Można powiedzieć, że pisanie materiałów dla tego portalu nie jest łatwe – zwłaszcza kiedy trafi się produkcja co najmniej dziwna. Przed wami recenzja Leisure Suit Larry: Wet Dreams Don’t Dry.
Słowo „dziwna” jest tutaj tym delikatnym wstępem do tego, co za chwilę wam opiszę. Otóż za sprawą kodu, który dostałem na mojej konsoli zagościł Larry Laffer.
Był to gość całkowicie mi nieznany. Jednak po zagraniu w jego przygody wiem, że nie chciałbym spotkać go na ulicy.
Recenzja Leisure Suit Larry: Wet Dreams Don’t Dry powstaje na podstawie wersji na konsolę Xbox One. Gra miała swoją premierę wczoraj właśnie na tej platformie.
Pierwszym, co mnie uderzyło w tej produkcji był sam tytuł. Stwierdziłem jednak, że nie można oceniać gry po nazwie bo mogę się jeszcze zdziwić.
Nie grałem w inne części z tej serii, więc nie mam porównania, co wydaje się tutaj kluczowe, bo czuję, że wiele straciłem.
Co to jest?!
Zanim jednak zaczniemy zabawę, to produkcja poddaje nas pewnemu quizowi. Ma to na celu sprawdzenie, czy faktycznie jesteśmy pełnoletni, a jeśli nie uda nam się trafić jednej odpowiedzi, to zapomnijcie o dalszej rozgrywce.
Rozumiem zabezpieczenie, ale niektóre z pytań sprawiły, że musiałem się naprawdę poważnie zastanowić. Na pewno ekipa chciała w ten sposób dopilnować, by w tę grę grały osoby naprawdę z +18 na karku.
Było to naprawdę zniechęcające do rozgrywki. I mam po tym niesmak, gdy piszę te słowa.
Co ja właściwie przed sobą mam?!
Crazy Bunch stworzyli produkcję pełną zagadek, jakie rozwiążemy dzięki przedmiotom walającym się po poziomach, gdzie przyjdzie nam podbijać damskie serca.
Warto jednak tutaj zaznaczyć, że to ostatnie nie było przyjemne (przynajmniej dla mnie, gdy kierowałem poczynaniami bohatera). Muszę to napisać – czułem się najzwyczajniej w świecie żałośnie.
Zresztą nic dziwnego, bo facet ten zatrzymał się mentalnie na latach 80. Patrząc na jego zachowanie, naprawdę współczuję każdej osobie, która trafiła na takiego gościa w realnym świecie.
Otóż Larry jest tym typem człowieka, którego można spotkać w barze. Jedynym celem tej postaci jest poderwanie swojej przyszłej nocnej zdobyczy, ale z użyciem najgorszego możliwego tekstu.
Jeśli jednak myślicie, że na tym koniec, to poczekajcie, bo mam dla was coś o wiele lepszego. Otóż nasz bohater nie jest zwykłym facetem. Okazuje się, że urwał mu się film – do tego stopnia, iż przeniósł się w czasie. I nie, Doc i Marty McFly nie mają z nim nic wspólnego.
Skoro wiemy, że gra toczy się w czasach współczesnych, to może przydałoby się dowiedzieć, o czym tak na serio jest „wątek” fabularny w tej grze.
Wyruszamy na podryw!
Otóż nasz szanowny Larry ma chęci na podbicie serca Faith (a raczej na przeżycie jednorazowej nocy w jej towarzystwie). Kobieta ta to bizneswoman związana z firmą będącą tytanem świata technologii.
Swoją drogą ta produkcja jest świetnym przykładem żartu ze społeczeństwa, w którym właśnie żyjemy.
Wiecie, w biegu między jedną aplikacją, a drugą. W świecie Larry’ego wiele aplikacji, to podróbki naszych. Przykładowo Tinder to Timber, Instagram to Instacrap i tak dalej.
Larry niestety będzie musiał się polubić z Timberem, bo to właśnie z ta aplikacja pozwoli mu zwrócić na siebie uwagę Faith.
Zakończmy tu najważniejszy element tego wpisu, ale przejdźmy teraz jeszcze na moment do technicznych aspektów gry.
Leisure Suit Larry: Wet Dreams Don’t Dry to klasyczny przykład zabawy point and click. Z jednej strony jest to dobra gra, ale z drugiej twórcy wyraźnie nie zdawali sobie sprawy, gdzie kończy się jakakolwiek poprawność.
Wiele rzeczy jest… do zrobienia!
Podczas rozgrywki mamy do znalezienia stanowczo za dużo przedmiotów, które są nieprzydatne i nie do końca mamy pojęcie, co z nimi mamy zrobić, rozwiązując zagadki.
Oprawa graficzna oraz dźwiękowa stoją na wysokim poziomie. Zarówno lokacje jak i muzyka, kojarzą się z kreskówkami. Idealnie pasuje to do absurdu, jaki obecny jest po prostu wszędzie.
Bug, bug i co? Następny bug!
Oczywiście w takiej produkcji nie mogło również zabraknąć błędów, a te skutecznie utrudniały mi rozgrywkę na konsoli Xbox One.
Gra zacinała się w najmniej oczekiwanym momencie. Czasem, kiedy wybierało się analogiem odpowiedź, to nic nie działało.
Było to uciążliwe, ponieważ trzeba było zresetować grę, a dodatkowo ponownie przejść niektóre fragmenty i modlić się, by ten błąd ponownie nie miał miejsca.
Leisure Suit Larry: Wet Dreams Don’t Dry to gra, która na pewno trafi do fanów Larry’ego, nie mogę jednak tego powiedzieć o osobach, jakie teraz spotkały lub dopiero spotkają twór od Crazy Bunch.
Doczepił się do easter egga 😀 czyli pytań mających potwierdzić wiek 😀
Widać że bardzo młody jesteś po ocenie gry, wypisujesz same głupoty. To jest Larry Laffer człowieku. Zlinczowałeś jedną z najlepszych przygodówek lat 90 tych. Rasistowska seksistowska niepoprawna polityczna, Wam młodym ludziom odbija teraz i to nieźle.
Zgadzam się z Tobą. W dodatku kolo o sobie pisze „gracz od wielu lat”. To jak można było pominąć Larosa?? Larry 7 człowieku idź ograj!! bo nie wiesz co jest dobre a co nie. I nie nazywaj siebie graczem, bo musiałbyś się urodzić z 5 razy, żeby ograć tyle gier co ja i mieć pojęcie w dzisiejszym świecie coś na temat gier i gatunku. Zachwycasz się pewnie pierwszym lepszym indorem, a na kunszt grafików, detali i prowadzonej fabuły w grach AAA kręcisz nosem, jaka to przekoloryzowana lub nie w twoim stylu. Ty jesteś typkiem pokroju: białe lub czarne. Niestety są inne kolory, na które trzeba zwrócić uwagę i się nimi zainteresować. Naprawdę i zmień swój opis, żeś gracz wielki.