Konsole PS4 i XONE dostały kolejną grę RPG. Przyjrzymy się nowemu wydaniu Kingdoms of Amalur i sprawdźmy, czy warto się zainteresować tym tytułem.
Kingdoms of Amalur: Reckoning pierwotnie ukazało się na konsolach PlayStation 3 i Xbox 360 już w 2012 roku. Tytuł Big Huge Games dostarczył mi w oryginale ponad 60 godzin rozgrywki na PC. Mając w pamięci bardzo miło spędzony czas z podstawową wersją produkcji, bardzo czekałem na możliwość sprawdzenia jakości portu (wykonanego przez studio Kaiko Games) na nowe konsole. Po otrzymaniu kodu recenzenckiego od polskiego wydawcy chętnie wpisałem klucz w PlayStation Store i wkrótce mogłem na nowo odkrywać fantastyczną krainę Amalur. Moje wrażenia z ogrywania tytułu znajdziecie w recenzji, do której lektury zachęcam. Nie przedłużając niepotrzebnie, przejdźmy do wspomnianego tekstu. Na pierwszy ogień pójdzie fabuła.
Zacznijmy od tego, że nasza postać nie żyje. Jest to dość nieoczekiwany początek przygody, ale oczywiście nie może się ona tak od razu zakończyć. Szybko zostajemy przywróceni do życia i możemy stworzyć naszą postać. Edytor nie jest rozbudowany jak w grach takich jak Skyrim, czy The Sims, ale nadal można wykreować bohatera zgodnie z naszymi preferencjami. Wybieramy jeden z kilku rodzajów fryzury i zarostu oraz oczywiście kolor owłosienia. Mamy także wpływ na dodatki – tatuaże, czy kolczyki. Oczywiście jedną ze zmiennych, o których postanawiamy jest także płeć naszej postaci. Warto zaznaczyć, że przypisujemy naszemu bohaterowi imię oraz decydujemy się na jedną z dostępnych ras: Almain, Dokkalfar, Ljosalf lub Varani. Ten wybór pociągnie za sobą początkowe kształtowanie się punktów cech, ale nie stanowi jeszcze o klasie postaci.
O niej decydujemy, odpowiednio rozwijając naszego Fateless One. Zdobywając nowe poziomy, zyskamy możliwość wybrania swojego Przeznaczenia, symbolizowanego przez określoną kartę. Przeznaczenie zapewni nam permanentne zmiany statystyk – zwiększone obrażenia, zdrowie lub na przykład zapas energii magicznej. Bardzo istotna jest otwartość zmian aktywnego Przeznaczenia. W dowolnej chwili możemy wejść do stosownego menu i zmieniać aktywne profity. Nie jestem skazani na jeden określony zestaw przez całą rozgrywkę. Przeznaczenia, które są dla nas dostępne są uzależnione od tego, jak wiele punktów rozwoju zainwestowaliśmy w każdą z gałęzi – finezję, siłę i magię. Stworzenie uniwersalnej postaci jest jak najbardziej możliwe, ale to żmudny proces – zdecydowanie warto postawić najpierw na jedną, może dwie dyscypliny, wyspecjalizować się w nich i dopiero wtedy odblokowywać umiejętności z innej odnogi.
Kingdoms of Amalur: Re-Reckoning to gra RPG, a więc nie może w niej brakować awansowania naszej postaci na coraz to nowe poziomy i aktywowania kolejnych umiejętności. Znajdziemy wśród nich między innymi przyciąganie się do przeciwnika, ataki żywiołowe, pułapki magiczne, bloki i szarże tarczą, nowe ataki, czy zwiększenie maksymalnego poziomu zdrowia lub energii magicznej. Zdecydowanie jest w co inwestować zdobywane punkty w recenzowanej grze i nie będziecie mieć do czynienia z sytuacją, w której macie więcej punktów niż wartych odblokowania umiejętności. Nie bez znaczenia jest fakt, że niektóre zdolności możemy ulepszać kilka razy, zwiększając tym samym efektywność określonych działań.
To, jak bardzo rozwiniemy każdy z atrybutów – finezję, siłę i magię – wpływa na dostępne elementy wyposażenia. Przemierzając krainę Amalur, natkniemy się na niezliczoną liczbę skrzyń i sekretnych miejsc, czekających tylko na odkrycie. Znajdziemy w nich nowe zbroje, bronie, czy tarcze. Rzadkość wyposażenia jest określana przez kolor nazwy, a więc mamy tu do czynienia z klasyką gatunku. Osłona składa się z hełmu, pancerza (czy szat jeśli preferujemy maga), nogawic, butów i osłon rąk. Każdy z tych elementów jest opisany przez wartość, o którą zwiększa sumaryczną osłonę, wymagane poziomy rozwoju atrybutów i zapewniane profity. Te mogą być tak zwyczajne jak zwiększenie maksymalnego poziomu zdrowia, ale znajdziemy też mniejszą szansę na dany rodzaj obrażeń, czy bonusowe punkty obrażeń nanoszone na przeciwnika. Samego uzbrojeni jest też cała masa – są magiczne łaski, luki, miecze jedno i dwuręczne, sztylety, czy czakramy, czy młoty bojowe. Bez wątpienia każdy znajdzie preferowany wariant. Ja najbardziej upodobałem sobie sztylety i długo miecz, ewentualnie czakramy i długi łuk. Pierwszy zestaw pozwalał mi skradać się i wbijać ostrza w plecy niespodziewających się niczego oponentów, nierzadko od razu ich zabijając, natomiast drugi wariant był świetny do trzymania przeciwników na dystans i jednoczesnego atakowania wielu nieprzyjaciół naraz.
