Znacie serię Sąsiedzi z Piekła Rodem? Dzięki Neighbors back from Hell również nowe pokolenie graczy może się o niej dowiedzieć.
Oryginalna wersja Neighbors from Hell została stworzona i wydana przez studio JoWooD Entertainment w 2003 roku. Gra spotkała się bardzo pozytywnym odbiorem, dzięki czemu w następnym roku mogliśmy cieszyć się kontynuacją. Od premiery Sąsiadów z Piekła Rodem minęło ponad 16 lat. Prawie dekady to okres, przez który w branży gier wideo odbyło się wiele zmian i nie sposób wymienić ich wszystkich bez dłuższego zastanowienia. Jednak nie to jest tematem niniejszego tekstu. Przyjrzymy się odświeżonej edycji obu gier, noszącej nazwę Neighbors back from Hell, i odpowiedzmy sobie na pytanie: czy warto wydać na nią nieco ponad 60 złotych?
Neighbors back from Hell nie stanowią zwykłego portu klasyka, jakim są Sąsiedzi z Piekła Rodem. Oprócz oczywistego podbicia rozdzielczości tekstur, gry zostały dotknięte przez szereg zmian. Nie są to modyfikacje ingerujące w trzon rozgrywki i stylu, niemniej jednak warto poświęcić im nieco miejsca. Jeśli pamiętacie oryginalną wersję, z pewnością wiecie o obecności procentowego wskaźnika symbolizującego oglądalność. Za wykonywanie figli i łączenie ich w kombinacje nasz wynik wzrastał. W nowej odsłonie zdecydowano się na inny system prezentowania punktacji. Są nimi widoczne w trakcie misji monety na górze ekranu. Im więcej dostępnych psikusów wykonamy, tym więcej monet uzyskamy. Zaznaczam od razu, że stanowią one jedynie reprezentację wizualną naszych postępów, nie mylmy ich z walutą – mamy tu do czynienia z liniową produkcją dla jednego gracza i należy mieć to na uwadze, decydując się na zakupienie tytułu. Zmiany znajdziemy także w warstwie wizualnej. Sporo elementów otrzymało poświatę bijącą od lamp, czy innego źródła światła – jest to dość subtelne unowocześnienie, którego nowi gracze pewnie nawet nie zauważą, jednak fani serii dostrzegą nieco ulepszeń wizualnych. Są one nieinwazyjne i dają do zrozumienia, że twórcy chcieli wnieść coś od siebie, jednocześnie nie zmieniając za dużo w samej rozgrywce – i chwała im za to.
Neighbors back from Hell to wciąż prosta w swoich założeniach gra logiczna, w której nasz cel jest zawsze jeden – jak najbardziej uprzykrzyć życie panu Rottweilerowi – jednemu z tytułowych sąsiadów. Jak dowiadujemy się z przerywnika filmowego na początku gry (który mógłby być lepszej jakości – niska rozdzielczość klipu razi), wspomniany Rottweiler wraz z rodziną od dawna uprzykrzał życie naszemu bohaterowie – a to przyjechała do niego rodzina i nie można było spokojnie siedzieć, a to pies przyszedł i załatwił się na roślinach Woody’ego, a to nasz sąsiad z lubością kosił trawę – byle jak najgłośniej i byle jak najbardziej przeszkodzić naszej postaci. W końcu Woody nie wytrzymał – zakradł się do domu uciążliwego znajomego, zamontował w nim kamery i zorganizował program telewizyjny, emitujący na żywo sposoby, w jakie odpłacimy pięknym za nadobne. Nie miejcie złudzeń – fabuła nigdy nie była istotna w Sąsiadach z Piekła Rodem. Co prawda przed wczytaniem misji wyświetla się nam plansza nakreślająca tło wydarzeń, ale nie to jest najważniejsze. W recenzowanej grze pierwsze skrzypce gra rozgrywka.
Przemierzając mieszkanie sąsiada, musimy oczywiście uważać, by nie zostać wykrytym. Woody ma trzy próby na ukończenie misji, ale każde złapanie nas przez grubego karykaturalnego mężczyznę wiąże się z karą przy punktacji za misję. Jeśli nie zależy nam na wysokich wynikach – w produkcji nie znajdziemy rankingów światowych, ani ze znajomymi – to nie musimy oczywiście bardzo się starać. Niemniej jednak zawsze należy uważać, gdzie jest sąsiad. Jeśli nie będziemy tego pilnowali, będziemy musieli przejść poziom od nowa. W unikaniu znajomego pomagają nam zlokalizowane w niektórych pomieszczeniach szafy, czy urny, w których możemy się schować. Nie zawsze jest jednak taka możliwość, a więc świadomość środowiska jest kluczowa przy planowaniu naszych działań. Ułatwia to nam swobodna kamera, którą przemieszczamy za pomocą prawej gałki analogowej, natomiast naciśnięcie B wycentruje nam kadr Sąsiad TV na Rottweilerze. Wykorzystamy także L i R do wybierania przedmiotów w ekwipunku, A posłuży nam do wybrania obiektu, z którym możemy wejść w interakcję, Y oraz X pozwolą Woody’emu skomentować przedmiot, natomiast do poruszania się bohaterem służy lewa gałka analogowa (alternatywnie możemy do tego wykorzystywać krzyżaka). Szkoda, że nie zdecydowano się na zaimplementowanie obsługi ekranu dotykowego – w przygodówce miałoby to dużo sensu, ale mimo tego sterowanie jest wygodne i nie ma mowy o myleniu przycisków.
