. Jak to w takich grach bywa, każdy nasz surowiec nie jest od tak po prostu od tak dostępny.
Do tego, by było jeszcze ciekawiej, każda nasza budowla ściąga to lokalnych mieszkańców Ci natomiast w pewnym momencie mogą stać się dobrym urozmaiceniem zabawy, ale i jednocześnie zagrożeniem. Może ono po pewnym czasie po prostu napsuć nam sporo krwi.
Chwila, jest jeszcze mech, a tu też jest zabawa!
Twórcy gry oddali do naszej dyspozycji również mecha. Możemy go wyposażyć w łącznie 6 narzędzi zagłady, co oczywiście przekłada się na jego efektywność w boju. Mamy również do wyboru broń krótkiego i długiego dystansu, więc dopasowanie tego, jak nam pasuje, jest trochę problematyczne.
Tego nie ułatwia również fakt, wspomniane hordy przeciwników (lokalnych) nie należą do łatwych do pokonania. Potrafią oni naprawdę szerzyć zniszczenie, niezależnie od tego, jak bardzo dobrze zorganizowani jesteśmy. Jeśli jednak dobrze zaplanujemy naszą obronę, to będą oni przyjemną zależną w naszej rozgrywce.
Dodatkowo zabawę urozmaica fakt, że do naszej dyspozycji zostaje oddane drzewko rozwoju. Jest ono związane z naszą bazą, a w zasadzie z badaniami, które możemy przeprowadzić, by usprawnić nasza kolonię. Mamy tutaj rozwój bazy i budynków, arsenału oraz wyposażenia, a do tego oczywiście nie można zapomnieć o obcych, bo w końcu odgrywają oni tutaj ważną rolę.
To, jak rozwiniemy wspomniane umiejętności zależy tylko i wyłącznie od nas. Jednak jest tutaj pewien haczyk: gra może być łatwa lub niesamowicie trudna, a nasza misja może być fiaskiem, jeśli nie przemyślimy i to porządnie, jak to rozdamy nasze punkty w drzewkach.
Ta gra to chaos!
I to taki dobry, ponieważ ekipa odpowiedzialna za ten tytuł naprawdę postarała się, by nie można było przypisać go do jednego gatunku. Dzięki temu w ręce gracza trafia coś, co na długo zapadnie w pamięc. Dzieje się tak właśnie przez to, że są tutaj świetnie wymieszane trzy gatunki, czyli strategia, strzelanka i ekonomia.
Nie mogę powiedzieć, że nudziłem się, grając w The Rirftreaker, ponieważ dostałem grę, która niesamowicie mnie wciągnęła. Uważam jednak, że momentami była ona na tyle trudna, że nie zdziwię się, jeśli wielu graczy się od niej najzwyczajniej w świecie odbije.
Dodaj komentarz