Mimo że za oknem nie panuje za bardzo zimowa przygoda, to i tak możemy ją w pewnym stopniu poczuć. Ułatwia to Unto the End – gra, której recenzję możecie dziś przeczytać.
Unto the End to tytuł, który bardzo mnie zainteresował już od pierwszych zapowiedzi. Niesamowicie przypadła mi do gustu oprawa wizualna, kojarząca mi się z animowanym serialem Samuraj Jack i nie mogłem się doczekać sprawdzenia tej produkcji na Switchu. Kiedy więc otrzymałem kod recenzencki od Big Sugar, ochoczo wziąłem się za testowanie tej gry. Okazało się, że finalny produkt był naprawdę niezły, aczkolwiek niepozbawiony wad. Jakich dokładnie? Na to pytanie odpowie niniejsza recenzja.
Unto the End na pewno nie może się niestety poszczycić najwybitniejszą fabułą, jaką napisano dla gier. W opisywanej produkcji wcielamy się w mężczyznę, którego jedynym pragnieniem jest dotarcie do oddalonej od niego o kawał drogi rodziny. Tę podróż utrudnią mu zastępy pomniejszych przeciwników oraz bossów. Oponenci wyraźnie nie mają wiele wspólnego z bajkami i ich projekt nie jest co prawda zatrważający, ale przez wyraźny, nieco groteskowy, styl wizualny mogą sprawiać wrażenie postaci, mających nas przestraszyć. Jak widzicie, powyższy zarys tła opowieści nie jest skomplikowany i stanowi on jedynie uzasadnienie dla eskapady naszego bohatera. Historia na dobrą sprawę nie istnieje w recenzowanym dziele i szkoda, że nie pokuszono się o zamieszczenie jakichkolwiek znajdziek. Mogłyby one pozwolić nam zwiększyć wiedzę o świecie i zachęcić do ponownego przechodzenia poziomów. Zamiast tego musimy zgodzić się na liniową rozgrywkę, w której właściwie nie ma czego szukać po jednorazowym ukończeniu gry.
Rozgrywka w Unto the End koncentruje się na trzech najważniejszych elementach: walce, przemierzaniu terenu i dbaniu o zdrowie naszego protegowanego. Starcia są bardzo absorbujące i nie należą do najłatwiejszych. Musimy zwracać baczną uwagę na ruch, jaki chce wykonać przeciwnik, aby w porę go zablokować i wyprowadzić kontrę. Odniosłem wrażenie grania w dwuwymiarową wersję produkcji inspirowanej serią Demon’s/Dark Souls, co jest w moim przekonaniu sporą zaletą. Nie mamy co prawda wskaźnika wytrzymałości, ale zamiast tego umożliwiono naszym przeciwnikom wytrącenie nam broni z ręki. Musimy wtedy odpowiednio szybko uniknąć ataku oponenta, podnieść oręż i ewentualnie wyprowadzić nasz cios. Nierzadko nie należy do najprostszych manewrów, więc warto zwracać uwagę, by nie utracić broni ani na chwilę. Oprócz zwykłych ataków możemy atakować z bara, a tym samym zamroczyć na chwilę wroga, uniemożliwiając mu tym samym wyprowadzenie ciosu. Walki nie są co prawda najbardziej skomplikowane, ale jednak ich stopień rozbudowania oddaje nam pewną swobodę i pozwala wychodzić ze zwycięskich starć z niemałą dozą satysfakcji. Podczas około 3 godzin, których będziecie potrzebować na ukończenie gry weźmiecie udział w niemałej liczbie walk, aczkolwiek nie tylko to ma do zaoferowania opisywana produkcja.
Wspomniałem wcześniej, że dwa inne ważne elementy rozgrywki to eksploracja i dbanie o przetrwanie. Warto zaglądać pod wszystkie kamienie i zaspy śnieżne, jakie możemy. Nierzadko będą one skrywały ważne przedmioty, takie jak na przykład patyki czy zioła. Nasz bohater może skakać, wspinać się i kucać, nie licząc wykonywanie działań ofensywnych, które opisałem w poprzednim akapicie. Nie bez znaczenia jest możliwość wykorzystywania ziół. Pozwalają nam one tamować krwawienia, których niewątpliwie się nabędziemy po licznych zmaganiach z przeciwnikami. Koniecznie pamiętajcie jednak, że zioła to jedynie półśrodek – do pełnego wyleczenia postaci, a tym samym pozbycia się ryzyka wykrwawienia na śmierć niezbędne jest odpoczęcie przy ognisku.
Wyrażając swoje zdanie na temat Unto the End, nie można pominąć tego, jak ta produkcja wygląda i brzmi. To prosta, niezależna gra, a więc nie ma sensu w oczekiwaniu po niej wodotrysków graficznych. Nie znaczy to bynajmniej, że to brzydki tytuł, co to, to nie. Odznacza się on charakterystycznym stylem wizualnym, który na pewno znajdzie swoich miłośników. Sporo czasu spędzimy pod powierzchnią ziemi i tam jest nieco za ciemno i monotonnie, ale recenzowany tytuł nabiera rumieńców po wyjściu z jaskiń – czy to weźmiemy udział w samouczkach tłumaczących walkę, czy będziemy biegać po polach będziemy oglądali bardzo jasne tereny silnie kontrastujące z podziemnymi tunelami. Na pochwałę zasługuje również udźwiękowienie. Unto the End nie posiada może fenomenalnego tematu muzycznego, ale nadrabia to świetnymi odgłosami otoczenia. Chodzenie po zaśnieżonych ścieżkach czy wycie wiatru brzmią bardzo dobrze i zdecydowanie radzę grać w tę produkcję w dobrych słuchawkach.
Unto the End to fantastyczna podróż przez mroźną krainę, która nie złapie Was za serce, ale zamiast tego dostarczy kilku godzin wciągającej rozgrywki z wymagającymi starciami. Dodatkowym plusem jest polska kinowa wersja językowa, ułatwiająca zrozumienie mechanik, jakimi kieruje się tytuł. Gdyby nie cena, byłbym w stanie polecić ten tytuł wszystkim fanom dwuwymiarowym grom akcji. Jednak 100 złotych za tak niedługą grę to stanowczo za dużo. Na pewno warto jednak dodać ją na swoją listę życzeń i kupić, gdy zostanie wyceniona na około 50 złotych. Rozgrywka mimo swojej prostoty potrafi bawić i na pewno bardzo miło będę wspominał perypetie mojego bohatera.
Kod recenzencki zapewnił wydawca, Big Sugar.
Dodaj komentarz