Pandemia zmieniła życie nas wszystkich. Nie ma chyba branży, która nie ucierpiała, albo przynajmniej nie została zmieniona przez wirusa. Nie inaczej jest z filmami. Zamknięte kina, przesunięte premiery, zatrzymane prace nad nowymi filmami to codzienna rzeczywistość ludzi pracujących w przemyśle filmowym. Wirus dotknął też najnowszą produkcję Disney’a. Mulan początkowo w kinach pojawić miało się pół roku temu. Po kilku miesiącach zwłoki włodarze firmy postanowili sprzedawać film w internecie w krajach, gdzie dostępny jest Disney+. U nas oczywiście dostępu do usługi nadal nie ma, więc film obejrzeć możemy w tradycyjnej dystrybucji kinowej. Jest więc też doskonała okazja by udać się do kinoplexu, możliwie że podobnie jak ja pierwszy raz od pojawienia się choroby.
Disney tworzy kolejne nowe, aktorskie wersje swoich klasycznych animacji. I choć do tej pory większość z nich była w miarę wiernym odzwierciedleniem oryginału. Oczywiście do filmów dodawane były nowe wątki czy pewne zmiany aby uwspółcześnić przekaz. Wiele osób uważało to za wady. Uważali, że filmy zbyt podobne są do wersji animowanych, przez co oglądają drugi raz to sami. W przypadku Mulan Disney postanowił wprowadzić znaczące zmiany, które ostatecznie w moim odczuciu nie wyszły na dobre.
Główna oś fabuły pozostała bez zmian. Młoda Mulan nie pasuje do tradycyjnego modelu kobiety. Zamiast zostać potulną żoną woli biegać i walczyć. Pewnego dnia, kiedy cesarska armia w obliczu wojny postanawia zmobilizować swoje wojsko Mulan w nocy wykrada miecz i zbroję swojego ojca by podszyć się pod mężczyznę i zająć jego miejsce w wojsku.
W filmie ucięto wiele z rzeczy, które wzbudzają nostalgię u fanów animacji. Przede wszystkim nie znajdziemy tutaj smoka Mushu. Dodatkowo z filmu wycięte zostały wszystkie piosenki, tak ikoniczny element każdej animowanej opowieści. Niby człowiek wiedział o tym idąc do kina, ale mimo to cały czas czułem że czegoś mi brakuje. I liczyłem, że może jednak za chwilę coś się zmieni. Słyszymy znane i kochane melodie w tle, ale niestety aktorzy nie śpiewają tak jak chociażby w Pięknej i Bestii czy Aladynie.
Usunięcie postaci Mushu można byłoby jeszcze zrzucić na fakt, że film chce być dużo bardziej realistyczny. I byłby to mocny argument, który przyjąłbym bez problemy. Problem polega jednak na tym, że film wypełniony jest magią i elementami fantastycznymi. Mamy tutaj zmieniającą się w sokoła wiedźmę, a sama Mulan posiada zdolności, które spokojnie mogłyby ją zapisać do szkoły Jedi. I to właśnie z tymi magicznymi mocami Chi mam wielki problem. Chodzi bowiem o przekaz, jaki film ma ze sobą nieść. Oryginalna Mulan nie była silna, nie była obdarzona magicznymi mocami, ale była mądra. I tą mądrością była w stanie przeciwstawić się przeciwnikom. Tutaj mamy kobietę super bohaterkę, która może i raz czy dwa wykaże się sprytem, ale większość jej niezwykłych czynów to kwestia jej mocy. Najlepiej widać to w scenie, która ma nawiązywać do wspinania się na słup z obciążeniem. W animacji nikt nie dawał rady wykonać to zadanie używając siły. Mulan użyła jednak swojego sprytu i wspięła się na sam szczyt. W aktorskiej wersji czegoś takiego nie mamy. Mulan oczywiście wchodzi na szczyt góry, ale nie zawdzięcza tego sile umysłu, tylko sile mięśni.
Dlatego generalnie uważam, że przekaz jest tutaj dużo gorszy niż w oryginalnej animacji. Oczywiście jest to moje odczucie, nie wiem jak na taki obraz zareagują młode dziewczyny, do których ten przekaz jest kierowany. Dla przykładu Mojej Lubej film bardzo się podobał i jej nie przeszkadzały te rzeczy.
Problemem jest w filmie są też inne postaci. Kompani Mulan z armii są bezosobowi i tak naprawdę zlewają się jeden z drugim. Wszyscy ubrani w te same zbroje, bez większych kwestii dialogowych sprawiają, że nawet nie pamiętam jak się nazywają. I który z nich to był ten duży i głupi, a który lubił jeść?
Ale żeby nie wyszło, że wszystko jest źle. Pochwalić trzeba zdjęcia. Widoki jakie oglądamy naprawdę potrafią zapierać dech w piersi. Piękna scenografia, lokacje dopełnia ładna muzyka, w której co chwila słychać znane melodie, o czym już wspominałem. Dobrze prezentują się też sceny walki.
Generalnie Mulan nie jest złym filmem. W mojej ocenie to najsłabsza aktorska wersja, co boli mnie tym bardziej, że animowany oryginał tak bardzo lubię. Być może przez ten sentyment nie jestem w stanie się do końca przekonać do filmu, więc może nowi widzowie będą mieli inne zdanie. Film zdecydowanie warto obejrzeć i wyrobić sobie własne zdanie. Nowa Mulan jest jak ulubiony schabowy, ale podany z zupełnie innymi dodatkami, które mi nie do końca pasują. Dalej jest to smaczny obiad, ale lata temu u babci jadłem co innego.
Dodaj komentarz