UWAGA: W poniższej recenzji mogą pojawić się spoilery. Jeżeli jednak nie chcesz ich zobaczyć, najlepiej odpuść sobie jej lekturę, do momentu, w którym zobaczysz serial.
Różnie można zareagować na wieść o tym, że głównymi bohaterami są nastolatkowie. W połączeniu z masą zagadek, morderstw i innych nadprzyrodzonych sytuacji okaże się, że nie jest to aż takie złe zestawienie. Ferajna z Baker Street pojawi się na Netflixie 26 marca. Fani Sherlocka Holmesa nie będą zawiedzeni. Ale czy serial jest w stanie wciągnąć bez reszty?
Fabuła
Ferajna z Baker Street przeniesie nas do wiktoriańskiego Londynu. Będziemy z zapartym tchem śledzić ciekawe losy grupy niepokornych nastolatków z ulic miasta. Zostaną oni zaangażowani w rozwiązywanie zbrodni dla nikczemnego doktora Watsona i jego jeszcze bardziej tajemniczego partnera biznesowego, nieuchwytnego Sherlocka Holmesa. Kiedy zbrodnie zaczną przybierać nieoczekiwanie paranormalny obrót i pojawi się złowroga, mroczna siła, to właśnie nasi młodzi bohaterowie będą musieli połączyć siły, by ocalić nie tylko Londyn, ale i cały świat. Innymi słowy: bardzo tajemnicze morderstwa, upiorne koszmary na ulicach Londynu, złowrogie czary i nastoletni bohaterowie. Wybuchowa mieszanka w jednym miejscu.
Demoniczne siły nadchodzą!
Na początku nie spodziewałam się niczego, co mogłoby mnie w jakiś sposób zachęcić do skupienia się na serialu. Fakt, że każdy z odcinków trwa prawie godzinę i jest osadzony w czasach, których nie lubię oglądać, lekko mnie przerażał. Koniec końców, dałam radę. Pierwsze minuty Rozdziału pierwszego udowodniły, że znajdzie się kawałek fabuły dla mojego gustu. Mimo że na początku zobaczyłam jedynie koszmar jednej z naszych bohaterek, to był zachowany w przyjemnie mrocznym klimacie, co skutkowało tym, że zaczęłam uważniej patrzeć w ekran. A kiedy w pewnym momencie pojawił się w tle trap (muzyka taka, jakby ktoś nie wiedział), to się nawet lekko uśmiechnęłam. Więc mogę przyznać, że na początku, muzycznie bardzo me gusta. Jednak z całym szacunkiem, ale tego typu muzyka kompletnie nie pasuje do tego serialu.
Poznaliśmy również naszych nastoletnich, wyjątkowo odważnych bohaterów i co mogę o nich powiedzieć… Ich imiona to Bea (Thaddea Graham), Jessie (Darci Shaw), Billy (Jojo Macari), Spike (McKell David). Chłopaki niespecjalnie przypadli mi do gustu, a nasza charyzmatyczna Bea lekko mnie irytuje. Tak, jakby była najlepsza ze wszystkich i nimi dowodziła. Może tak miało być, jednak niektóre zachowania, w jakie musieli się wcielić, mogą lekko, po prostu, drażnić.
Rozpoczynają się zagadki
Nie będzie ich brakowało przez cały czas. Na samym początku nasi bohaterowie zostali wytypowani do poszukiwań pewnej dziewczyny. Oczywiście, nie za darmo – jeżeli się im uda, będą mieli pieniądze na opłacenie czynszu. Od razu można zauważyć, jak w Ferajnie z Baker Street przedstawiono stosunek ludzi bogatych, do tych z niższych warstw społecznych. O ile dobrze pamiętam, sama chyba nawet w pewnym momencie nazwałam pewnego Pana „niedobrym” – ale w trochę mniej grzeczny sposób.
Najlepszym sposobem na opisanie tych zagadek niech będzie fakt, że to sam Sherlock Holmes wraz z doktorem Watsonem powierzyli prowadzenie śledztwa dotyczącego wielu zbrodni właśnie naszym bohaterom. Tak, dokładnie tak, jak przeczytaliście. W serialu pojawi się sam Sherlock, a akcja przeniesie się na jakiś czas do jego domu. Pikanterii doda fakt, że każdy z dzieciaków posiada indywidualne paranormalne moce. To właśnie one będą im pomagały w rozwiązywaniu dotychczas niezakończonych spraw. Brzmi zachęcająco, prawda?
Wiktoriański Londyn
Z ręką na sercu przyznaję, że nie lubię takich klimatów. Absolutnie nie odnajduję się w takiej stylistyce, choćby tematyka serialu była w ocenie 12/10. Jednak pozwolę się odnieść do tego, jak wszystko wygląda w tym serialu. Ferajna z Baker Street serwuje wyjątkowo brudne i brutalne ulice Londynu. Można powiedzieć, że wygląda to jak walka o przetrwanie. Sceneria jest mroczna, a niejedna scena udowodniła już wcześniej przeze mnie wspomniany stosunek bogatych do biednych.
Przepych rozpoczyna się w domu Sherlocka. Przez chwilę można go również było zauważyć w willi naszego księcia Leopolda (Harrison Osterfield), który porzucił swoje wygodne życie i dołączył do grupy śledczych w postaci nastolatków. Kostiumy, suknie, widoczny gołym okiem bogaty styl życia mieszkańców, efektywne wykończenia wnętrz – może i nie są to moje klimaty, jednak prezentuje się to całkiem przyjemnie. Niestety, nie wywołuje to efektu wow.
Co nas czeka w serialu?
Zagadki. Dużo zagadek i jak dla mnie, dość minimalistyczne poczucie humoru. Ferajna z Baker Street to kolejny, całkiem przyjemny tytuł, po który z ciekawością sięgną nastolatki. Paranormalne zdolności naszych bohaterów będą im pomagać w walce z tajemnicami. Pozwolę sobie przypomnieć, że film Netflixa Enola Holmes okazał się jednym z największych zeszłorocznych hitów. Dlatego podążyli za tym ciosem. Jako ciekawostkę dodam, że w przyszłym roku minie 135 lat od momentu, w którym poznaliśmy postać Sherlocka Holmesa. Sama przyznam, że mam kolekcję książek o Sherlocku i preferuję ten sposób obrazowania sobie wydarzeń.
Ferajna z Baker Street nie powaliła mnie na łopatki. Nie oznacza to jednak, że nie warto zapoznać się z tym tytułem. Połączenie paranormalnych zdolności, morderstw i zagadek pokroju Sherlocka to mimo wszystko bardzo dobre połączenie. Tytuł miewa również kilka interesujących momentów. oczywiście najciekawsze dla mnie były te krwawe i paranormalne (w końcu z tym się wszystkim kojarzę). W roli Johna Watsona wystąpił Royce Pierreson, a jako Sherlock Holmes – Henry Llyod-Hughes i wydaje mi się, że Panowie podołali zadaniu.
Serial Ferajna z Baker Street będzie dostępny na platformie Netflix od 26 marca – https://www.netflix.com/title/81002769
Dodaj komentarz