Same zagadki, a dokładniej psikusy, jakie sprawiamy sąsiadowi, nie należą do najtrudniejszych ani najbardziej wymyślnych, ale nie mogę uznać tego za wadę. Neighbors back from Hell jest stylizowane na reality show, ale rysunkowa otoczka idealnie współgra z mało poważną rozgrywką. Możemy więc namalować wąsy na obrazie Mamuśki, zamienić piankę do golenia z bitą śmietaną, czy na przykład… polać benzyną miejsce, z którego Rottweiler obserwuje pokaz połykacza ognia. Żarty, które wykonujemy kosztem sąsiada nierzadko balansują na granicy życia i śmierci, często nawet powinny zabić, ale zamiast tego obserwujemy zabawną animację, w której na przykład obiekt naszych drwin łamie palec u nogi, czy jest rażony prądem. Powaga zdecydowanie nie jest słowem, które pasuje do recenzowanej produkcji. Należy nastawić się na priorytet żartów i większe znaczenie psikusów niż trzymania się konsekwencji. Jednocześnie trzeba przyznać, że powiązania przedmiotów są logiczne. Wszystko, czego potrzebujemy znajdziemy w świecie gry – Woody przychodzi do domu oraz na wakacje sąsiada kompletnie nieprzygotowany. Twórcy dodali również mini-gierkę w opisywanym porcie. Dzięki temu oprócz sporadycznej konieczności manewrowania analogiem wokół zarysu naszego upragnionego przedmiotu, aby wejść w jego posiadanie mamy też inną gierkę. Niekiedy musimy dopasować do siebie trzy kolumny tak, aby jeden rząd przedstawiał to, czego szukamy. Nie jest to trudne, a jednocześnie urozmaica nieco rozgrywkę. Dobrze, że dodano taką mini-gierkę – jest ona jednym z plusów tytułu.
Samo udźwiękowienie jest właściwie takie samo, jak w oryginale. Nadal mamy więc do czynienia z niewielką ilością muzyki – można ją słyszeć jedynie na początku i końcu misji. Nie znaczy to bynajmniej, że całą grę warto przechodzić bez włączonych dźwięków. Ominęlibyśmy wtedy bardzo sugestywne chichoty z taśmy pojawiające się w momencie, kiedy przygotujemy pułapkę czekającą na niespodziewającego się niczego sąsiada, wykonującego w kółko te same czynności. Najbardziej satysfakcjonujące są oczywiście wrzaski bezsilności ofiary, wpadającej w nasze sidła. Czasem należy oczywiście uważać, bo nasz cel nie będzie sam. A to w jednym z pokojów będzie papuga czekająca na zwrócenie właścicielowi uwagi o naszej obecności, a to gdzie indziej będzie spał pies, a to będziemy musieli uważać również na Mamuśkę na wakacjach – w drugiej części klasyka.
Neighbors back from Hell to bardzo udany powrót do gier, które pokochało wiele osób. Rozgrywka doczekała się małego rozwinięcia w postaci nowej mini-gierki, ale jednocześnie pozostała wierna pierwowzorowi. Na przejście czeka ponad 20 misji. Czas potrzebny na ukończenie jednej jest zróżnicowany – niektóre poziomy skończymy w 3 minuty, na inne będziemy potrzebować około 7. Widać więc, że nie jest to najdłuższa produkcja. Powróćmy więc do pytania postawionego na początku tego wpisu. Czy warto wydać na nią ponad 60 złotych? Chciałbym powiedzieć, że tak, ale nie mogę. To oczywiście świetna kompilacja i bez wątpienia znajdzie wielu zwolenników, a fani oryginału nawet nie muszą się zastanawiać nad zakupem. Uważam jednak, że póki co najlepiej będzie poczekać na promocję i w momencie, kiedy cena spadnie do około 45 złotych, śmiało kupujcie tę grę. Technicznie jest wykonana bardzo dobrze i na pewno nieraz wywoła uśmiech na Waszej twarzy.
Kod do recenzji dostarczyło Dead Good Media.
Dodaj komentarz