Studio Hero Craft zaprasza na pokład swojej najnowszej produkcji na Switcha – Under the Jolly Roger. Sprawdźmy, czy zdoła się ona oprzeć sztormom.
Under the Jolly Roger to gra umożliwiająca nam wcielenie się w pirata i pozwalającą przemierzać bezkres oceanu. Bardzo chętnie wziąłem się za ogrywanie dzieła Rosjan – na rynku jest zaskakująco mało tytułów poświęconych morskim wojażom i z roku na rok ukazuje się coraz mniej produkcji z okrętami w roli głównej. Poczekałem więc cierpliwie aż na kartę Switcha pobierze się nieco ponad gigabajta plików, po czym uruchomiłem grę, mając nadzieję na wciągającą rozgrywkę. Okazało się, że nie wszystko udało się studiu Hero Craft, ale nie brakuje też całkiem dobrze zorganizowanych elementów.
Naszą podróż rozpoczynamy od wybrania swojego okrętu. Wybór jest dość ograniczony, więc decydujemy się jedynie na podstawową jednostkę pływająca – jedyną, na którą nas stać. W miarę postępu w rozgrywce zdobędziemy środki na rozbudowę poszczególnych elementów okrętu. Będziemy mogli kupić lepsze żagle, które zwiększą prędkość jednostki. Nabędziemy też lepszy kadłub, wytrzymujący silniejsze ataki, czy zainwestujemy w różnego rodzaju armaty i kule – nie brakuje oczywiście kartaczy i zwykłych kul armatnich, ale są też na przykład bomby, siejące spustoszenie na pokładach wrogich statków. Możemy też decydować, pod jaką banderą pływamy – w dowolnym momencie podczas przemierzenia oceanu istnieje opcja zmienienia flagi. Ma to wpływ na szansę zaatakowania nas przez wrogie jednostki. Brzmi to dobrze, ale wykonanie nie zachwyca. Często skutki związane z określoną banderą były tak mało istotne, że wolałem stałe pływać, powiewając białą czaszką na czarnym płótnie.
Under the Jolly Roger pozwala na żeglowanie na dwa sposoby. Jednym z nich jest wskazywanie docelowego miejsca na mapie rozłożonej w kajucie kapitana. Przesuwamy kursor za pomocą lewej gałki analogowej, po czym zatwierdzamy wybór i obserwujemy jak nasz okręt płynie w wybranym kierunku. W dowolnym momencie możemy przełączyć się na perspektywę najbliższej okolicy jednostki i sterować jej ruchem w trzecioosobowym widoku. Wystarczy jednak przybliżyć kamerę, aby przełączyć się na widok z oczu kapitana. Co do układów kamery nie mam żadnych zastrzeżeń i każdy na pewno znajdzie coś dla siebie w recenzowanym tytule. Nie wszystko wygląda niestety tak różowo. Gra nie może się pochwalić oprawą wizualną najwyższych lotów i często widzimy tekstury niskiej jakości. Bolą też animacje ataków i ruchu postaci przywodzące na myśl tytuły sprzed co najmniej dekady.
Należy zaznaczyć, że w Under the Jolly Roger możemy oczywiście brać udział w bitwach morskich. Prezentują się one dobrze – musimy sprawnie manewrować, odpowiednio rozwijając i stawiając żagle. Nieodzowne jest unikanie ognia nieprzyjaciela i strzelanie z naszych dział. W opcjach możemy włączyć automatyczny ostrzał w momencie osiągnięcia najwyższej szansy na trafienie. Odwracając się bowiem do wroga, możemy wycelować w jego statek i oddać strzał z wybranej broni. Zostało to zorganizowane naturalnie i do tego elementu rozgrywki nie mam żadnych uwag. Problem pojawia się jednak, gdy przystąpimy do abordażu. Wtedy (oraz podczas krótkiego zwiedzania wysp skarbów) widok przełącza się na TPP, a my sterujemy naszym kapitanem. Ma on niestety bardzo ograniczone możliwości. Chodzimy za pomocą lewej gałki analogowej, ZR to cios szablą, natomiast ZL służy do blokowania ataków przeciwników. Problem w tym, że animacje są strasznie tandetne i skutecznie zniechęcają do abordażu. To ogromna wada gry. Potencjał był spory, ale wykonanie jest przeciętne.
Jednak największe rozczarowanie jest związane z udźwiękowieniem. Skoro mamy do czynienia z grą o tematyce marynistycznej, to spodziewałem się szant. Okazało się, że nie ma ich w dziele Hero Craft. Co prawda muzyka przygrywająca w tle naszych działań jest przyzwoita i pasuje do sytuacji, brzmiąc odpowiednio podniosłe podczas bitew morskich, ale jednak niesmak pozostaje. Szanty są nieodzownym elementem każdej dobrej gry poświęconej piratom. Ogromna szkoda, że twórcy nie postawili na nie w recenzowanym tytule. Ogólne udźwiękowienie jest przeciętne – nie zachwyca, ani nie razi. Gwarantuje jednak, że zapomnicie o nim bardzo szybko, nawet jeszcze przed wyłączeniem gry. Szybko staje się nijakie i przestajemy zwracać na nie uwagę.
Under the Jolly Roger nakłania także do odpowiedniego zarządzania załogą. Musimy dbać o wypłacanie im żołdu, aby uchronić się przed pogorszeniem nastrojów i skuteczności w walkach. Natomiast jeśli nasi zaloganci będą dobrze sprawdzali się w podróży, będziemy mogli awansować ich na kolejne poziomy, jeszcze bardziej zwiększając ich przydatność. Naturalnie niekiedy będziemy musieli uzupełnić stan załogi, która może być osłabiona udziałem w bitwach. Nowych kompanów rekrutujemy w tawernach i na zdobytych okrętach. Rozwiązanie jest proste i sensowne.
W ogólnym rozrachunku Under the Jolly Roger to niestety przeciętna produkcja, która nie wybija się niczym na rynku. Jej największą zaletą jest tematyka, przez którą wpasowuje się w niszę gatunkową. Gra nie jest najgorsza, ale próżno szukać w niej czegoś więcej niż przygody na krótkie sesje. Dłuższy czas rozgrywki sprawia, że czujemy znużenie wykonywaniem w kółko tych samych czynności. Nie pomaga obecność wielu misji głównych i pobocznych – sprowadzą się one do ustawicznego powtarzania tych samych działań. Sporą wadą jest brak szant i obsługi ekranu dotykowego – przełączenie się między poszczególnymi zakładkami potrafi być męczące. Under the Jolly Roger ewidentnie jest produkcją dla maniaków gier o piratach. Reszta z Was może odjąć od oceny 1 punkt.
Grę do recenzji dostarczyło Hero Craft.
Dodaj komentarz