Wachlarz przeciwników jest naprawdę spory. Mamy między innymi zwykłe wilki, które nie zadają wielkich obrażeń, ale nadrabiają to działaniem w watasze. Są pokurczowate brownies i drewniane boggarty, których ataki charakteryzują się niemałą prędkością. Na swojej drodze spotkamy również przypominające enty Threshy, kotowate dwunożne Kobolty, Niskaru, członków gangów, wielkich Jottunów, gigantyczne trolle, Pteryxy, Barghesty i Murghany. To jednak zaledwie wierzchołek góry lodowej. Amalur jest niesłychanie bogaty tak w faunę, jak i florę (o której więcej w dalszym akapicie). Świat wykreowany przez R. A. Salvatore’a zachwycał już niemal dekadę temu i nie inaczej jest po upływie tylu lat. Produkcja to iście bajkowa podróż, której akompaniuje bardzo dobra muzyka i przyzwoite udźwiękowienie. Pod kątem artystycznym nie ma się do czego przyczepić. Kompozycje stworzone przez Granta Kirkhope’a idealnie pasują do bajkowego świata.
Przemierzając tereny należące do krainy Amalur, natkniemy się na wiele roślin, skał i innych użytecznych materiałów. Posłużą one na przykład do wytworzenia mikstur. Co istotne, udana kombinacja składników nie jest nam znana. Musimy nabyć przepis u jednego ze sklepikarzy albo… kombinować na własną rękę. Jeśli jedna z prób połączenia roślin stworzy nowy eliksir, zostanie on dodany do naszego wyposażenia, a następnym razem będziemy mogli wytworzyć miksturę z listy znanych przepisów (zakładając oczywiście, że mamy odpowiednie składniki i poziom wiedzy magicznej) – proste, sensowne i satysfakcjonujące. Warto też rozwijać kowalstwo – dzięki temu w odpowiednich miejscach będziemy mogli wyprodukować swoje własne zbroje i bronie, które następnie możemy wykorzystać w walce lub oczywiście sprzedać. Do niektórych rodzajów oręża i opancerzenia możemy wstawić kryształy, wzmacniające te przedmioty i zapewniające premie do obrażeń lub statystyk postaci. Zdecydowanie jest co wytwarzać w Kingdoms of Amalur: Re-Reckoning i fani korzystania z własnoręcznie zrobionych elementów na pewno znajdą coś dla siebie w recenzowanej grze.
Nie mogę niestety pochwalić grafiki. Kingdoms of Amalur: Re-Reckoning wygląda bliźniaczo podobnie do oryginału i ze świecą szukać istotnych poprawek wizualnych. Zdecydowanie nie jest to oprawa na miarę końcówki generacji. Przyznaję, że jestem bardzo zawiedziony poziomem strony wizualnej. Re-Reckoning to na dobrą sprawę port, który pozwala poznać opowieść na PS4 i XONE. Sporym plusem jest zawarcie od razu wszystkich DLC, w tym dwóch sporych rozszerzeń fabularnych: The Legend of Dead Kei i Teeth of Naros, i wkomponowanie ich w główny wątek. Ci z Was, którzy chcą wyciągnąć z gry wszystko, co ma ona do zaoferowania niewątpliwie spędzą z tytułem dziesiątki jak nie setki godzin. Wśród zmian znajdziemy jeszcze drobne możliwości dostosowania wyglądu gry, ale są to modyfikacje tak drobne jak na przykład zasięg pola widzenia – to zdecydowanie za mało jak na teoretycznie odświeżoną wersję tytułu sprzed 8 lat.
Kingdoms of Amalur: Re-Reckoning nie ma w mojej recenzjinajwyższej oceny, ale należą się słowa wyjaśnienia. Sama gra jest fantastyczna i zasługuje na ocenę 8 w dziesięciostopniowej skali. Rozgrywka bardzo dobrze zniosła próbę czasu, a mnogość aktywności (jak na przykład możliwość wytwarzania własnej broni, zbroi i mikstur) sprawiają, że nie wiemy kiedy uciekają spędzone z grą godziny. Muszę jednak ocenić także jakość odnowionej edycji, a ta niczym się nie wybija i jedynie zawarcie DLC sprawia, że nota za port podskakuje o 1 punkt, otrzymując ostatecznie 6. Dodając obie wartości i dzieląc sumę na 2 otrzymujemy więc ocenę 7/10. Produkcja jest zdecydowanie godna sprawdzenia, ale nie liczcie na wielkie zmiany, jeśli graliście w nią na konsolach poprzedniej generacji. Ogromna szkoda, że nie pokuszono się też o dodanie polskiej wersji językowej. Niemniej jednak fani gier cRPG i slasherów powinni być zadowoleni.
Grę do recenzji dostarczyło Koch Media Poland.