9 Monkeys of Shaolin trafiło na Switcha. Sprawdźmy więc, czy warto zagrać w tę wersję produkcji studia Sobaka.
9 Monkeys of Shaolin przedstawia historię chińskiej wioski bronionej przez mnichów z tytułowego Shaolin. Od lat ataki piratów spotykają się z niepowodzeniem dzięki zawziętości i treningowi wspomnianych mnichów. Pewnego razu jednak napaść odznacza się zdecydowanie większą niż zazwyczaj skutecznością. W wyniku tego ataku giną żona i przyjaciele prostego wieśniaka, Weia Chenga. Nie zastanawiając się długo, postanawia ruszyć w krucjatę, mającą na celu pomszczenie swojej straty i wyplenienie piratów. Ruszamy więc razem z nim w podróż po prawie 30 poziomach.
Fabuła niewątpliwie nie jest najsilniejszą stroną recenzowanej produkcji. Historia jest tak wtórna i schematyczna, jak to tylko możliwe i w najmniejszym stopniu nie zachęca do uważnego jej śledzenia. Szybko złapałem się na tym, że przeklikiwałem dialogi, bo te nie wnosiły absolutnie niczego do gry. Plusem tytułu nie jest też jego długość. Na ukończenie gry potrzebne jest zaledwie kilka godzin. Dotarcie do końca każdego z poziomów na ogół zajmuje zaledwie 3-4 minuty, w porywach do 10, a więc łatwo obliczyć, że 5 godzin to maksymalny czas potrzebny na dotarcie do napisów końcowych. To bardzo krótka gra, co jednak na szczęście znajduje odzwierciedlenie w cenie – 9 Monkeys of Shaolin zostało wycenione na nieco ponad 100 zł.
Niezwykle istotną kwestią w wielu grach jest rozgrywka. Nie inaczej jest w przypadku recenzowanego tytułu. Stanowi ona jego najważniejszą część, a więc powinna być należycie dopracowana. Okazuje się jednak, że również ten element 9 Monkeys of Shaolin nie jest pozbawiony wad. Produkcja studia Sobaka reprezentuje gatunek chodzonych dwuwymiarowych bijatyk. Poruszamy się w prawo, a gdy dotrzemy do ustalonego przez twórców punktu, kamera zatrzymuje się w jednym miejscu, a na ekranie pojawia się grupa przeciwników. Po uporaniu się z nimi znów idziemy w prawo i tak dalej. Nie tu tkwi jednak problem. Dotyczy on dość niewielkiego wachlarza możliwości naszej postaci. W teorii może wydawać się, że nasza postać zna mnóstwo technik i można mieć nadzieję na zachęcanie nas do korzystania z pełnego asortymentu ruchów. Prawda okazuje się niestety inna. Na ogół będziemy korzystać z kilku tych samych sekwencji ciosów i kopniaków, co jakiś czas kontrując atak przeciwnika. Nie dlatego, że nie można robić niczego innego, o nie. Nie będzie nam po prostu zależało na urozmaiceniu sekwencji, bo nie ma w tym większego sensu.
Wspomniałem wyżej o kontrach i należy poświęcić im nieco miejsca. Defensywnymi umiejętnościami Chenga są między innymi uniki oraz właśnie kontry. Naciśnięcie L w momencie, kiedy na ekranie pojawia się żółty błysk oznacza możliwość wykonania kontrataku. Mało tego, sparowanie strzały w odpowiednim momencie pozwala na odbicie jej i zabicie tym samym łucznika. I nie byłoby w tym niczego złego gdyby nie to, że sygnał ten często zlewa się z mdłym tłem, w wyniku czego zwyczajnie nie zauważamy stosownego momentu na wyprowadzenie kontry. Przez to tracimy licznik kombinacji, a tym samym cierpi na tym nasza punktacja na koniec poziomu. Nie jest ona do niczego potrzebna, ale jeśli lubimy poprawiać swoje wyniki, to jednak dobrze byłoby mieć model rozgrywki, który każe nas za nasze błędy, a nie za niedopracowanie ze strony twórców. Pozostając jeszcze przy śrubowaniu swoich wyników, warto wspomnieć, że każdy z poziomów możemy ponownie rozegrać po jego ukończeniu, co z pewnością jest dobrą opcją dla maniaków wykręcania jak największych rekordów.
Kontra i zwykle ciosy to nie wszystko, co składa się na rozgrywkę w 9 Monkeys of Shaolin. Poziomy zapewniają nam bowiem różnego rodzaju premie za ukończenie misji. A to zdobędziemy sandały wzmacniające naszą wytrzymałość, a to znajdziemy naszyjnik zwiększający maksymalny poziom energii Qi, a to zamienimy naszą lagę na pikę zapewniającą premie do uderzeń krytycznych. Nie mamy tu do czynienia z takim poziomem wybierania wyposażenia jak w największych grach RPG, ale mimo tego dobrze, że Sobaka pomyślało o zaimplementowaniu tego elementu. Pozwala to nam dostosować w pewnym, choć dość ograniczonym, stopniu naszego wojownika. Pomagają w tym również umiejętności kupowane za punkty zdobywane za wykonywanie poziomów. Nie ma tu żadnych wyzwań – wystarczy przejść poziom z jak największą liczbą zadanych ciosów bez odnoszenia obrażeń, a uzyskamy stosowną ilość tych punktów. Szkoda, że tak bardzo spłycono ten element. Mógł stanowić jedną z silniejszych stron gry, a tak został miałkim, niewiele znaczącym dodatkiem. Rozwijanie skupia się na ogół na zwiększeniu statystyk i wartości ataków i bardzo rzadko odblokujemy cios, który drastycznie wpływa na rozgrywkę.
Graficznie 9 Monkeys of Shaolin przedstawia się bardzo biednie. Animacje są przyzwoite, aczkolwiek tła rażą bardzo niską rozdzielczością tekstur, a modele przeciwników bardzo szybko zaczynają się powtarzać. Dodajmy do tego jeszcze ubogą paletę barw, a otrzymamy produkcję która zdecydowanie nie będzie stała w walce o nagrodę za najładniejszą grę dostępną na aktualnych konsolach. Udźwiękowienie jest bardzo słabe – do tego stopnia, że musiałem włączyć grę i wsłuchać się w dźwięki podczas pisania tego tekstu, aby mieć pewność co do obecności dźwięku. Owszem, coś tam słychać, ale muzyka, ani udźwiękowienie nie zapadają w pamięci w najmniejszym stopniu.
9 Monkeys of Shaolin to przeciętniak w każdym możliwym aspekcie. Z jednej strony mamy teoretycznie rozbudowany model walki, ale z drugiej mamy do czynienia z absolutnym brakiem zachęty do wykorzystania jego możliwości. Udźwiękowienie wydaje się nie istnieć, a grafika jest marna. Plusem jest natomiast lokalny oraz sieciowy tryb współpracy. Cóż jednak z tego, skoro wszystko to ginie w morzu wtórności i nudy? Grę może obronić niska cena, ale mimo niej nie jestem w stanie polecić produkcji komukolwiek poza największymi fanami gatunku. Jeśli nimi nie jesteście, niesłychanie znudzicie się, grając w to dzieło.
Grę do recenzji dostarczył polski wydawca, Koch Media Poland.
całkowicie sie z minusami zgadzam